„Północna zmiana” Hanna Greń

PÓŁNOCNA ZMIANA

  • Autor: HANNA GREŃ
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron:406
  • Data premiery:10.02.2021r.
  • Moja ocena:6/10

„(…) wolna sobota, mimo że zaledwie jedna w miesiącu, jest demoralizującym pracowników wymysłem zgniłego imperializmu. Wszak ludziom powinno wystarczyć, że w soboty pracują tylko sześć godzin. Po co im więcej wolnego czasu? To niepotrzebne, a nawet niebezpieczne. Zaczną częściej uczestniczyć w różnych imprezach, spotykać się w większym gronie…”.

Hanna Greń „Północna zmiana”

Od premiery najnowszej powieści Hanny Greń minął już ponad miesiąc, więc ja szybciutko publikuję moją recenzję. Zaczęłam ją od przewrotnego cytatu. Dochodząc do tego momentu i pamiętając pracujące soboty moich rodziców pomyślałam, że książka będzie mi się podobać. Zauważyłam następującą zależność: im więcej opisów znanych mi z własnego życia, tym bardziej pozytywny odbiór. Twórczość Hanny Greń, emerytowanej księgowej znam z cyklu z Dionizą Remańską (moje recenzje znajdziecie na przykład tu: https://slonecznastronazycia.blog/2020/03/14/wioska-klamcow-hanna-gren/https://slonecznastronazycia.blog/2020/06/11/wiezy-krwi-hanna-gren/ ). Czytając opis wydawcy spodziewałam się mocnego, trzymającego w napięciu kryminału w stylu retro (akcja osadzona jest w latach osiemdziesiątych). Muszę przyznać, że wątek kryminalny w książce się znalazł. Nie jest on jednak, co jest zaskoczeniem, wątkiem dominującym. Czy można polubić twórczość Hanny Greń w tej odsłonie? Mam nadzieję, że ta recenzja udzieli Wam odpowiedzi na to pytanie.

Gdzie i co się dzieje?

Akcja osadzona jest w latach osiemdziesiątych. Główną bohaterką jest młoda Inga Piątkowska, absolwentka liceum, pracująca od trzech miesięcy w dziale księgowym w bielskim Instal-Budzie.  Mimo młodego wieku Inga ma już za sobą smutne doświadczenia. Nieudany związek z Krzyśkiem, który uprzykrza jej życie pracując w tym samym przedsiębiorstwie. Samobójstwo swego przyjaciela Macieja Swift (nie mylić z Taylor Swift) i niesłuszne oskarżenia o jego śmierć. Trudna relacja z bratem Macieja – Norbertem, który z jednej strony ją fascynuje, z drugiej jego zachowanie jest dla niej odpychające. Dzięki swojej rzetelnej pracy Inga zostaje wysłana przez swojego przełożonego do Jastrzębiej Góry, nadmorskiej miejscowości, w której Instal-Bud prowadzi dom wczasowy dla pracowników (Pamiętacie? Jeździliście z rodzicami? – ja tak). Inga zastępuje w nim kierowniczkę przebywającą na zwolnieniu lekarskim. Rozkoszując się pobytem w delegacji Inga poznaje dwóch studentów – Marka i Pawła – oraz Brinka Speedmana, Kanadyjczyka odwiedzającego Polskę i nieznaną dotychczas rodzinę. Dla Brinka Inga wygląda znajomo. Po powrocie do rodzinnego Bielska-Białej o Brinku już prawie zdążyła zapomnieć, gdy dowiaduje się, że Brink szukał jej ojca. Niestety, wkrótce po dwóch wizytach w rodzinnym domu Ingi, Brink znika. O tym co ją tak naprawdę łączy z Brinkiem Speedmanem, Inga dowiedziała się podczas wizyty u swojej babci w rodzinnej miejscowości ojca Legardzie, Martiny Speedman. Tak naprawdę odkrycie tajemnicy po co Brink pojawił się w Polsce, zajęło Indze kilka lat. Kilka lat, w których dzięki różnym pobocznym wątkom poznajemy zagmatwane losy Ingi i jej rodziny. Jak poradzi sobie młoda dziewczyna w wielkim mieście, w miejskiej dżungli, w trudnym, dorosłym życiu? Mnie już nie pytajcie, po prostu dowiedzcie się sami.

