„Świat ci nie wybaczy” Cyryl Sone

ŚWIAT CI NIE WYBACZY

  • Autor: CYRYL SONE
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Cykl: PROKURATOR KONRAD KROON (tom 2)
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 29.05.2023r.

Bardzo podobał mi się pierwszy tom cyklu z prokuratorem Konradem Kroonem napisany przez aktywnego prokuratora piszącego pod pseudonimem  Cyryl Sone od Wydawnictwo Znak  pt. „Krzycz, jeśli żyjesz” (recenzja na klik). Tak bardzo, że po otrzymaniu w prezencie drugiej części zatytułowanej „Świat ci nie wybaczy” szybko książkę przeczytałam, ale o recenzji zapomniałam kompletnie. Cieszę się więc niezmiernie, że w trakcie porządków przedświątecznych odkurzam moją biblioteczkę. Dzięki temu wpadła mi w ręce kolejna historia o Konradzie Kroonie, którą relacjonują z ogromnym zaangażowaniem. 

Książka podzielona jest na części. Część pierwsza nazwana została „Rzeź Pierworodnych” i br….. Faktycznie w kolejnych jej ponumerowanych rozdziałach rozgrywa się prawdziwa rzeź. A wszystko rozpoczyna się od wypadku Klaudiusza Lewandowskiego, który Kroon od razu traktuje jako zdarzenie  z  drugim dnem. „Komu mogło zależeć na śmierci uwikłanego w krajową politykę oraz lokalny biznes mężczyzny?” Sami widzicie, że połączenie polityki i lokalnego biznesu w kryminale prokuratorskim musiało skończyć się prawdziwą rzezią.

Rozdziały jak wspomniałam we wprowadzeniu do fabuły są ponumerowane, zatytułowane miesiącami, w którym dzieje się akcja. Niektóre mają podtytuły, jak np. rozdział pierwszy „Propheta”, który „(…) żył poza czasem; jego myśli, percepcja i jaźń sięgały dalej niż początek i koniec.” W kolejnych rozdziałach podtytuły brzmią między innymi „Klaudiusz”, „Maja” , „Beata”, „Zuza”, „Natasza” i sam „Konrad Kroon”. Lubię taką konstrukcję książek, w której wyraźnie oznaczone są wątki pochodzące od poszczególnych bohaterów, dzięki czemu czytam fabułę kryminalną w sposób bardzo uporządkowany. To zresztą cechuje pióro aktywnego prokuratora, który bawi się z nami w odgadywanie zagadek kryminalnych robiąc to w bardzo dobry sposób. Część piąta, ostatnia nawiązuje bezpośrednio do tytułu powieści. To właśnie w części „„Świat ci nie wybaczy” wszystko się wyjaśnia, wszystko klaruje, chociaż autor rozsiewał już naprowadzające „plotki” wcześniej. Powieść kończy epilog. Ale proszę nie zaczynajcie czytać od końca, jak to robi jedna z moich koleżanek, bo stracicie naprawdę sporo emocji. 

Jeśli nie czytaliście pierwszej części z Kroonem to nie rezygnujcie z przeczytania „Świat ci nie wybaczy”. Autor nie daje czytelnikom nieznającym dotychczas bohatera szans na żadne braki. Wyraźnie kreśli jego rys, a także jego utraconą stronę:

„Wiele lat temu Konrad przysiągł nigdy nie awansować. Nie poświęcił się pracy, nie założył rodziny ani nie stworzył normalnego związku. Świadomie zdecydował się wieść przeciętne życie, wypełnione w znacznej mierze pustką. Praca pozwalała mu zabijać czas. Kroon bronił się jednak, by nie dać się jej uwieść. By nie usłyszeć tego cichutkiego głosu z tyłu głowy, który nakazałby mu się zatracić w świecie zbrodni. Widział papiery, metry dokumentów, stosy makulatury. Widział rozwiązanie problemu, czynności do wykonania, dowody do przeprowadzenia. Nie chciał widzieć niczego ponad to.” -„Świat ci nie wybaczy” Cyryl Sone.

Książkę czyta się rewelacyjnie. Bardzo mi się podobała fabuła. Znowu zwróciłam uwagę na slang prokuratorski, policyjny, z którym nie mam w życiu do czynienia, a który autor, jako aktywny prokurator, stosuje chyba już niezauważalnie. Tak pewnie wsiąkł w prokuratorską rzeczywistość. Jest to mocny i nieoczywisty kryminał, z intrygującą fabułą i charakterystycznymi postaciami. Sam Kroon to pewny siebie facet z przeszłością i problemami, z którymi nie potrafi się uporać, nawet jego relacja z przyjaciółką w wątku obyczajowym jest skazana chyba tylko na niepowodzenie. Ogromnej tajemniczości dodawała postać Propheta, który już pojawia się w pierwszym rozdziale. Od niego Cyryl Sone zaczął mnie, jako czytelnika zaciekawiać i to dzięki niemu nadał narracji upiorności i grozy. 

Bardzo dobre męskie pióro. Koniecznie do przeczytania!!!! 

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak Koncept.

„Ostatnia róża Szanghaju” Weina Dai Randel

OSTATNIA RÓŻA SZANGHAJU

  • Autorka: WEINA DAI RANDEL
  • Wydawnictwo: ZNAK 
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery: 12.07.2023r. 

„Ostatnia róża Szanghaju” Weina Dai Randel od Wydawnictwo Znak to piękna powieść obyczajowa retro z romansem dwójki nieznajomych, których losy zostały złączone. Od momentu, gdy przeczytałam „Gejszę” uwielbiam historie miłosne osadzone w Japonii, pradawnych Chinach. Osadzone wśród feudalnego społeczeństwa, w którym bardzo ważne są powiązania pomiędzy przedstawicielami różnych klas. W którym nie liczy się, kto jest kim, ale kto skąd pochodzi. 

Podczas II Wojny Świątowej w roku 1940 w okupowanym przez Japończyków Szanghaju Aiyi Shao – młoda Chinka, właścicielka nocnego klubu spotyka Ernesta Reismanna, biednego żydowskiego uchodźcę, który pięknie gra na pianinie, dzięki czemu znajduje zatrudnienie w klubie Aiyi. Los nie jest jednak dla nowych znajomych łaskawy. Ich dzieje zostają rozdzielone przez historię, która również nie daje żadnej szansy na jakiekolwiek przyszłe spotkanie.

Przepiękna powieść!!! Bardzo dobrze napisana, głęboko przemyślana, długo zostanie przeze mnie zapamiętana. 

