„Gwiezdny port” Raya Golden, George R.R. Martin

GWIEZDNY PORT

  • Autorzy: RAYA GOLDEN, GEORGE R.R. MARTIN
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 272
  • Data premiery: 15.02.2022r.
  • Data premiery światowej: 12.03.2019r.

Kolejna premiera z 15 lutego br. od Wydawnictwa @Zysk i S-ka to na pewno egzemplarz dla dorosłych😊. Piszę o „Gwiezdnym porcie” autorstwa: Raya Golden, George R.R. Martin. Publikacja ta to tak naprawdę komiks, mimo, że na okładce reklamowany jest jako powieść graficzna. Dzieciaki pochłaniają tę książkę bardzo szybko, ze względu jednak na sformułowania, których odbiorcami powinny być jednak „dorosłe uszy”, po ten tom powinni sięgnąć dorośli fani komiksowych historii. Chyba nie chcemy, by dzieciaki oglądały roznegliżowane (lekko powiedziane😉) rysunki z tekstem typu: „Co mnie obchodzi przyszłość. Moja przyszłość to kolejna con w twoich ramionach…” .

„Prawo i porządek w scenerii Facetów w czerni!” – z opisu Wydawcy.

„Facetów w czerni” oglądałam, a jakże. Futurystyczna przyszłość, w której obok siebie żyją ludzie oraz kosmici nie wydawała się w realizacji taka zła. Tym ciekawsza byłam komiksu opartego na tych samych założeniach, którego autorem jest twórca „Gry o tron”. Tym razem główną postać nie tworzy Will Smith, tylko Charlie Baker, który przeniesiony został do komisariatu w dzielnicy gdzie mieści się  Gwiezdny Port w Chicago. Do zadań Portu należy przyjmowanie, transfer i kontrola gości zza innej galaktyki. Przybywają do niego obcy dyplomaci, kupcy oraz najzwyklejsi turyści. Nie jest łatwo współpracować z obcymi, jest raczej ciekawie. Pracownicy Portu mają więc pełne ręce roboty. Międzygalaktyczny traktat nie obejmuje wszystkich wytycznych i zasad współpracy. Oczekuje się więc od nich kreatywności, zrozumienia i inwencji, która przyczyni się do ciągłej poprawy stosunków pomiędzy gatunkami. Przeniesienie Charliego nie kończy się dla niego dobrze. Już od samego początku popada w tarapaty. Jednocześnie Porucznik Bobbi Kelleher  infiltruje grupę podejrzanych kosmitów. Śledczy starają się uniemożliwić zamach na kontrowersyjnego emisariusza handlowego. Wszyscy wydają się być podejrzani. Wszyscy wydają się być spiskowcami.

Historia przeniosła mnie w całkowicie inną rzeczywistość, w której kluczowe znaczenie ma morderstwo międzygalaktycznego emisariusza. Postaci rozrysowane w komiksie też nie są szablonowe, są oczywiście nie z tego świata, ale potrafią być  inteligentne, z różnymi tradycjami i wielokulturowe. Taki kreskówkowy, galaktyczny miszmasz. Nie do końca jednak trafiły we mnie dialogi. Momentami wydawały mi się gburowate, powierzchowne, zbyt mocno erotyczne. Kobiety przedstawione zostały stereotypowo. Niektóre strony przypominały mi obrazkową, intymną lekturkę dla fanów pornografii.  Samo wydanie mnie jednak zachwyciło. W twardej oprawie, na grubym papierze, jakby z albumu fotograficznego, i te obłędne ilustracje. Ich autorka oddała kosmiczną atmosferę i klimat opowiedziany w fabule. Można zatopić się w kolorach, obrysach postaci, czy nawet urządzeń, środków transportu i peronów metra. Książka idealnie nadaje się prezent dla fanów komiksów, miłośników powieści graficznych. Ja do tej grupy docelowej nie należę, ale czas spędzony z komiksem nie uznaję za zmarnowany.

Moja ocena: 6/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Zysk i S-ka.

„Jak działa umysł” Steven Pinker

JAK DZIAŁA UMYSŁ

  • Autor: STEVEN PINKER
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 720
  • Data premiery: 8.02.2022r.
  • Data 1 wydania polskiego: 01.01.2002r.
  • Data premiery światowej: 01.01.1999r.

Steven Pinker to autor bestsellerowego tytułu; „Zmierzch przemocy. Lepsza strona naszej natury„. Książki, która mną kiedyś mocno wstrząsnęła. Nie znałam autora od strony pozycji, która miała premierę 8 lutego br. pt. „Jak działa umysł”. Dzięki egzemplarzowi recenzenckiemu od Wydawnictwa @Zysk i S-ka mogłam prześledzić od początku do końca jak ten umysł działa. I wiecie co? Nadal niewiele z tego rozumiem😉.

Umysłu nie da się chyba ogarnąć. Na pewno nie da się go ogarnąć po przeczytaniu jednej lub dwóch lektur, które zajmują się nim w sposób przenikliwy, arcyciekawy i badawczy. Można go jednak próbować okiełznać, jak zrobił to Steven Pinker. Przedstawił umysł z różnych perspektyw. Odpowiedział na wiele pytań związanych z jego funkcjonowaniem. Zintegrował go z naszymi zmysłami, uczuciami, poczuciem szczęścia, a nawet satysfakcji z obcowania ze sztuką, teatrem, czy tajemnicami, których w naszym świecie i poza nim jest całe mnóstwo. Autor przeniósł dywagacje na temat umysłu w sferę racjonalności i jej braku. Zdeterminował jego funkcjonowanie od odczuwania przyjemnych lub nieprzyjemnych uczuć. Na warsztat wziął również jaźń, samoświadomość, ego i wolną wolę. I mimo, że lektura zakończyła się na ponad 600 stronach (pozostałe strony to indeksy, przypisy) wydaje się, że tematu wyczerpać nie sposób.

Prawdziwy zawrót głowy

To było moje pierwsze odczucie po skończeniu lektury. Z jednej strony dużo ciekawostek, bardzo sprytne odniesienie do mojej codzienności, do dylematów i pytań, które stawiałam sobie wielokrotnie. Nawet rodzicielstwo zostało przedstawione z bardzo dobrej perspektywy, nie jako bajka, lecz bardziej jako ciężka praca. Z drugiej strony jednak książka napisana została nierówno. Były momenty, w których się nudziłam, w których nie mogłam znieść stylu i w których się wręcz męczyłam. Koncepcja autorska ewaluowała wraz z podejmowanymi tematami. Możliwe, że temat wymagał trochę innego podejścia, bardziej naukowego, bardziej metodycznego niżbym ja oczekiwała.