Czytając relacje w pracy z perspektywy lat osiemdziesiątych, wykorzystywane narzędzia, styl pracy księgowych (dobrze znany autorce, bo bądź co bądź sama korzystała z takich narzędzi jako księgowa) przeniosłam się w świat jak z serialu „Czterdziestolatek”. Wiele postaci w mojej wyobraźni wyglądały jak koleżanki – laborantki Madzi Karwowskiej. Pijące kawę, palące papierosy (Klubowe lub Popularne, innych nie było) plotkujące o mężach, rozmawiające o brakach w sklepach i wybierające się na połów „rzuconych” do sklepów towarów. Wiele PRL-owskich sformułowań sama poznawałam. Dowiedziałam się między innymi, co autorka określiła mianem „powielacza”, po co księgowym hale maszyn i dlaczego obsługa ascoty wydawała się taka trudna. Odkryłam PRL-owskie określenie żyletki. To mojka. Prawie zasmakowałam się w zimnym euro specialu.  Relacje w domu Ingi również są iście PRL-owskie. Władcza matka, faworyzująca starszą siostrę Ingi, Kingę (zdaniem samej bohaterki jej imię jest również spadkiem po starszej siostrze, odjęto przecież tylko literę „k”). Cichy, nie wnoszący sprzeciwu matce ojciec. Nie ofiara, jak pierwotnie myśli Inga, lecz również współwinny atmosfery w domu i wykorzystywania Ingi dla realizacji celów jej starszej siostry. Winny wręcz słabej pozycji Ingi we własnym domu. Winny niechęci własnej matki do niej. Winny tego, że zawsze czuła się inna, gorsza, niepasująca do reszty.

Nie dziwię się, że Hanna Greń wzięła na warsztat lata, w których żyła sama i sama pracowała. Jest to zapewne rzeczywistość jej bardzo dobrze znana. Kto inny umiałby przekonująco opisać maszyny księgujące i szubienice kont, jak nie wieloletnia księgowa?

Dla kogo rzeczywistość składająca się z trzech pracujących sobót w miesiącu była oczywistością, jak nie dla tego kto sam tak pracował. Greń nie ocenia minionych lat, nie stygmatyzuje. Opisuje je w sposób, w jaki wyglądały. Rzeczywistość nie jest ani przejaskrawiona, ani mroczna. Jest obiektywna. To jest wielka zaleta tej książki. Czasy PRLu i ważnych wydarzeń, jak na przykład skutki działalności politycznej Ingi w opozycji, są również opisane z dystansem. To dobrze. Tym samym zagadnienia te nie zagłuszyły głównego wątku. Wątku Ingi.  Jej życia codziennego i rodzinnych tajemnic, które po kolei odkrywała sama. Niestety, nawet tak doświadczona autorka nie jest wolna od błędów. Niektórzy z czytelników są w stanie je wyłapać. Mi niestety przypadła ta rola☹. Najpierw czytamy, że szwagier Ingi – Bogdan Olszar ma brata Mariana, którego z Ingą chce zeswatać jej matka. Brata, którego nigdy nie ma na spotkaniach rodzinnych. Brata, który również nie uczestniczył w weselu Bogdana i Kingi. Kilka stron dalej czytamy, że Bogdan był jedynakiem. Przeczytałam ten fragment wielokrotnie. Niestety, tkwił nadal na stronach książki i wzierał się w moją świadomość w treści „(…) Inga nie rozumiała, dlaczego młodzi musieli zamieszkać u Piątkowskich, skoro Bogdan był jedynakiem, a jego rodzice mieli dużą willę na obrzeżach miasta (…)”. W takich momentach zastanawiam się kto zawinił. Kto powinien wyłapać taką nieścisłość? Autor, redaktor, czy pierwszy recenzent? Ps. Okazuje się, że nieobecność Mariana w życiu rodziny Piątkowskich nie była przypadkowa. Inga poznała go już wcześniej, w innych okolicznościach. Spotkanie z nim po latach w towarzystwie teściów siostry przyczyniło się do poznania tajemnicy zaginięcia Brinka Speedmana.

Miłym zaskoczeniem w powieści był wątek prababki Ingi, której główna bohaterka zawdzięcza urodę. Polubiłam historię kanadyjskiej Indianki, która po śmierci męża – poszukiwacza złota musiała wychowywać sama kilkoro dzieci. Autorka wielokrotnie nawiązywała do pochodzenia Ingi, reakcji władz komunistycznych i otoczenia na to odkrycie. Każde oczywiście inne. Nie dziwi również portret milicji ukazany w książce, również członków SB. Inaczej niż znamy z kart historii. Zwykle znamy oprawców, mało inteligentnych wykonawców rozkazów, ówczesnej misji. Tu poznajemy inteligentnych ludzi, potrafiących ustosunkować się do otaczającego świata. Nie ma porterach zbędnej agresji. Zwykle czyny milicjantów są wyważone, uzasadnione w pełni, wręcz momentami delikatne. Milicja, a nawet bezpieka jest tam gdzie powinna, ratuje niewinnych i ochrania zagrożonych. Nie mogę się pokusić, by nie wyjaśnić: mąż autorki był policjantem. Wielu policjantów rozpoczynało swoją karierę jeszcze w czasach milicji. Hanna Greń może znać to środowisko od środka. Czytając notkę biograficzną w Indze odszukuję Hannę Greń, w jej ukochanym Norbercie Swifcie – męża. Chociaż z drugiej strony mogłabym napisać. Czytając notkę biograficzną w Lucynie przyjaciółce Ingi odnajduję Hannę Greń, a w jej ukochanym milicjancie Jerzym Jagielskim – jej męża. I tu, i tu mamy do czynienia z parą: księgowa i miły milicjant/policjant. Czy jest coś z biografii autorki w książce „Północna zmiana” tego nie jestem Wam w stanie powiedzieć. Oby nie. Losy rodziny Piątkowskich i Swiftów są tak zawiłe, wręcz momentami patologiczne, że dobrze by było gdyby okazały się tylko efektem wyobraźni autorki.