Na przekór opisowi Wydawcy powieść zaczyna się od 1980 roku w Szanghajskim pokoju hotelowym. Dzięki narracji pierwszoosobowej poznajemy bohaterkę, którą widzimy oczami wyobraźni siedzącą na wózku inwalidzkim, która o sobie myśli w następujący sposób: „Mam sześćdziesiąt lat, jestem bizneswoman, filantropką i kobietą dręczoną rozterkami. Na dzisiejsze spotkanie ubrałam się w przemyślany sposób – w czarny kaszmirowy sweter, haftowaną żółtą bluzkę, czarne spodnie i wykonany na zamówienie but. Mam ogromną nadzieję, że wyglądam elegancko i skromnie, jak na stateczną miliarderkę przystało”. Czy sześćdziesiąt lat to wiek stateczny? Od razu pomyślałam, że raczej nie. Ale versus wydarzeń opisanych w roku 1940, czyli czterdzieści lat wcześniej, faktycznie Aiyi może widzieć się w ten sposób. I to ta narracja naprzemienna, retrospekcja sięgająca do 1940, do losów Aiyi prezentowanych z jej punktu widzenia spowodowała, że odebrałam powieść w sposób bardzo osobisty, głęboko relacyjny. Czym innym jest narracja w rozdziałach zatytułowanych Ernest, która jest narracją trzecioosobową. O ile Aiyi sama o sobie opowiada, o tyle historię Ernesta poznajemy przez ocenę wszystkowiedzącego narratora występującego w trzeciej osobie. 

Wszystkie rozdziały są ponumerowane. Jest ich łącznie dziewięćdziesiąt dwa. Jak już wspomniałam powyżej przed każdym rozdziałem znajduje się informacja, czy to historia napisana z perspektywy Aiyi czy Ernesta. 

„Z ojczyzny wypędzono go dlatego, że był Żydem; teraz, gdy pokonał ocean i znalazł się na obcej ziemi, przepędzano go znowu przez to, że był uchodźcą.” – Ostatnia róża Szanghaju” Weina Dai Randel. 

Historia wojenna jest zawsze bardzo dobrym tłem romansu. Tym bardziej, że jest to romans osób, które często tylko dzięki niej miały szansę się spotkać. Możliwe, że przez to, iż wojna rodzi silne uczucia, opowieści miłosne tak trafiają w nasze serca, tak odbieramy je emocjonująco. Do tego sama Aiyi, niesamowita kobieta w wojennej zawierusze. Wyobrażacie to sobie! Właścicielka klubu nocnego. Idealnie Autorka zobrazowała ten retro, dawno miniony świat. Czytając miałam poczucie podobieństwa do „Casablanki” amerykańskiego melodramatyczny filmu w stylu noir w reżyserii Michaela Curtiza z 1942 roku, którego akcja dzieje się w czasie II wojny światowej, w kontrolowanym przez Francję Vichy marokańskim mieście Casablanca. W filmie parę kochanków brawurowo zagrali Humphrey Bogart jako Rick Blaine oraz Ingrid Bergman jako Ilsa LundSama nie wiem skąd to skojarzenie. Może ta atmosfera. Możliwe, że klub nocny, z alkoholem, gorącą atmosferą i pianistą. Może stroje, piękne ubrane i pomalowane kobiety z wąskimi brwiami. Możliwe, że ten cały blichtr, mimo toczących się działań wojennych i mimo aktywności okupantów. Nie wiem nawet czy to skojarzenie jest dobre. 

Mam tylko pewność, że powieść „Ostatnia róża Szanghaju” Weiny Dai Randel to pięknie opowiedziana historia o czasach, które już minęły i o bohaterach, których losy chwytają nas za serce. Do tego naprawdę napisana w bardzo dobry, literacki sposób. Serdeczenie polecam. 

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Znak, za co bardzo dziękuję.

„Uspokój swój mózg” Anders Hansen

USPOKÓJ SWÓJ MÓZG

  • Autor: ANDERS HANSEN
  • Wydawnictwo: ZNAK 
  • Liczba stron: 280
  • Data premiery: 10.08.2023r. 

Uspokój swój mózg” Anders Hansen od Wydawnictwo Znak to kolejna książka popularnonaukowa na którą się skusiłam. 

Jak autor we wstępie napisał czytelnikowi: TA KSIĄŻKA JEST O TYM, dlaczego tak wielu z nas czuje się źle, kiedy żyje nam się tak dobrze. Omawiam w niej łagodniejsze formy depresji i lęku, nie dotykając problematyki zaburzeń dwubiegunowych czy schizofrenii”.

Wow! Ciągle mnie to zastanawia. Ciągle się dziwię, że „Nasz ciągle zmieniający się i niesłychanie dynamiczny mózg składa się z 86 miliardów komórek z przynajmniej 100 000 miliardów połączeń. Tworzą one złożone sieci, które kontrolują nasze narządy, przetwarzając, interpretując i wartościując niekończący się strumień informacji odbieranych przez zmysły…”  Interesujące. 

Oprócz takich ciekawostek napisanych naprawdę bardzo przystępnym językiem (jak w powyższym cytacie) autor tłumaczy czytelnikom, że KAŻDEMU ZDARZA SIĘ czasami mieć gorsze samopoczucie. Przeżywamy drobne niepokoje. Niewykluczone, że chwilami paraliżuje nas paniczny lęk.” Co jest całkowicie czymś normalnym. Czego nie powinniśmy się wstydzić. Z czym powinniśmy starać się sobie poradzić, a nie uciekać, a nie odkładać działań na potem, czasem na takie „potem nigdy”. 

Autor wspaniale zaproponował ujęcie tematu. Zachwycił mnie obrazek na początku i praktycznie przed każdym ponumerowanym rozdziałem. Niezwykle optymistycznie odebrałam kolorowe podkreślenia, w takim pięknym niebiesko – szarym kolorze, jak z okładki. W niektórych miejscach pewne zdania zostały ujęte w artystycznej tabeli, np. sformułowanie cytowane jak niżej ujęto w pięknej niebieskiej tabeli.  

„Dlaczego czujemy się tak źle, kiedy żyje nam się tak dobrze. To pytanie nurtowało mnie przez całe moje życie zawodowe.” – „Uspokój swój mózg” Anders Hansen. 

Autor dość, że wzbogacił publikację przepięknymi plastycznymi obrazami nawiązującymi do tematyki (niektóre są naprawdę psychodeliczne), to jeszcze urozmaicił czytanie książki popularno- naukowej trafnymi cytatami zamieszczonymi na początku każdego rozdziału. 