Książka uczy uważności. Po jej przeczytaniu inaczej spoglądam na różne kwestie, przestaję się zadręczać. Moją uwagę skupiam na różnicach, dostrzegam je. Wcześniej wszyscy wydawali się tacy sami. Nie raz, nie dwa łapałam się na tym, że oczekiwałam takiego samego zachowania od innych, co od siebie. Nie tędy jednak droga. W naszych głowach, umysłach żyją różne światy, które wzajemnie się przenikają i które uzależnione są od naszego samopoczucia, często nawet fizycznego. Umysł bowiem to nie tylko psychika. To jak się czujemy, również na niego wpływa.

Oj, znowu poszłam w ten ton. Ton, w którym chcę Wam przekazać, wszystko czego się dowiedziałam, na co zwróciłam uwagę i co na dłużej zapadło w mojej pamięci😊. Nie mogę tego jednak robić, bo nie sięgniecie po tę pozycję. A naprawdę warto, mimo, że do arcydzieła pt. „Zmierzch przemocy. Lepsza strona naszej natury” tego samego autora, książce jest daleko.

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Usłysz mnie” Anna Olszewska

USŁYSZ MNIE

  • Autorka: ANNA OLSZEWSKA
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 336
  • Data premiery: 15.02.2022r.

Pisarstwo @Anna Olszewska – strona autorska poznałam dzięki książce pt. „Dziewczyna z fotografii” (recenzja na klik), która premierę miała w kwietniu ubiegłego roku. Książka bardzo mi się podobała. Oceniłam ją 9/10, co się rzadko zdarza. Przed sięgnięciem do premiery z 15 lutego zatytułowanej „Usłysz mnie” wiedziałam już, że Anna Olszewska pisze bardzo dobrze. Z pozornie prostej historii potrafi utkać bardzo delikatny obraz, z wieloma nićmi i mało widocznymi pociągnięciami pędzla, które układają się w cudowne arcydzieło. Dzięki Wydawnictwu @Zysk i S-ka mogłam ponownie zanurzyć się w efekty pracy Autorki, która do historii Lidki i Filipa podeszła z należytym skupieniem.

To tylko ludzie (…) Można ich oswoić, jeżeli człowiek się trochę postara.” – „Usłysz mnie” Anna Olszewska.

Lidka dziesięć lat temu straciła wszystko. Straciła siostrę Maję, która zginęła w tragicznych okolicznościach. Straciła słuch. Od dziesięciu lat komunikuje się migając i czytając z ruchu ust. Komunikuje się inaczej, niż to robiła przez pierwsze osiem lat swego życia. Do szkoły Lidki w klasie maturalnej dołącza Filip. Chłopak z przeszłością. Odrzucony, odepchnięty przez najbliższych. Uzdolniony muzycznie outsider, który oprócz talentu muzycznego posiada wysoko rozwinięty talent do pakowania się w kłopoty. Śladem Filipa podążają Kalina, która sprawuje nad nim opiekę oraz Piotr, emerytowany policjant pełniący rolę kuratora. Po piętach depczą mu przyjaciele z przeszłości oraz stereotypowi władcy szkół, którzy nie lubią nowych. A za Lidką podążają wszystkie duchy przeszłości. Cała złość, tęsknota, rozpacz i wszechogarniająca samotność.

Książka zakwalifikowana została do gatunku literatury młodzieżowej. Nie dajcie się temu zwieść. To naprawdę bardzo dobra proza, która idealnie wkomponowuje się w gusta dorosłego człowieka. Przecież o frapującym świecie nastolatków i fascynujących odkryciach, a także trudnych doświadczeniach z nastoletniego życia czyta się tak samo dobrze dorosłemu, jak i nastoletniemu czytelnikowi. I to jest bez wątpienia zaleta tej książki. Autorka bardzo dobrze rozbudowała główny wątek, wplatając aspekty psychologiczne związane z odrzuceniem, samotnością i niezrozumieniem. W tym zawiłym świecie nastolatków, w którym buzują hormony i silne emocje odnalazłam świat dorosłych. Gdzie często oceniamy innych po wyglądzie. Oceniamy raczej to czego nie mają, niż to co mają nam do zaoferowania. Narracja jest prowadzona w dwójnasób. Z perspektywy Filipa trzecioosobowo, z perspektywy Lidki narracja jest pierwszoosobowa. Do tego Autorka rozliczyła główną bohaterkę z przeszłością kreśląc bardzo osobisty wątek, komunikowania się z Mają za pośrednictwem listów. Te listy stanowią żywy dowód, że faktycznie dziesięć lat temu dla Lidki dotychczasowe życie zalało się morzem czerwonej krwi.

Mimo istotnych kwestii podjętych w tej powieści, książka jest pełna nadziei. W wielu postaciach dorosłych przebijały się promyki uważności, ufności i wiary w młodego człowieka. Sam ojciec Lidki to postać bardzo pozytywna. W pełni wyrozumiały, choć pogodzony z własnym losem. Piotr i Kalina pozwalają wierzyć, że w obliczu jednego wielkiego cierpienia młodego człowieka, znajdzie się ktoś, kto poda mu dłoń, bez względu na koszty i zaprzepaszczoną młodość. Ktoś, kto stanie się dla niego rodziną, na którą zasługuje. To powieść klasyczna w swym przesłaniu, bardzo dobrze rozpisana oraz wzbudzająca wiele emocji. Nie całkiem tylko powieść dla młodzieży😉. Zachęcam do jej lektury!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„A jeszcze wczoraj było jutro” Arkadiusz Borowik

A JESZCZE WCZORAJ BYŁO JUTRO

  • Autor: ARKADIUSZ BOROWIK
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 540
  • Data premiery: 25.01.2022r.