Kryminał czy obyczaj?

„Północna zmiana” potwierdza, że Hanna Greń potrafi napisać powieść obyczajową, wręcz sagę rodzinną. To nowe odkrycie. To nowa Hanna Greń, którą warto poznać. W mojej opinii w powieści zabrakło sprawnego połączenia wątków obyczajowych z wątkami kryminalnymi. Jednym zdaniem: jak dla mnie za mało kryminału w kryminale. Historia zniknięcia Brinka rozwiązana została przez przypadkowe spotkanie po 3 latach. Milicjanci, mimo, że ukazani w pozytywnym świetle, okazali się mało sprawnymi śledczymi. Nie wiem czy zakwalifikowanie książki do kryminałów to dobra decyzja. Przyznajcie sami, po kryminałach spodziewamy się zwykle czegoś innego. Całkowicie nierozwiązane zostały niezdrowe relacje w rodzinie Piątkowskich, Swiftów, Olszarów czy Graczyków. Autorka opisała je, jakie są. Zrobiła jakby portret chcąc nam pokazać: zobaczcie jak źle może być w niektórych rodzinach, jakimi słabymi i pazernymi ludźmi mogą okazać się rodzice, jak niektóre babcie mogą traktować wnuczki zrodzone nie ze swej winy „z grzechu”, jak pobłażliwość rodziców wychowuje potworów itd. Liczyłam, że ukazując tak złożone, a przede wszystkim różne rodzinne sytuacje Greń pokusi się o przynajmniej delikatny rys psychologiczny. Spróbuje odpowiedzieć na pytanie, co się dzieje w głowach, duszach dorosłych ludzi, którzy tworzą tak chorobliwe relacje.  Niestety, tego nie doczekałam się do ostatniej strony książki, a chętnie bym o tym przeczytała.

Odpowiadając na postawione pytanie we wstępie: Czy można polubić twórczość Hanny Greń w tej odsłonie? Odpowiadam można. Pytanie tylko, czego tak naprawdę w tym momencie poszukujesz w powieści. Jeśli sagi rodzinnej ukazującej jest trudną historię, to ta pozycja jest dla Ciebie. Jeśli szukasz Drogi Czytelniku, mrożącej w krew w żyłach zbrodni i pasjonującego śledztwa, to ta książka nie zaspokoi Twoich pragnień. Musisz szukać dalej…

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

5 uwag do wpisu “„Północna zmiana” Hanna Greń

  1. Dziękuję bardzo za wspaniałą recenzję. ♥
    Przy okazji pragnę się wytłumaczyć ze słusznie wytkniętego błędu. Pierwotnie Bogdan był jedynakiem, potem jednak zmieniłam koncepcję i powiększyłam jego rodzinę o młodszego brata. Byłam pewna, że poprawiłam wszystkie fragmenty, okazało się jednak, że ten przeoczyłam, za co mogę jedynie serdecznie przeprosić. To moja i wyłącznie moja wina. Można by spekulować, dlaczego przeczytacze czy redaktorka tego nie wyłapali, nie zmieni to jednak faktu, że za treść książki odpowiada autor i to przede wszystkim on powinien dołożyć należytej staranności, Niestety nie jestem w stanie niczego zmienić, mogę jedynie jeszcze raz przeprosić za ten zgrzyt.
    Pozdrawiam serdecznie.

    Polubione przez 1 osoba

    • Dziękuję za ten komentarz i oczywiście za Pani powieści. Wpadki i pomyłki się zdarzają, ale umieć się do nich przyznać i wziąć na siebie odpowiedzialność, to jak pokazuje życie, bardzo cenna i nie taka często cecha. Pozdrawiam serdecznie i przesyłam wyrazy sympatii.

      Polubienie

  2. Pingback: Recenzja przedpremierowa – „Miasto głupców” Hanna Greń | Słoneczna Strona Życia

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s