Pióro Andersa Hansena – szwedzkiego lekarza, specjalisty w dziedzinie psychiatrii w Instytucie Karolinska – jest bardzo lekkie. Mimo, że w wielu miejscach przemyca medyczne, naukowe treści robi to w bardzo przystępny sposób zachęcający do dalszego zgłębiania tematu. Do tego nęci czytelnika taką momentami narracją ze swadą, z dowcipem, z ironią. Poniżej próbka. 

„Kiedy się nad tym zastanowić, to oczywiste, że żaden z waszych pradziadków i żadna prababcia nie umarli przed spłodzeniem potomstwa.” – „Uspokój swój mózg” Anders Hansen. 

Bardzo podobało mi się zaproszenie autora do dialogu z czytelnikiem. Hansen dywaguje: „Możemy sobie teraz pomyśleć…”, Kiedy się nad tym zastanowić,…”, „Powtórzmy to przez …”. Jakby chciał, byśmy włączyli się w dyskusję na słowa, na myśli, na zastanowienie się, na pamięć. Dzięki temu odebrałam lekturę jako skłaniającą do myślenia, do rozmów z lekarzem. 

„Nie umiem też zliczyć, ilu moich pacjentów wstydzi się smutku czy lęku, których doświadczają, choć wszystkie ich potrzeby są zaspokojone.” – „Uspokój swój mózg” Anders Hansen. 

Wiele cytatów sobie zaznaczyłam. W trakcie czytania wykonałam wiele zakreśleń. Muszę jednak skończyć pisać tę recenzję, bo obawiam się, że będę ją pisała w nieskończoność, bo książkę „Uspokój swój mózg” Andersa Hansena czytało mi się bardzo dobrze. Lektura okazała się niezwykle interesująca, idealna dla niespecjalisty, nie medyka, nie lekarza, co naprawdę jest rzadkością w książkach popularnonaukowych. Dlatego warto ją przeczytać. To taka tańsza rozmowa ze specjalistą prychiatrą mającym długoletni staż pracy. 

Mózg jest nastawiony na przetrwanie i reprodukcję, a nie na dobre samopoczucie.” –  „Uspokój swój mózg” Anders Hansen.

Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Znak, za co bardzo dziękuję.

„Jak dziewczyna. Inspirujące historie kobiet o tym, jak nie zgubić siebie, kiedy świat wie lepiej” Anna Tatarska 

JAK DZIEWCZYNA. INSPIRUJĄCE HISTORIE KOBIET O TYM, JAK NIE ZGUBIĆ SIEBIE, KIEDY ŚWIAT WIE LEPIEJ

  • Autorka: ANNA TATARSKA 
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 08.03.2023r. 

Jak dziewczyna. Inspirujące historie kobiet, które żyją po swojemu” Anny Tatarskiej od Wydawnictwo Znak to zapis rozmowy z kobietami o życiu, o kobiecości, o tym jak odnaleźć swoje miejsce w życiu, jak pozostać wierną sobie wbrew stereotypom i oczekiwaniom, które narzuca nam świat.

To zapis rozmów z ciekawymi kobietami. Autorka na warsztat wzięła opinie takich kobiet jak; Janina Bąk, Sylwia Chutnik, Maja Heban, Martyna Kaczmarek, Magdalena Mołek, Helena Norowicz, Maja Ostaszewska, Agnieszka Smoczyńska, Danuta Stenka, Katarzyna Wolińska, Aleksandra Petrus. Kobiety bardziej lub mniej znane, lub w ogóle nieznane. Kobiety w różnym wieku, posiadające różne doświadczenia, hobby, zainteresowania, zawody. Kobiety bardziej lub mniej interesujące dla świata. Kobiety, przez duże „K”. 

Świetna lektura. Ciekawe podejście do tematu. Interesujący pomysł na publikację. 

Tak określiłabym książkę autorstwa Anny Tatarskiej pt. „Jak dziewczyna. Inspirujące historie kobiet, które żyją po swojemu„, które mnie mile zaskoczyła. W trakcie czytania czułam się, jakbym była na ciekawym kobiecym, psiapsiółowym spotkaniu, na którym zdecydowałyśmy poruszyć się tematy związane z naszą kobiecością, z tym jak ją postrzegamy. Zagadnienia, które zostały podjęte w tej publikacji nie są mi obce. Niczego nowego się nie nauczyłam, niczego się nie dowiedziałam. Prawdą jest jednak, że stosunek do stereotypów, do tego czego się od nas oczekuje w polskim społeczeństwie uważam na tyle ważne, że warto o tym rozmawiać, nawet nie z najbliższymi, warto o tym czytać. 

Dzień kobiet już był dawno temu. Pamiętajcie jednak, że nie tylko w tym dniu warto podejmować tematy, które są związane z nami – kobietami, z naszym postrzeganiem. 

Tak naprawdę to dobry czas, by przypomnieć książkę Anny Tatarskiej pt. „Jak dziewczyna. Inspirujące historie kobiet, które żyją po swojemu„. Możliwe, że jakaś kobieta, starsza lub młodsza znajdzie ją pod choinkę lub na parapecie, przyniesioną przez Mikołaja w dniu 6 grudnia. Nie będzie to prezent zmarnowany. 

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Znak.

„Góry dla każdego” Gniewomir Knapski

GÓRY DLA KAŻDEGO

  • Autor: GNIEWOMIR KNAPSKI
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 28.06.2023r. 

Po książkę „Góry dla każdego” autorstwa @Gniewomir Knapski wydanej przez Wydawnictwo Znak  sięgnęłam z dwóch powodów. Po pierwsze z ogromnej tęsknoty za górami. Za Tatrami. Za Sudetami. Za Beskidami. Po drugie z powodu imienia autora. Sięgnijcie proszę na oficjalne profile Gniewomira Knapskiego (instagram.com/sladami_goromira,   https://www.facebook.com/SladamiGoromira/ ), z których dowiecie się, że imię nosi młody mężczyzna zafascynowany górami i opowiadaniem o nich. 

Z opisu Wydawcy dowiedziałam się, że „To książka dla wszystkich, który marzą o wypadzie w góry, ale nie mają czasu się przygotować”. Czyli dla mnie jak nic 😁. Na okładce przeczytałam także, że „Gniewomir Knapski – alpinista, zdobywca dwóch szczytów Korony Ziemi, górski pasjonat, autor bloga Śladami Góromira – pomoże nam wybrać najciekawsze szlaki we wszystkich grupach pasm górskich w Polsce i podpowie, na co zwrócić uwagę przed wejściem na szlak i w trakcie wyprawy”. A być prowadzoną przez doświadczonego taternika to marzenie chyba każdej kobiety 😁. Do tego Wydawca zapewniał, że „Przy opisie każdej trasy znajdziemy:
* przejrzystą mapę, która pomoże nam zorientować się w terenie;
* przydatne informacje o ewentualnych biletach wstępu albo miejscach, gdzie warto zostawić samochód;
* ciekawostki, legendy i historie sprzed lat;
* ocenę szlaków w kilku kategoriach, dzięki czemu wybierzemy propozycje najbardziej do nas dopasowane;
* informację, gdzie można wybrać się na szlak z psem;
* propozycje alternatywnych zakończeń trasy”.
Nie mogło być inaczej, książka musiała znaleźć się na mojej półce. 