Spodobał mi się tytuł książki @Arkadiusz Borowik – profil autorski, która premierę miała 25 stycznia br. „A jeszcze wczoraj było jutro” to obietnica rozważań na temat ulotności życia, naszych marzeń i pragnień. Sami przyznajcie. Przecież dopiero planowaliśmy, co zrobimy jutrzejszego dnia, zakładaliśmy się, byliśmy wręcz pewni, że nasze jutro będzie wyglądać inaczej. Składaliśmy obietnice, zaklinaliśmy nasze jestestwo. I to jutro nadeszło. Nie jak chmura gradowa, ale jak cichy przeciwnik. Jak nieuleczalny rak, który trawi nasze życie doprowadzając go do końca. W pewien dzień, w pewnej chwili. Dzięki współpracy z Wydawnictwem @Zysk i S-ka mogłam zapoznać się z czymś więcej niż tytułem😊. Mogłam zajrzeć do środka i zanurzyć się w historię Andrzeja Stroby.

(…) byłem ciekawy, jak to jest obcować z cierpieniem. Moim zdaniem trzeba się na to uodpornić. Każdy człowiek powinien się uodpornić na cudzy ból, żeby nie zwariować.”– „A jeszcze wczoraj było jutro” Arkadiusz Borowik.

Co czuje pięćdziesięciolatek który dowiaduje się, że za najdalej za kilka miesięcy umrze? Czy walczy? Czy się poddaje? Czy robi bilans życia i stara się naprawić wszystkie wyrządzone komuś innemu krzywdy? Czy stara się spędzić ten czas najlepiej jak tylko potrafi? Czy stara się być wreszcie dla siebie najważniejszy? Przed takim dylematem stoi Andrzej Stroba. Dotychczas lubiany i ceniony przez kolegów nauczyciel geografii, uwielbiający swoją córkę Karolinę oraz kochający swą żonę Anitę . Jak obiecuje Wydawca w swym opisie: „A jeszcze wczoraj było jutro” to opowieść o człowieku, który stojąc w obliczu nieuchronnego, zadaje sobie pytanie o wartość swojego życia. Sytuacje trudne przenikają się z momentami lekkimi, a humor przeplata się ze wzruszeniem”.

Nęcił mnie ten tytuł autorstwa Arkadiusza Borowika, oj nęcił. To dobrze. Gdyby nie on, pewnie ominęłaby mnie bardzo dobra proza wkomponowująca się w gatunek literatury pięknej. Borowik jest autorem kilku publikacji. Nie znałam do tej pory żadnego z jego dzieł – słowo użyte nieprzypadkowo😊. Muszę nadrobić jego bibliografię. Ciekawi mnie „Błazen w stroju klauna”. Czytał ktoś? Coś od Borowika?

Głównego bohatera Stroby nie da się nie lubić. Ciekawy, miły, potrafiący zachować się w każdej wymagającej sytuacji. Nie jakiś tam nudny pięćdziesięciolatek. Do tego niezwykle przenikliwy umysł umiejący poradzić sobie w każdej sytuacji, co też czasem go zaskakuje. Andrzej przechodzi metamorfozę, staje się kimś innym. Postanawia pobyć sam ze sobą i uporządkować swoje sprawy. To powoduje, że rozlicza się ze swoim synem Patrykiem i pierwszą żoną Justyną. To zbliża go na powrót do przyjaciela z dzieciństwa Suchego. To staje się przyczyną do wyprowadzki z domu i zamieszkania w hotelu robotniczym. I to pcha go w ramiona Izydora. Tak Izydor jest dla mnie ogromną zagadką, nawet po przeczytaniu książki. To postać, o której będzie mi bardzo trudno zapomnieć.

Borowik opublikował prozę najwyższej klasy. Jest po prostu w wielu dziedzinach wyśmienita. Wyjątkowa jest postać głównego bohatera, począwszy od jego fizycznych cech osobowości, jak i charakteru. Bardzo dobrze zostały wykreowane postaci drugoplanowe. Nawet Dżery Miszczyk nie jest przypadkowy, nawet kolega  – nauczyciel Ryś. Relacje zostały skomponowane tak dobrze, że nie poczułam w nich żadnego zgrzytu. Jakby każde słowo Autora było przemyślane, każdy dialog, każdy ruch i każda decyzja. Widać, że Borowik przystąpił do książki z należytą pieczołowitością, by stworzyć prozę od początku do samego końca na najwyższym poziomie. Nawet relacja z ojcem głównego bohatera jest nieprzypadkowa. Stanowi bardzo dobry przykład relacji ojcowsko – synowskiej z lekkim przekąsem. Ojciec mimo swej ułomności, niezwykły obserwator ludzkiego życia. Ojciec mówiący, że „(…) im bardziej będziesz szczęśliwy, tym później będziesz bardziej nieszczęśliwy.”. Ojciec niepotrafiący pogodzić się ze śmiercią swej żony.

Książka składa się z trzech części. Każda część zawiera w sobie rozdziały. Ostatnia część zatytułowana „Bilans” jest jakby podsumowaniem, pożegnaniem w mistrzowskim stylu. Mimo, że narracja jest trzecioosobowa jest bardzo osobista, indywidualna, jakby to Stroba był narratorem. Nowoczesny język zachował dużo klasycznego uroku. Zdania układają się w przepiękne wersy, a słowa w idealnie brzmiące i w głowie, i na głos zdania.

Arkadiusz Borowik tą publikacją udowodnił swój kunszt literacki i umiejętność pięknego pisania. Dzięki temu miałam przyjemność przeczytać niezwykłą prozę od pierwszej do ostatniej strony na najwyższym poziomie. I do tego samego Was zachęcam!!!

Moja ocena: 10/10

Za możliwość przeczytania książki, a tym samym podzielenia się z Wami moją opinią bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„The World of Lore: Straszne miejsca” Aaron Mahnke

THE WORLD OF LORE: STRASZNE MIEJSCA

  • Autor: AARON MAHNKE
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 373
  • Data premiery: 18.01.2022r.

Miejsca, w których mieszkamy z czasem w przedziwny sposób upodabniają się do nas. Jakby ludzie przekazywali swoją prawdziwą naturę – namiętności, idee i skrywane w sercu tajemnice – przestrzeni, którą nazywają domem”. – The World of Lore: Straszne miejsca” Aaron Mahnke.