Poradnik został wykorzystany już w wakacje, które w znacznej części spędzałam w kraju. Niestety zachwyt górskimi szlakami nie przeniósł się na moje dzieci, więc opisywanymi historiami przez Knapskiego, podawanymi ciekawostkami i snutymi legendami zachwycałam się głównie sama. Nie zmienia to faktu, że książka jest bardzo praktyczna. Pozwala nie dość, że przygotować się do podróży, wybrać trasę, zaznajomić się z najważniejszymi informacji, to jeszcze poczytać o historiach sprzed lat, a to w książkach tego gatunku lubię najbardziej. 

Książka napisana jest w sposób przystępny. Dzięki czemu, ja jako laik nie miałam problemu ze zrozumieniem jej. Dodatkowy atut publikacji stanowią przepiękne fotografie, które rozpalają wyobraźnię i zachęcają do podróży zgodnie z jedną z 40 turystycznych tras opisanych w książce z czternastu pasm górskich Polski. 

Poradnik odebrałam jako kompendium wiedzy na temat tego, gdzie, jak, kiedy i w jaki sposób udać się w pieszą wędrówkę. To także zachęta autora do tego, by porzucić leżenie na kanapie i wyruszyć w podróż, z której wrócimy naładowani energię, wypoczęci po obcowaniu z przyrodą. To książka dla fanatyków wędrówek pieszych i gór, którzy wyciągną z niej całą esencję i którzy nauczą się czegoś nowego. Ja do fanatyków to może nie należę, ale góry kocham. I kocham o nich czytać. 

Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Znak.

„Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” Katarzyna Droga

NIEŁATWO MNIE ZABIĆ. OPOWIEŚĆ O JOANNIE CHMIELEWSKIEJ

  • Autorka: KATARZYNA DROGA
  • Wydawnictwo: ZNAK JEDNYMSŁOWEM
  • Liczba stron: 320
  • Data premiery: 27.09.2023r. 

Wydawnictwo Znak JednymSłowem wydało 27 września 2023, w przeddzień 10-tej rocznicy jej śmierci, ciekawą książkę zatytułowaną „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” od Katarzyna Droga. Nie mogło zabraknąć tej pozycji na mojej półce. Jako jej niekwestionowana fanka przeczytałam jej wszystkie książki, a bibliografię ta nasza rodzima autorka komedii kryminalnych, która skutecznie rozpropagowała kobiecą prozę kryminalną, ma bogatą. 

Znacie Irenę Kuhn, z domu Becker? Ja długo nie znałam. A znacie Joannę Chmielewską? Ja tak i to od bardzo dawna. Od momentu, gdy przeczytałam jej pierwszą książkę, a było to w późnej podstawówce, czyli już…… 

(…) Kolega Lesio dostarczał pomysłów, które skrzętnie notowała. Spóźniał się nadal nagminnie i z wzajemnością nienawidził personalnej. Był człowiekiem cichym, ale obdarzonym wyobraźnią, nikt nie wymyśliłby takich przyczyn spóźnienia. (…) Na oko typowy inteligent, wysoki, szczupły w okularach, w duszy artysta…” – „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” Katarzyna Droga

I nie było „Lesia”, gdyby nie wspomniany Lesio, który faktycznie został finalnie artystą porzucając pracę w biurze projektowym. I nie byłoby „Najstarszej prawnuczki”, gdyby nie Karolina, najstarsza wnuczka i jednocześnie najstarsza prawnuczka w rodzinie Chmielewskiej. Nie byłoby wielu wątków romansowych i męskich postaci w powieściach Chmielewskiej, gdyby nie Staszek, Wojtek, Marek dla których Chmielewska traciła głowę. I nie byłoby bohaterki – przyjaciółki, która wyszła z Duńczyka, gdyby nie Alicja Hansen koleżanka z młodych lat, z którą Chmielewska przyjaźniła się, mimo odległości, do jej śmierci, a może raczej swojej…. 

(…) Bo nic nie wygra z przyjaźnią i z miłością. Nawet ta przeklęta bariera, która oddziela od bliskich i kochanych. (…) Joanna Chmielewska przekroczyła ją 7 października 2013 roku. Oficjalnie spoczęła n Powązkach. Jednak możliwe, a nawet prawdopodobne, że dołączyła do Alicji w Szwajcarii lub przebywa w jakimś innym kurorcie. Nie ma z nią kontaktu, bo brakuje tam zasięgu. Trzeba będzie kiedyś po prostu tam pojechać”. – „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” Katarzyna Droga. 

To nie biografia. To nie dokument o życiu, jednej z najbardziej poczytnych w historii polskich pisarek. To fabularyzowana historia o Irce Kuhn – architektce, która po wielu perturbacjach dzięki naczelnemu „Przekroju” stała się pisarką. Nie oczekujcie chronologii zbytniej. Nie oczekujcie rzetelnego przedstawiania faktów. Nie oczekujcie nawet oceniania decyzji, poczynań autorki. Nastawcie na luźną prezentację Chmielewskiej przez pryzmat jej dokonań i przez pryzmat wydarzeń, o których sama chętnie opowiadała. 

Przyznaję, że o wielu zdarzeniach z jej życia wiedziałam wcześniej. Z wywiadów, z notatek biograficznych, artykułów z gazet. O wielu dowiedziałam się z książki „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” Katarzyna Drogi, która w przystępny sposób opowiedziała o tym, jakie życie miała Chmielewska. A miała bardzo barwne, jak na ówczesne czasy. Sama o sobie myślała w kategorii:

Tylko do mnie mogą dzwonić tajemniczy ludzie z kryptonimem „Szkorbut” – Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej” Katarzyna Droga.

Przeżyła wiele miłości. Przeżyła zdradę. Dziecko urodziła na pierwszym roku studiów. Dziecko, które nie przeszkodziło jej w zdobyciu dyplomu. Była kobietą silną, nietuzinkową, jak jej bohaterki. I takie właśnie miałam skojarzenie czytając „Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej”. Skojarzenie z jej bohaterkami. Kobietami o ciętym języku, ogromnej inteligencji i umiejętnościami oceny sytuacji. Do tego niezwykle brawurowych. Wiele z życia Chmielewska przeniosła do swoich powieści. Wielu bohaterkom nadała swoje własne cechy, swoje przeżycia i sposób postrzegania świata. 

To udany literacki obraz Chmielewskiej. Przyjemnie się go czytało. Jak powieść. Rozdziały zatytułowane jak jej książki układały chronologię zdarzeń od czasów młodości, po wiek średni. Co się jednak stało z Chmielewską później, tego już Katarzyna Droga nie zdradziła. Zostawiła Chmielewską taką, jaką ją znamy. Zdolną palaczkę. Zagorzałą przeciwniczkę ustroju, w którym żyła i który obnażała w swych książkach.  Uzależnioną od hazardu. Uwielbiającą wyścigi konne na Służewcu. Podróżniczkę, która była w wielu miejscach, gdy paszporty były praktycznie nie do zdobycia. Fankę polskiego bursztynu piszącą książki. Do końca. 

Moja ocena: 7/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

„Nie to miejsce, nie ten czas” Gillian McAllister

NIE TO MIEJSCE, NIE TEN CZAS

  • Autorka: GILLIAN MCALLISTER
  • Wydawnictwo:ZNAK
  • Seria: ZNAK CRIME
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery:  26.06.2023r. 
  • Data premiery światowej: 12.05.2022r.

Pętla czasu. Tylko nie z filmu „Dzień świstaka”, a galopująca w tył, w przeszłość, w coś co już było. To motyw dobrze ocenianej powieści autorstwa Gillian McAllister pt. „Nie to miejsce, nie ten czas”. Zerkając na opinie zamieszczone w portalu Lubimy Czytać (średnia 7,9) można spodziewać się czegoś wyjątkowego. Czegoś niezwykle interesującego. Czegoś, co wydało @wydawnictwoznakpl pod koniec czerwca br. 

Jen i Kelly są szczęśliwym małżeństwem. Mieszkają na przedmieściu z nastoletnim synem Toddym, który zaczyna sprawiać im problemy. W oczekiwaniu na wieczorny powrót syna oboje stają się świadkami, jak Todd śmiertelnie rani nożem nieznanego mężczyznę przed ich domem. Wizyta na komisariacie nic nie daje. Poranne poszukiwania dobrego adwokata – kryminalnymi nie dochodzą do skutku. Gdyż Jen budzi się w dniu „– jeden”, a potem w kolejnym i kolejnym… 

Na okładkach entuzjastyczne opinie autorów, których czytam: 

Namiesza wam w głowach”. – Ruth Ware.
Powieść idealna” – Lisa Jewell.
Dawno nie widziałem tak intrygującego pomysłu na fabułę! Brawurowe pisarstwo.” – Ian Rankin. 

Ale żeby aż tak ??? 

Czytając te przytoczone powyżej ochy i achy spodziewałam się prawdziwej petardy. Nie tylko dobrego i innowacyjnego pomysłu, lecz również mistrzowskiego wykonania. Nie ukrywam więc, że oczekiwania miałam przeogromne. Książka im nie do końca sprostała. 

Co zawiodło? 

Sposób prowadzenia narracji. Na tak ciekawy wątek, jak poszukiwanie źródła zdarzenia w przyszłości na wiele lat przed jego wystąpieniem, narracja chwilami była przydługa, mało dynamiczna. Główna bohaterka powieści – Jen- wydawała się mimowolnym elektronem podążającym od jednego do drugiego zdarzenia w przeszłości. Na kolejne niespodzianki nie wykazywała praktycznie żadnego entuzjazmu, a przecież sama doszła na początku dość szybko do wniosku, że to wszystko się dzieje tylko i wyłącznie po to, by ocalić Todda, by ocalić jej jedyne dziecko. Dodatkowo postać Kelly’ego niezwykle straciła w obliczu Ryana. Kelly kompletnie nie pasował mi do roli, która mu przypadła. Za mało było mi również samego Todda, bohatera całego zamieszania. Nie wczułam się kompletnie w tę postać. Nie umiałam być jej przychylna. Jego oblicza zmieniały się bardzo szybko. Denerwowała mnie niespójność, od zamkniętego nerda po towarzyszącego matce do sklepu, spokojnego nastolatka. Rozumiem koncepcję autorki, że raczej chodziło o Jen, ale to Toddy był historią, która powinna wybrzmieć bardziej wyraziście. 

Za to historia Ryana okazała się ciekawym uzupełnieniem koncepcji Gillian McAllister. Motywy jego wyborów. Trudne rozstanie z bratem. Niespodziewana miłość i niełatwa, absorbująca do maksimum praca. Tak samo jak wątki poboczne, na które zwróciłam uwagę w fabule. Po pierwsze małżeństwo Kelly’ego i Jen, w którym nic nie zostało z tej świeżości, miłości, która połączyła parę sprzed laty. Mimo, że McAllister jednoznacznie nie ocenia i nie dyskredytuje pary, fragmenty, w których dwójka bohaterów jest na piedestale nie są wcale mile, nie są optymistyczne. A przecież patrzymy na nich w całkiem różnych okresach ich życia. Jakby uczucie Kelly’ego ze względu na poświęcenie, które musiał ponieść dość szybko wyparowało. Po drugie postać Clio. Od początku było w niej coś. Jej losy splotły się z losami głównej bohaterki na chwilę, ale jednak jej fizjologiczny opis i sposób zachowania zapadł mi w pamięci na dłużej. Jakbym miała szósty zmysł. Po trzecie relacje Jen w pracy. Gillian McAllister będąca i pracująca sama jako prawniczka bardzo dobrze odzwierciedliła specyfikę tej pracy, a także zasad współpracy pomiędzy ludźmi wykonującymi ten zawód. Czasem tak jest, że w trakcie czytania bardziej przychylnie spostrzegamy wątki poboczne, niż główne. 

Piszę tę recenzję już po premierze światowej kolejnej powieści tej autorki. Jej nowa powieść o tytule „Just Another Missing Person” debiutująca w dniu 1 sierpnia br. i wydana przez William Morrow & Company już święci triumfy. Ciekawi mnie, kiedy Wydawnictwo Znak po nią sięgnie i zaprezentuje polskiemu czytelnikowi. Ciekawi mnie również, czy jest podobna, przynajmniej w jakimkolwiek stopniu –  do „ Nie to miejsce, nie ten czas” . 

Moja ocena: 7/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

„Pasożyt” Marek Krajewski

PASOŻYT

  • Autor: MAREK KRAJEWSKI
  • Wydawnictwo:ZNAK
  • Seria: EDWARD POPIELSKI. TOM 12
  • Liczba stron: 350
  • Data premiery: 11.05.2023r.