Czyż może być lepszy wstęp do recenzji niż cytat zanotowany z pierwszej strony książki? Nie wydaje mi się 😉. Wydawnictwo @Zysk i S-ka przygotowało nie lada gratkę na fanów domów strachów. To premiera z 18 stycznia br. Aarona Mahnke pt. „The World of Lore: Straszne miejsca”. Spodziewałam się listy miejsc grozy, domostw owianych złą tajemnicą, w których działy się nieziemskie zbrodnie. Spodziewałam się rysów psychologicznych sprawców i mrożących krew w żyłach motywów. A odnalazłam…. By się dowiedzieć, co odnalazłam zapraszam do lektury niniejszej recenzji.

(…) Ludzie to nie patyki niesione przez prąd rzeki życia; najczęściej przyczyną cierpienia jednego człowieka jest drugi człowiek.” -„The World of Lore: Straszne miejsca” Aaron Mahnke.

Gospodarz popularnego podcastu „Lore” zabiera czytelnika w podróż po Stanach Zjednoczonych. Podróż bynajmniej nie krajoznawczą. Raczej historyczno – makabryczną. W swych opowiadaniach przedstawia Nowy Jork, Savannah, Boston i inne miejsca z innej strony, tej bardziej cierpiącej, mrocznej, dziwnej i grobowej. Dzięki niemu odkrywamy Amerykę. Dosłownie. Z jej wszystkimi cieniami i bardzo trudną historią. Z jej kolonialnymi decyzjami, wojnami i szkodliwym niewolnictwie. To podróż jakiej jeszcze nie znaliśmy.

To faktycznie odcinki podcastu zamknięte w jednej książce. Na początku każdego rozdziału Autor wprowadza nas w tematykę kreśląc krótki wstęp. Możliwe, że odbiór byłby lepszy, ciekawszy w oryginalnym wydaniu. Możliwe, że widok, tembr głosu, scenografia, wykorzystane motywy dźwiękowe i historyczne zdjęcia w tle wykorzystane przez Aarona Mahnke zwiększyłyby efekt końcowy, zbudowałyby napięcie, którego podczas czytania zabrakło. Książkę odebrałam jako ciekawą podróż w nieznany amerykański świat. Świat, gdzie straszą duchy, psy nagrobne szczekają na cmentarzach, a małe pochowane dziewczynki śpiewają. Świat voodoo, którego swego czasu miało wielkie powodzenie na tamtych terenach. Świat niespełnionych kochanków uciekających przed nieakceptującym związek ojcem oraz rodzimym Amerykanów, którzy orszakiem pokazują się na pasie pędzącej autostrady z zapalonymi pochodniami. Nie po wszystkich opowieściach przedstawionych w książce pozostał historyczny ślad. Niektóre, jak Autor wielokrotnie tłumaczy są tylko folklorystycznym przekazem. Możliwe, że jedynym i nieprawdziwym.

Większą wartość niż blade kobiety, wiszące na drzewie ofiary skazania przez powieszenie, przechadzające się po starych hotelach, rezydencjach duchy, czy dziwne dźwięki ma aspekt historyczny książki. Dzięki zgrabnemu wprowadzeniu w bardzo przystępny sposób dowiedziałam się licznych ciekawostek o zawiłej historii kraju złożonej z potomków kolonistów różnych nacji i nieprawnie zagrabionych z Afryki niewolników. I dlatego głównie warto przeczytać tę książkę.

Moja ocena: 6/10

Za mój egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” Maurice Leblanc

ARSÈNE LUPIN KONTRA HERLOCK SHOLMÈS

  • Autor: MAURICE LEBLANC
  • Wydawnictwo: ZYSKI I S-KA
  • Seria: ARSENE LUPIN. TOM 2
  • Liczba stron: 296
  • Data premiery: 11.01.2022r.
  • Data pierwszego polskiego wydania: 01.01.1927r.

Uwielbiam Sherlocka Holmesa w wykonaniu Benedicta Cumberbatcha, a Watsona w roli Martina Freemana. Serial oglądałam już kilkakrotnie. Słysząc o pojedynku z Arsènem Lupinem nie potrafiłam odmówić sobie lektury, mimo, że autor opowiadań o najsłynniejszym detektywie sir Arthur Conan Doyle zgody na użyczenie bohatera do powieści Maurice’a Leblanca nie wyraził. Mamy więc oryginalnego złodzieja gentelmana Arsène’a Lupin i nieco zmienionego Herlocka Sholmèsa posiadającego niewiarygodne umiejętności dedukcyjno-poznawcze jak postać grana przez Cumberbatcha. Książka „Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” Wydawnictwa @Zysk i S-ka premierę miała 11.01.2022r. Wydana została przepięknie. A środek….cóż piękna literacka klasyka😊.

(…) A jaki rozgłos wywołało wkroczenie słynnego angielskiego detektywa, Herlocka Sholmèsa! Cóż za poruszenie po każdym zwrocie akcji punktujących pojedynek tych dwu wielkich artystów!…” – „Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” Maurice Leblanc.

„Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” to drugi zbiór opowiadań Maurice’a Leblanca z Lupinem w roli głównej” – z opisu Wydawcy. W pierwszym tomie zatytułowanym „Arsene Lupin. Dżentelmen włamywacz” (recenzja na klik) Herlock Sholmes pojawia się na chwilę, jak wisienka na torcie. W epizodach opisanych w drugim diariuszu słynny, angielski detektyw odgrywa kluczową rolę. W zetknięciu z fantazyjnymi metodami Lupina tropi go, śledzi, dedukuje motywy i sposoby złodziejskich intryg. Do tego próbuje złamać siatkę pomocników Lupina przy wsparciu miejscowej, francuskiej policji z inspektorem Ganimardem na czele. A wszystko zaczyna się od kradzieży z pozoru niewiele wartego sekretarzyka zakupionego przez Pana Gerbois’a w prezencie dla swej córki, który zniknął wraz z cenną zawartością, z losem o numerze 514 serii 23.

Nie zdradzę, który z wybitnych umysłów klasycznej literatury wygrał w tym starciu gigantów. Napiszę tylko, że jeden drugiego starał się w każdym calu przechytrzyć. I chwilami i jeden, i drugi wygrywał tę walkę. By nie zniechęcić Was do recenzowanej książki skupię się na jej licznych walorach. Po pierwsze narracja. Narratorem jest kronikarz, przyjaciel i powiernik Lupina. Zwraca się do czytelnika bezpośrednio wkręcając go w swoistą grę.  