Praktycznie rok po premierze 11 części cyklu pt. „Czas zdrajców” @krajewskimarek powraca do swoich wiernych czytelników z historią o Edwardzie „Łyssym” Popielskim. „Pasożyt” w nakładzie @wydawnictwoznakpl premierę miał 11 maja br.

Edward dobiegał pięćdziesiąt. Był wysoki i masywny. O ile jego proporcjonalnej sylwetce niczego nie dało się zarzucić o tyle o twarzy nie można było tego powiedzieć. Nos miał zbyt duży, a cera oblicza była blada, a nawet ziemista – jak u człowieka, który zbyt dużo pali, a większość czasu spędza z dala od słońca. Skórę na policzkach pocięły pozostałości po trądziku i blizna po nożu pewnego bandyty. Po bokach gładko wygolonej nieco zbyt długiej głowy odstawały duże uszy, szpiczaste jak u gargulca. W tym obliczu było coś władczego.” -„Pasożyt” Marek Krajewski.

Znany lwowski policjant,  Edward Popielski zostaje zwerbowany przez pułkownika Emanuela Krąpińskiego na misję w Warszawie, gdyż „W sprawie „Pasożyta” zginął o jeden człowiek za dużo…”. „Łyssy” ma znaleźć podwójnego agenta, który jest odpowiedzialny za śmierć „Hadriana”, Mikołaja Awdziejewczia, pseudo „Masza”, czy „Żelaznego”. Agentów za śmierć których częściowo obwinia się małżonków Mantelmacherów i Barskich.

Edward chciał iść w ich ślady i nadal służyć Polsce swoim doświadczeniem, nabytym w czasie wykonywania różnych wywiadowczych i kontrwywiadowczych misji…” -„Pasożyt” Marek Krajewski.

Tak naprawdę Misja niewykonalna, o której Marek Krajewski wspomina w rozdziale II powieści nie okazała się wcale taka trudna. W stosunku do innych opisanych chociażby w tomach cyklu „Czas zdrajców” i „Miasto szpiegów” (recenzja na klik) jawiła mi się jako dość mało finezyjna, jak na tak obdarzonego fantazją Autora. Inwigilacja Mantelmacherów i Barskich w mojej opinii było zadaniem dla Popielskiego poniżej jego możliwości. Chociaż, obdarzony coraz słabszymi siłami witalnymi w tym zadaniu miał pewne trudności…

Nie zdradzając zbytnio fabuły tej szpiegowskiej intrygi zwrócę uwagę na język. Słowo, to nadal najważniejsza i najwspanialsza cecha pisarska Marka Krajewskiego. Uwielbiam szyk jego zdań. Zanurzam się, jak w ciepłą otchłań w jego opowieści, nawet ta część bardziej pikantniejsza zostaje opowiedziana z dużym smakiem i delikatnością nie pozostawiając po sobie wstrętu, ani awersji. Krajewski kreśląc główną fabułę zabawia czytelnika anegdotami, nic nie znaczącymi to fakt, ale urozmaicającymi czytanie. Dzięki nim z ciekawością czytałam o Grigoriju Timofiejewiczu Kaprowie i jego umiłowaniu do uprawiania gruzińskiej herbaty w górach Kaukazu (ciekawie czy Niskiego, czy Wysokiego😉), a także o praniu białych koszul w mleku. A i historia oraz zamiłowanie do drogich gadżetów Żorżyka sprawiła, że opowieść odebrałam jeszcze lżej, niż zwykle kryminały retro. Wtrącenia, hm… Jednych męczą, innym gmatwają fabułę. Dla mnie okazały się w trakcie tej lektury ciekawym przerywnikiem.

Akcja dzieje się w 1936 roku. Popielski ma 16-letnią córkę, której matka aktorka Stefania Gorgowicz zmarła przy porodzie. Małgorzata, alias Margarita, alias Rita wychowywana jest przy wsparciu jego kuzynki Leokadii. Rola i Leokadii, i Rity w agencyjnych walkach i starciach odwróconych agentów – ależ mi się to sformułowanie spodobało 😊 – miała ogromne znaczenie. Trochę więc Twórca Popielskiego zagmatwał w moim wyobrażeniu o stworzonej przez siebie postaci. Jego moralność i sprawy prywatne nie są tak oczywiste, jakby się mogły wydawać.

Książka składa się z prologu, dwunastu rozdziałów oraz epilogu. Na końcu powieści Autor, na wzór klasycznych treści, zaznacza Czytelnikowi czas i datę zakończenia aktu pisania. Podoba mi się to zwrócenie uwagi czytelnikom, że kiedyś ten czas się rozpoczyna i kiedyś się kończy. Książka powstaje, jako akt, jako czynność z oznaczonym czasem. Wspomnę dodatkowo, że Krajewski jest Autor, którego bardzo chętnie czytam nawet w Posłowiu. Tak było i tym razem.

Pasożyt” Marka Krajewskiego jest częścią pewnej całości. To dwunasty tom serii. Autor pozwala jednak na zapoznanie się z historią Popielskiego i jego osobą każdemu czytelnikowi. Jeśli więc nie czytaliście jeszcze serii, a lubicie kryminały retro, klasyczne śledcze opowieści osadzone w przedwojennej Polsce, Rumunii, Rosji, czy Ukrainie to przeczytajcie premierę z 11 maja br.

Dajcie przedstawić sobie Popielskiego.

Primo. Chorującego na padaczkę światłoczułą.

Secundo. Biegłego w znajomości „języka niemieckiego w mowie i w piśmie, bardzo dobra rosyjskiego, słaba: tureckiego i perskiego….”

Tertio…..

Moja ocena: 7/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

„Błaganie o śmierć” Marek Krajewski

BŁAGANIE O ŚMIERĆ

  • Autor: MAREK KRAJEWSKI
  • Wydawnictwo:ZNAK
  • Seria: EBERHARD MOCK (tom 12)
  • Liczba stron: 391
  • Data premiery: 12.10.2022r.

Minął prawie rok od wydania jedenastej części cyklu z asystentem kryminalnym Eberhardem Mockiem. Premiera poprzedniego tomu „Diabeł stróż” miała miejsce 18 października 2021 roku (recenzja na klik). W trakcie Targów Książki w Katowicach w dniu 5 listopada w rozmowie z Adamem Szają (smakksiazki.pl) @krajewskimarek bardzo, jak zwykle zresztą 😊, elokwentnie odmawiał Prowadzącemu deklaracji, że dwunasty egzemplarz serii, mimo deklaracji na tylnej obwolucie publikacji, nie będzie tym ostatnim😉. W trakcie spotkania dowiedziałam się również o spostrzeżeniach Autora na temat serialu „Erynie” i roli, którą Twórca Mocka w niej odegrał oraz o wierności  względem Wydawcy @wydawnictwoznakpl, a także o osobistym spostrzeżeniu związanym z nietypową, jak na Krajewskiego, książką „Demonomachia” (recenzja na klik). Niestety egzemplarz dotarł do mnie po wspomnianych Targach, więc nie mogłam odnieść się do niego i podpytać na spotkaniu Pana Marka o pomysły na elementy fabuły. Musicie wiedzieć bowiem, że książka  „Błaganie o śmierć” debiutująca 12 października br. obfituje w wyjątkowe przejawy fantazji Autora, które – mam wrażenie – w przypadku Mocka są nadal niewyczerpane.

– Jestem gniewem i zgorszeniem – powtarzał cicho.
 – A ty staniesz się częścią natury, bo każdy nawóz jest jej cząstką…” – „Błaganie o śmierć” Marek Krajewski.

To usłyszała Herta Rossenbach pracująca w najstarszym zawodzie świata, chwilę przed utratą przytomności w swojej piwnicznej komórce. Jej pracodawczyni Panna Therese Berger oprócz nieobecnej Herty stwierdziła również porwanie jej maleńkiej, niespełna rocznej córeczki Bettiny. Pamiętając zamiłowanie Eberharda Mocka do jej pracownicy panna Berger niezwłocznie udała się do niego po pomoc. Zawiłości kryminalnego wrocławskiego świata przywiodły Mocka również do sprawy śmierci Georga Mittaga zabitego w trakcie bokserskiego pojedynku przez śmiertelne uderzenie pięścią Arnolda Behringera. Co porwanie matki i córki Rossenbach ma wspólnego ze śmiercią boksera spowodowaną przez jednego z zawodników Wrocławskiego Związku Bokserskiego Kępa Strzelecka? Tego musi dowiedzieć się Mock, o którym plotkuje się, że zaginiona kobieta „(…) była kiedyś jebadłem gliniarza, a ów gliniarz jest ojcem jej bękarta.”

Marek Krajewski jest wierny postaci Eberharda Mocka, zgodnie z zasadą, którą znalazłam w książce;

Pańska reputacja kroczy przed panem, Mock. Tak jak pycha przed upadkiem.”  -„Błaganie o śmierć” Marek Krajewski.

Mock jest nadal kulejącym asystentem kryminalnym obyczajówki. Mając trzydzieści sześć lat mieszka z ojcem, Willibaldem Mocku, z którym ma dość zawiłe relacje. Wspomniany wątek rodzinny dotyczący również brata udowadnia, że Mock skądś jednak pochodzi, że w jakiejś rodzinie jednak wyrósł. Wszystkich zna i z wszystkimi ma pewne koligacje. Z wrocławskimi szanowanymi obywatelami wchodzi w relacje zbudowane na strachu, szantażu i wiedzy, którą Mock zdobywa różnymi sposobami. To inne czasy, niż opisywane we współczesnych procedurach kryminalnych. I to jest wyższość kryminałów retro nad współczesnymi. W tym gatunku nie ma limitów. Kiedyś po prostu było inaczej, a i winę było udowodnić raz trudno, raz zbyt łatwo, w zależności od motywacji śledczych. Główny bohater ma dwie namiętności. Jedna z nich często uniemożliwia mu ranne wstawanie, druga za to kiedyś przywiodła go do doktora Epsteina mającego renomę wśród klientów pewnego sortu. By dowiedzieć się jakie to namiętności sięgnijcie po nie tylko najnowszy tom, ale całą serię o Ebim Mocku.

Wracając jednak do „Błagania o śmierć” ponownie zachwycił mnie wysoki poziom literackiej narracji, w której wybrzmiewa klasyczne, wyższe wykształcenie Autora oraz jego rzadka, bądź co bądź, umiejętność konstruowania przepięknych wypowiedzi. Każde słowo przemyślane. Każdy przecinek i inny znak interpunkcyjny postawiony z rozwagą. Każde zdanie wkomponowane idealnie w całą narrację. Dość, że Autor lubi ład i porządek w swym wizerunku, to jeszcze w konstrukcji książki. Zamiłowanie Pana Marka Krajewskiego do dyscypliny czytelnik odnajdzie już w spisie treści. Jest i prolog, i epilog. A cały trzon powieści stanowi czternaście zatytułowanych rozdziałów.

W trakcie czytania wręcz pławiłam się w słowach, które dawno wyszły z użycia. Niektóre z nich zaznaczyłam sobie na marginesie: oberlufty, miazmaty, huncwot, pijanica, pugilares, fiakier. Spodobały mi się w wielu miejscach porównania i epitety, o które trudno w tym gatunku u innych pisarzy, takie jak; złotousty sługa Temidy, literalna treść, amfiteatralne pulpity, hamletyzujący doktor. Z takich zwrotów i słów na które zwróciłam uwagę mogłabym i sama stworzyć małą publikację. Tyle urozmaicających sformułowań zafundował nam Marek Krajewski w najnowszym Mocku. Majstersztykiem było oznaczanie czasu typu „Szły trzy kwadranse na szóstą po południu…”, które stosowane jest jeszcze w języku czeskim. A propos wiecie która to godzina?

Sama intryga kryminalna pełna jest gangsterskiego smrodu, dwudziestolecia międzywojennego, brudnych ulic, mokrych kamienic i ciemnych, wrocławskich zaułków. Postaci zobrazowane na miarę czasów, w których osadzona jest akcja. Rzezimieszki, drobni złodziejaszkowie, draby na wynajem i mordercy bez skrupułów. Wątek „jebców” różnej maści i kwestii prezerwatyw sprzed ponad stu lat dodaje powieści dodatkowego smaczku. A do tego wspaniały Wrocław, którego już dawno nie ma. Nazwy ulic, placów, wiernie wyjaśnione w przypisach….. Tak jakby odbyć podróż w przeszłość. W nostalgiczną przeszłość Breslau.

Posłowie przeczytałam z takim samym zainteresowaniem jak samą kryminalną intrygę. Jak zwykle znalazłam w nim ogromny szacunek do współpracowników, uwypukloną rolę eksploratora i ciekawy zwrot w stronę samego Mocka😉. Pan Marek Krajewski to autor wielkiego kalibru. O czym świadczy sposób, w jaki zwraca się do czytelnika, nawet w tak trudnej dla Autora kwestii jak zgłaszanie znalezionych w publikacji nieścisłości. Zachęca do słania listów przez „uważnych Czytelników”  bezpośrednio Autorowi. Ja też spostrzegłam jedną maleńką literówkę, której zgłoszenie, ze względu na wspaniałą literacką narrację całej publikacji sobie odpuściłam. Mam nadzieję, że Pan Marek mi to wybaczy i nadal będzie dla mnie pisać😊.