Za każdym razem, gdy zamierzam opowiedzieć którąś z niezliczonych przygód jakie składają się na życie Arsène’a Lupina, odczuwam prawdziwą rozterkę, bo wciąż mi się zdaje, że nawet najbanalniejsza z nich jest już doskonale znana wszystkim…” – „Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” Maurice Leblanc.

A o Herlocku narrator wspomina: „(…) można się zastanawiać czy on sam nie jest jakąś mityczną postacią, bohaterem żywcem wyjętym z mózgu jakiegoś wielkiego powieściopisarza, takiego jak na przykład Conan Doyle” – „Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès” Maurice Leblanc.

Herlock oczywiście też ma swojego „przyjaciela i konfidenta”, który nazywa się Wilson. Wilson jest zawsze przy jego boku wspierając go i asystując w trakcie śledztw. Po drugie znikanie. Jest to cecha Lupina przy każdym występku. Znika bez śladu sprawca kradzieży mahoniowego biurka, znika morderca starego barona i znika również cenny diament, którego odnalezienia podejmuje się Sholmès. Te znikanie jest esencją pojedynku pomiędzy dwoma bohaterami. Po trzecie wegetarianizm. I tu niespodzianka. Lupin jest wegetarianinem „z powodów higienicznych”. To było dla mnie odkrycie, że już ponad sto lat temu doceniano cenny wpływ na organizm człowieka w dawkowaniu tłuszczów zwierzęcych. Przy czym ten wegetarianizm jest czasem łamany, gdy jak sam mówi Lupin „nie chce się wyróżniać w towarzystwie”. Po czwarte osobowość sprawcy. Mówiąc jego słowami „(…) wszystko polega na niebezpieczeństwie! Na nieustannym poczuciu zagrożenia! Trzeba nim oddychać jak powietrzem, zauważać go wokół siebie, jak węszy, ryczy, śledzi bezustannie, zbliża się… A pośród tej burzy pozostać spokojnym, nie drgnąć! Bo inaczej jesteś zgubiony”. To poczucie niebezpieczeństwa dla Lupina jest jak narkotyk, on go potrzebuje, by żyć, by przeżyć.

Metody zbrodni nie są tak fantazyjne jak w serialu z Benedictem Cumberbatchem. Fantazja autora nie sięgała na wiek po czasach, w których żył. Bez wątpienia jednak pozycja jest warta uwagi. Jest to klasyka  w pełnym tego słowa znaczeniu. Użyte zwroty, metody postępowania, opisana logika to wszystko zwarło się w jedną komplementarną całość. Każdy wątek został pociągnięty z właściwą sobie uwagą. Który z gentelmanów okazał się przegrany? Nie napiszę. Przeczytajcie proszę sami.

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Uzdrawiające emocje. Rozmowy z Dalajlamą o uważności, emocjach i zdrowiu” Daniel Goleman

UZDRAWIAJĄCE EMOCJE. ROZMOWY Z DALAJLAMĄ O UWAŻNOŚCI, EMOCJACH I ZDROWIU

  • Autor: DANIEL GOLEMAN (pod redakcją)
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 344
  • Data premiery:  11.01.2022r.

„Uzdrawiające emocje. Rozmowy z Dalajlamą o uważności, emocjach i zdrowiu” pod redakcją Daniela Golemana, autora bestsellera pt. „Inteligencja emocjonalna” otrzymałam w prezencie od Wydawnictwa @Zysk i S-ka, za co bardzo dziękuję😊. Jest to książka mająca niezwykłą moc. Moc skupiania uwagi na tym, o czym zwykle nie rozmyślamy, nad czym się na co dzień nie zastanawiamy. Niecodzienna to publikacja, jak niecodzienny jest jej główny rozmówca.

Jak wynika z opisu Wydawcy; „Uzdrawiające emocje” to zapis niezwykłej dyskusji między Dalajlamą i wybitnymi psychologami, lekarzami i nauczycielami medytacji o wzajemnych relacjach i zależności między ludzkim umysłem i ciałem”. To zapis prezentacji specjalistów z różnych dziedzin, psychologii, neurologii, etyki, filozofii i dyskusji na nich oparty. I tu niespodzianka Dalajlama częściej pyta, niż odpowiada😉. Częściej podważa zaprezentowane tezy, niż im przyklaskuje i się z nimi zgadza. Jego Świętobliwość jest nad wyraz przenikliwy, wyłapuje z prezentacji najdrobniejsze szczegóły, by poddać je w wątpliwość. Nie orzeka, nie podsumowuje, lecz bada.

I postawa Dalajlamy mnie najbardziej zauroczyła w tej książce. Dalajlamy, którego nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Postać nietuzinkowa, ponadczasowy laureat Pokojowej Nagrody Nobla, człowiek – myśliciel i przywódca religijny. Rozpoczynając czytanie spodziewałam się, że Jego Świętobliwość będzie przewodził w każdym rozdziale, w którym podjęta określoną tematykę. Spodziewałam się, że jego zdanie będzie ostateczne i jedynie prawdziwe. Okazuje się, że Dalajlama ma wiele pytań, na które odpowiedzi oczekuje od współrozmówców, od specjalistów ze swoich dziedzin. Jak w Przedmowie napisał sam Daniel Goleman „Dalajlama uważnie słuchał naszych prezentacji i angażował się w aktywny i otwierający umysły dialog z nami wszystkimi”. Z zapisów konferencji wybrzmiewa ta jego postawa, pełna pokory, zaciekawienia i uważności w stosunku do osób, które są wybitnymi specjalistami ze swoich dziedzin. Chyba tylko On, tylko Dalajlama mógł w taki sposób uczestniczyć w tej konferencji.