Zdecydowanie „Błaganie o śmierć” odebrałam lepiej, niż poprzednią część o Mocku. Wątek kryminalny okazał się dla mnie bardziej spójny, choć tak samo interesujący jak w poprzednich częściach i innych książkach Autora. Tylko żal. Żal samego Mocka mówiącego o sobie:

Nie chcę już dłużej znać siebie samego. Najchętniej bym się pożegnał sam ze sobą.”  -„Błaganie o śmierć” Marek Krajewski.

Moja ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.

„Marzenie panny Benson” Rachel Joyce

MARZENIE PANNY BENSON

  • Autorka: RACHEL JOYCE
  • Wydawnictwo: ZNAK 
  • Liczba stron: 400
  • Data premiery: 13.07.2022r.
  • Data premiery światowej: 20.07.2020r.

Marzenie panny Benson” Rachel Joyce pojawiło się na światowym rynku wydawniczym w 2020 roku. U nas nakładem @WydawnictwoZnak książka debiutowała 13 lipca br. Jest to ciekawa powieść w gatunku literatury pięknej opowiadająca niebanalną historię. Naprawdę niebanalną😉.

(…) Miała uczucie, że zawsze patrzyła na życie przez szklaną ścianę, gdy tymczasem w tym szkle pełno było pęcherzyków i pęknięć, więc nigdy nie mogła dokładnie zobaczyć, co jest po drugiej stronie, a nawet kiedy jej się tu oddało, było za późno. (…) Margery zdała sobie sprawę, że coś w środku sprawia jej ból i że jest to świadomość, iż nigdy nie będzie taką kobietą. Zawsze będzie poza nawiasem.” -„Marzenie panny Benson” Rachel Joyce.

Tak 46-letnia Margery Benson myśli o sobie. Bezdzietna stara panna. Nauczycielka robótek ręcznych w nielubianej szkole. Córka pasjonata przyrody. Sama zafascynowana entomologią i opętana myśleniem o złotym chrząszczu, który podobno istnieje, a którego nikt jeszcze nie znalazł. Po samobójczej śmierci ojca, śmierci na wojnie braci, a także odejściu matki, wychowywana przez dwie ciotki. Sfrustrowana i samotna. Po jednym z wielu incydentów w szkole porzuca znienawidzone zajęcie i organizuje wymarzoną wyprawę do Nowej Kaledonii. W poszukiwaniu chrząszcza. W poszukiwaniu szczęścia. W poszukiwaniu siebie.

Marzenie panny Benson” to pierwsza powieść Rachel Joyce, którą przeczytałam. Nie żałuję ani jednej minuty spędzonej z książką. Powieść okazała się o wiele ciekawsza, niż wynikało z opisu Wydawcy i niektórych recenzji, na które rzuciłam okiem😉. Fascynująca jest nie tylko historia złotego chrząszcza, który jest pragnieniem Margery, lecz sama bohaterka. Kobieta o wyjątkowej aparycji. Wysoka, wręcz potężna. Nieatrakcyjna w każdym wymiarze. Do tego pełna sprzeczności, kompleksów. Zamknięta na świat i możliwości, które daje. Jej przeciwwagą jest Enid. Bardziej przyjaciółka, niż asystentka w wyprawie badawczej. Enid, która „(…) wtargnęła w jej życie tylko po to, żeby je zakłócić, a teraz, gdy odeszła, wydawało się ono nie tylko mniejsze i puste, ale także nikczemne.” Sama koncepcja podróży w latach pięćdziesiątych przez ocean dwóch kobiet jest bardzo ciekawa. Autorka przedstawiła w swej powieści najciekawsze z możliwych momentów. Zachwyt nad otaczającą przyrodą. Te wszystkie tam bananowce, czerwone papugi, „(…) paprocie wielkie jak węże, i kaktusy wielkości ludzi…” Ścieranie się obu kobiet pochodzących z dwóch różnych światów, posiadających całkiem odmienne poglądy i wyznających kompletnie różne normy etyczne. Historia Enid i Margery z niejednej chwili wzruszała, w innej irytowała, a w jeszcze innej mocno mnie ciekawiła. Zastanawiałam się, co będzie dalej, czy będzie happy end, czy niekoniecznie. Do tego obraz obciążonego trudnymi wydarzeniami Mundica pragnącego ponad wszystko towarzyszyć Pannie Benson w wyprawie.

Sama  Nowa Kaledonia była mi całkowicie obca. Dzięki książce doczytałam, że jest to „francuskie terytorium zamorskie o statusie wspólnoty szczególnego rodzaju (sui generis) w zachodniej części Oceanu Spokojnego, w Melanezji, około 1400 km na wschód od Australii i 1500 km na północny zachód od Nowej Zelandii.” [ cyt. za https://pl.wikipedia.org/wiki/Nowa_Kaledonia z dnia 12.10.2022r.]. Rzeczywistość opisana w powieści jest tak po prawdzie brytyjsko – francuska. Pani Pope, Dolly i inne mieszkanki zadziwiają snobizmem, przeświadczeniem o własnej wyjątkowości i nieomylności. Z drugiej jednak strony tworzące dość ścisłą społeczność żon, na które zwróciłam uwagę w trakcie czytania. Stanowią ważny wątek poboczny historii.

Książka ma idealną, jak dla mnie, konstrukcję. W wątek chrząszcza autorka wprowadza nas w pierwszym rozdziale, który umiejscowiony został w 1914 roku, gdy Margery ma dziesięć lat. W czterech kolejnych częściach ukazuje zdarzenia przed rozpoczęciem przygody w 1950 roku, w jej trakcie pod koniec listopada 1950 i w lutym 1951, a także już po. Nie, nie zdradzę Wam, czy chrząszcz się znalazł. To musicie doczytać sami. Zaznaczę już na koniec, że narracja jest bardzo płynna, ciekawa. Autorka nie zanudza przyrodniczymi niuansami. Nie ma w powieści żadnych nieciekawych popularnonaukowych treści. Wszystkie wiadomości zostały podane we właściwych proporcjach. Język jest całkowicie zróżnicowany, dostosowany do postaci. Czasem agresywny i obrazoburczy. Czasem delikatny i na wskroś literacki.

Książka zasługuje na uwzględnienie w Waszych planach czytelniczych. Zanurzcie się w historię dwóch kobiet, które różni wszystko, a połączyło jedno, wspólne pragnienie. Miłej lektury!

Moja ocena: 8/10

Dziękuję Wydawnictwu Znak za podarowanie mi egzemplarza recenzenckiego.