Bardzo podobało mi się rozwinięcie tematu związanego z gniewem. Dalajlama rozwinął myśl; „W większości wypadków gniew który odczuwamy w codziennym życiu, jest wywołany przez przywiązanie”. Podobno to co znamy, ma znaczenie na odczuwanie przez nas złości. Gdy wali nam się znany, bezpieczny świat, to do czego jesteśmy przyzwyczajeni, wśród nadrzędnych emocji przejawia się właśnie gniew. Bardzo dużo publikacja podejmuje tematów związanych z gniewem. W wielu miejscach Rozmówcy zwracają uwagę na różnice pomiędzy zachodem a wschodem w tym zakresie. Z zaciekawieniem czytałam o niskim poczuciu własnej wartości, które głównie jest problemem zachodniej cywilizacji. O wpływie emocji na układ immunologiczny, o wpływie gniewu, permanentnej złości na zdrowie. Sam Dalajlama podniósł temat związany z zaburzeniami psychicznymi, które uniemożliwiają odczuwanie emocji lub ten proces kompletnie zakłamują. Wspomniał o zaburzeniu narcystycznym, rozwinął temat emocji odczuwany przez osoby niepełnosprawne umysłowo. Podniósł emocje z perspektywy zwierząt, a nawet zahaczył o rośliny w kontekście samoświadomości. Wiele tez, podsumowań dla mnie było odkrywczych. Trudno było mi się skupić na jednym aspekcie przedstawionych myśli przewodnich, gdyż każde z nich były dla mnie nowością.

Co do innych Rozmówców okazali się na równi wybitnymi naukowcami jak sam Dalajlama. Wspaniale czytałam dialogi z Danielem Golemanem, redaktorem tej publikacji, gdzieniegdzie odzywał się Mnich – towarzysz Dalajlamy. Daniel Brown zabierał zdanie wielokrotnie szukając odpowiedzi u Jego Świętobliwości. Ceniłam sobie spostrzeżenia Francisko Vareli, który nie raz zwracał uwagę na różnice w postrzeganiu wpływu uczuć, emocji, uważności na ciało z samym Dalajlamą. Potrafił nawet nie zgodzić się i to właściwie uargumentować. Jon Kabat – Zinn sprawiał natomiast wrażenie, jakby na boku notował wypowiedzi Dalajlamy, by potem od nich w innych momentach wrócić, jakby chciał zweryfikować, czy myśl jest spójna z postrzeganiem świata i człowieka przez Dalajlamę, czy  była tylko chwilowa, ulotna, nie mająca podwalin. Mimo różnych preferencji religijnych lub ich braku, każdy z naukowców zwracał się do Dalajlamy z należytym szacunkiem tytułując go Jego Świętobliwością. To było dla mnie odkrywcze, że nie ma znaczenia, kto ma jakie przekonania, liczy się Jego osoba, osoba Dalajlamy.   

Dla mnie książka okazała się fascynującą lekturą. Ciekawą podróżą w myśli, głębokie zakamarki mózgu i duszy wybitnych filozofów, psychologów, biologów, neurologów, publicystów i jedynego w swoim rodzaju Dalajlamy. Człowieka – historii. Przywódcy religijnego buddyzmu będącego jednocześnie – jak go słucham i czytam – Przywódcą całego świata. To pozycja, w której do odkrycia jest wiele, a wnioski nasuwają się jedne po drugich. Jesteście ciekawi świata oczami Dalajlamy i jego wybitnych Rozmówców? Sięgnijcie po tę książkę, która nie tylko zmusza do myślenia, ale również stanowi pokarm dla duszy, jak słodka ambrozja.

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Zaklinacz koni” Nicholas Evans

ZAKLINACZ KONI

  • Autor: NICHOLAS EVANS
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 350
  • Data premiery w tym wydaniu:  07.12.2021r.
  • Data 1 wydania polskiego: 01.01.1996r.

Dwa lata po premierze książkowej Robert Redford nakręcił w 1998r. z sobą w roli głównej film pod tym samym tytułem „Zaklinacz koni”. W filmie oprócz Redforda zagrała w roli Grace Scarlett Johansson, jej matkę wybitna Kristin Scott Thomas. Film zdobył serca wielu widzów. Ja pierwowzór czytałam wiele lat temu będąc nastolatką. Pamiętałam, że książka bardzo mi się podobała. Słysząc o reedycji od Wydawnictwa @Zysk i S-ka nie wahałam się ani chwili, by po nią sięgnąć po latach. Mimo, że premiera w tym wydaniu odbyła się 7 grudnia 2021, ja swój egzemplarz otrzymałam na początku bieżącego roku. Chcecie wiedzieć, czy film wiernie odzwierciedlił oryginał pióra Nicholasa Evansa? Jeśli tak, to łapcie za tą wspaniałą publikację i czytajcie.

Oto czym, moim zdaniem jest wieczność (…) Po prostu jeden długi ciąg kolejnych teraz. I wydaje mi się, że wszystko, co możesz zrobić, to przeżywać każde teraz, nie przejmując się specjalnie tymi, które już upłynęły, ani tymi, które dopiero nadejdą.” – „Zaklinacz koni” Nicholas Evans.

To historia nie tylko o koniu Pielgrzymie, który w wyniku nieszczęśliwego wypadku doznaje obrażeń fizycznych i psychicznych. To nie tylko opowieść o czternastoletniej Grace, która wskutek tragedii traci nogę. Nawet nie jest to historia Toma Bookera, nazywanego Zaklinaczem koni, ani Annie MacLean i jej małżeństwa z Robertem. To opowieść o traumie i próbie jej przezwyciężenia. To podróż, którą trzeba przebyć, by odnaleźć to, co utraciliśmy i to, co daje nam szczęście. O tym decyduje Annie. Jej decyzja, by zawalczyć o córkę alokuje ją na urokliwym ranczu, gdzie wśród zwierząt i przyjaznych ludzi Tom zaklina Pielgrzyma. Leczy go i obejmuje terapią. Terapią, której efekty odczuwają wszyscy wokół.

Nie jest to typowa historia miłosna

Evans podzielił książkę na pięć części. Historię zawarł w trzydziestu sześciu rozdziałach. Autor zastosował narrację trzecioosobową, wielokrotnie wplatając w usta bohaterów ważne słowa, ważne spostrzeżenia. Tom Booker zagrany przez Roberta Redforda w firmie, jest identyczny z tym zobrazowanym w książce. Ta sama aparycja, ten sam czar, wewnętrzny spokój i ruchy, gesty jakby wystudiowane, jakby zawsze zaplanowane i nieprzypadkowe. Postać Toma jest najciekawszą w powieści. Tom zna ból i cierpienie. Zna z perspektywy własnego życia z żoną i utraconym synem. Zna z punktu widzenia koni, którymi się opiekuje. Zna z kontekstu Grace i samej Annie. Jak sam mówi „(…) tam, gdzie jest ból, tak jest także czucie, a jak długo jest czucie, tak długo jest też nadzieja.”.

Książkę czytało się bardzo dobrze. Styl mimo, że zawiera wiele opisów scenerii, kontekstu i okoliczności jest przyjemny. Tempo i język nie nużą, nie męczą. Do tego akcja osadzona jest w latach dziewięćdziesiątych. W latach, gdzie korzystaliśmy z dyskietek komputerowych (kto wie, jak one wyglądały?), walkmana, kaset magnetofonowych czy telefonów stacjonarnych. Oprócz wspaniałych opisów przyrody Autor zabrał mnie dodatkowo w świat, który prawie już zapomniałam, w świat gdzie nie byliśmy pokoleniem „head downów”. Bardzo dobrze Autor opisał przemianę Grace. Przez swoje doświadczenie i pomoc od innych Grace wydoroślała. Co dobre, Evans skupił się również na relacji Grace z jej matką, kobietą pracującą z sukcesem w grupie wydawniczej wydającej gazetę. Dla której zwykle liczyły się tylko słupki poczytności. Ta relacja dojrzewa, staje się rzeczywista. Evans opisał najdrobniejszy gest i szczegół, który wzmocnił więź matki z córką. Do tego tłumaczenie. Nie mogę nie wspomnieć o Jerzym Łozińskim, mistrzu nad mistrzami w translacji. Jak zwykle tłumaczenie okazało się genialne. Żadne słowo nie jest użyte przypadkowo. To w 100% dopasowany tekst pod odbiorców w języku obcym. Pan Jerzy Łoziński po raz kolejny zachował intencję autora oraz zaprezentował lekkie pióro. Jest wyśmienitym interpretatorem anglojęzycznych powieści.

 I „Gdyby tylko ludzie potrafili być tak mądrzy jak konie”. – „Zaklinacz koni” Nicholas Evans.

Bądźcie jak one, jak konie – niezwykle mądre zwierzęta potrafiące wyczuć każdy nastrój, każdą trwogę, każdy ruch mięśnia jeźdźca. Czytajcie książkę, z którą warto się zapoznać w przepięknym tłumaczeniu. Czytajcie „Zaklinacza koni”!!!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„Świąteczne morderstwo” Ada Moncrieff

ŚWIĄTECZNE MORDERSTWO

  • Autorka: ADA MONCRIEFF
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 315
  • Data premiery: 23.11.2021r.

Mimo, że premiera książki pt. „Świąteczne morderstwo” Ady Moncrieff odbyła się 23 listopada 2021, ja swój egzemplarz odebrałam od Wydawnictwa @Zysk i S-ka dopiero 3 stycznia br. Zaciekawił mnie opis Wydawcy, który porównał debiutancką książkę aktorki to stylu Agathy Christie. Oczywiście Królowej światowych kryminałów nie da się podrobić, jej styl jest bowiem niepowtarzalny. Warto jednak czasem zanurzyć się w kryminały oparte na metodyce i dedukcji jak u Herculesa Poirota, czy Panny Marple.

Klasyka nie jest moją mocną stroną, ot i zastarzała zgnilizna, jeśli chcecie znać moje zdanie. Wszystko to jakieś lubieżne i ponure. Taka z niej kolebka cywilizacji, jak z mojego łokcia”. – „Świąteczne morderstwo” Ada Moncrieff.

Co się może zdarzyć w Święta Bożego Narodzenia w angielskim, klasycznym domostwie z tradycjami Westbury Manor ? Wśród świętujących domownicy Państwo Westbury z dziećmi Lydią, Edwardem i Stephenem. Do tego przyjaciel Pana Domu David Cambell-Scott oraz małżeństwo Ashwellów. Urokliwemu spotkaniu towarzyszy polityk z samego Westmisteru Pan Anthony de Havilland. Zawadiacki Fredie Rampling sączy swoje wysokoprocentowe napoje wyskokowe, a temu wszystkiemu przygląda się domorosły detektyw – amator Hugh Gaveston aspirujący do samego Sherlocka Holmesa. I to właśnie obecność Holmesa byłaby wskazana. W świąteczny poranek  1938 roku od strzału kuli ginie Campbell-Scott. Przedsiębiorca o szerokich horyzontach, człowiek wykształcony, dumny powracający na święta do przyjaciół z odległych Malai, gdzie zbił majątek. Wszyscy są zszokowani jego śmiercią. Konstabl Jones orzeka, przy wtórze większości obecnych śmierć samobójczą. I tylko Hugh Gaveston ze swoją przyjaciółką Lydią zaczynają węszyć szukając prawdziwego motywu śmierci przyjaciela Lorda Westbury.

Faktycznie parafrazując cytat z początku mego wpisu klasyka nie jest mocną stroną Ady Moncrieff. Styl tej powieści nawiązuje i owszem do klasycznych kryminałów, wielokrotnie formą przywodzi na myśl dzieła Christie oraz powieści i opowiadań kryminalne sir Arthura Conana Doyle’a. Gdzieniegdzie miesza się jednak z formą współczesnej prozy. To rodziło we mnie poczucie niespójności. Autorka prowadzi narrację jakby opisywała obrazy, pejzaże, sztukę teatralną zwracając uwagę na sytuacje, osobistości, dialogi dziejące się na drugim planie.

Zatrzymajmy się jednak na drugi rzut oka. Spojrzenie, które pozwoliłoby uważnemu widzowi przypomnieć sobie, że ci, którzy chwiejnym krokiem przemierzają pustynię, niemal zawsze nie natkną się na oazę, lecz na miraż” lub „Salon pustoszeje, gdy podążamy za naszymi bohaterami do ich pokoi, choć zbyt długie towarzyszenie im byłoby wysoce niestosowne”. -„Świąteczne morderstwo” Ada Moncrieff.

Tym bystrookim i niezwykle inteligentnym widzem przedstawienia, które  Ada Moncrieff rozpisała w swej powieści, autorka męczyła mnie kilkukrotnie; „Widz o bystrym oku (…) z pewnością dostrzegłby kontrast, jaki stanowili obaj mężczyźni.” Może jednak ten kawałek: „Podczas gdy nas bystrooki widz kręciłby głową, zaniepokojony ewidentnie złym stanem zdrowiem mężczyzny, żona lorda z zadowoleniem obserwowała, jak wita przyjaciela.” Czasem widz pretendował do miana gorliwego obserwatora: „Kiedy Hugh zdejmował buty (….), nasz gorliwy obserwator mógłby skorzystać z okazji, by porzucić go przy rozwiązywaniu sznurowadeł (…) i udać się na wędrówkę po domu.” Nie powiem pomysł wydaje się być dobry. Od czasu do czasu „osobiste wycieczki” w kierunku widza zwykle się sprawdzają w tego typu powieściach. Przestają jednak delikatnie łaskotać jego ego, gdy występują często.

Najwięcej zabawy miałam przy czytaniu krótkiego opisu postaci konstabla Jonesa. Autorka przedstawiła go jako komicznie nieudolnego stróża prawa wkładając mu w usta nad wyraz bogate słownictwo. Przeczytajcie sami: „Jak już wcześniej i uprzednio stwierdziłem oraz dowiodłem, jest to moja niepodważalna konkluzja, niepozostawiająca miejsca na wątpliwości ani kwestionowanie…” i tak dalej, i tak dalej. Każda wypowiedź konstabla zaczynała się i kończyła nie wiadomo gdzie. Krasomówczy śledczy to jedna z niewielu zabawnych, komediowych postaci choć gagów sytuacyjnych, czy prześmiewania angielskiej socjety sprzed prawie stu lat nie brakowało.

Sama intryga kryminalna stanowiła bardzo dobrą podwalinę pod świetny kryminał w duchu minionych czasów, czy raczej powinnam napisać w duchu minionych świąt. Metodyka badania okoliczności śmierci Davida Cambell-Scott nie dawała jednak żadnych szans na zabawę w stylu kto jest mordercą? Podsumowania, poszlaki, podejrzani wskazywały praktycznie na każdego z obecnych na bożonarodzeniowym świętowaniu. Podejrzani z motywem byli praktycznie od razu eliminowani, a szkoda. Mimo, że książka liczyła tylko 315 stron to nieposuwające się do przodu śledztwo, bez żadnych kontroskarżeń i  uzasadnionych zarzutów zaczęło mnie po prostu nużyć.

Moja ocena: 6/10

Dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka za podarowanie mi egzemplarza recenzenckiego.

„Szczęśliwy książę i inne opowiastki” Oscar Wilde

SZCZĘŚLIWY KSIĄŻĘ I INNE OPOWIASTKI

  • Autor: OSCAR WILDE
  • Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 120
  • Data premiery w tym wydaniu: 21.12.2021r.

A z tą książką rozpoczynam Nowy Rok. Oby 2022 zakończył się szczęśliwiej niż ten, który już odszedł.

Po przeczytaniu „Portretu Doriana Graya” (recenzja na klik) jestem niekwestionowaną fanką Oscara Wilde’a. angielskiego poety, jak się okazało bajkopisarza, prozaika i eseisty żyjącego w XIX wieku. Klasyczna literatura ma wiele zalet. Przenosi czytelnika w czasy bardzo odległe pozwalając mu poznać ówczesne tradycje, wzorce postępowania, stereotypy, obyczaje i wartości. Do tego ten język, nam współczesnym wydający się przestarzały. Dzięki wspaniałej translacji Jerzego Łozińskiego zbiór bajek zatytułowanych „Szczęśliwy książę i inne opowiastki” wydanych nakładem Wydawnictwa @Zysk i S-ka czyta się w wersji uwspółcześnionej. Książeczka, bo ma tylko 120 stron, premierę w tym wydaniu miała 21 grudnia 2021r. Czytając ją w pierwszym dniu Nowego Roku zatopiłam się w historie nie tylko dla najmłodszych.

Ależ głupotą jest cała ta Miłość (…) I nawet w połowie nie jest tak pożyteczna jak logika. Nie tylko nie potrafi niczego wykazać, ale na dodatek łudzi, bo zawsze karmi człowieka złudami, które nigdy się nie ziszczą, i każe wierzyć w rzeczy nieprawdziwe. W istocie jest zupełnie niepraktyczna…” – „Słowik i róża” Oscar Wilde [w:] „Szczęśliwy książę i inne opowiastki”.

Książka jest zbiorem takich bajek jak: „Szczęśliwy książę”, „Słowik i róża”, „Samolubny olbrzym”, „Prawdziwy przyjaciel” oraz „Prześwietna petarda”. Każda z bajek ma swój morał. Niektóre są opowiadaniem w opowiadaniu, gdzie czytelnik śledzi reakcję innego słuchacza na przedstawione treści. Przesłanie w nich zawarte jest bardzo uniwersalne. Wilde poetyckim językiem przekazuje swoje spostrzeżenia na temat poświęcenia, przyjaźni, czy raczej pozornej przyjaźni. Dotyka kwestii związanych z przemianą w jeszcze lepszą wersję siebie, ku uciesze wszystkich i wszystkiego wokół. Dywaguje wokół pychy, przeświadczenia o wyjątkowej własnej wartości jak w „Prześwietnej petardzie”. Podrzuca swoje obserwacje, z którymi możemy zrobić wszystko, co nam się żywnie podoba. Zgodzić się z nimi, lub kompletnie nim zaprzeczać. Polubić albo wręcz odrzucić.

Uniwersalna tematyka sprawdza się chyba w przypadku każdego czytelnika. Bez względu na wiek, wykształcenie, zainteresowania, preferencje czytelnicze. Oscar Wilde w bardzo obrazowy sposób opisał pięć różnych historii. Tak obrazowo, że miałam wrażenie, że oglądam raczej prace plastyczne, niż wczytuję się w kolejne słowa układające się w jedną opowieść. Wyobraźnia autora nie zna granic. Łączy w sobie różne zainteresowania, różne światy, te rzeczywiste i te urojone. Wszystko ładnie się ze sobą komponuje. Niektóre z opowiastek wprawiają w dobry nastrój, inne wręcz przeciwnie, ukazują świat pełen niegodziwości, niesprawiedliwości i ludzkich trosk. Bez względu na finalne przesłanie bajki, porównania zawsze są trafne. A dzięki wspaniałemu tłumaczeniu czyta się je bez zmęczenia. Do tego wydanie wzbogacone jest ilustracjami Charles’a Robinsona, więc sprawdzi się również jako książka czytana dzieciom.

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.