„Krok za tobą” Lisa Gardner

KROK ZA TOBĄ

  • Autorka: LISA GARDNER
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: Quincy & Rainie (tom 7)
  • Liczba stron: 416
  • Data premiery w tym wydaniu: 12.04.2023r.
  • Data 1 polskiego wydania: 18.04.2018r.
  • Premiera światowa: 3.10.2017r.

Książka „Krok za tobą” Lisa Gardner to siódma część cyklu Quincy & Rainie. Premierę w tym wydaniu na polskim rynku miała 12 kwietnia br. I od razu przyznaję, że gdzieś mi się zagubił cały ten cykl. Z przeglądu mojego bloga wynika, że przeczytałam tylko „Zaginioną”, lutową premieręz tego cyklu (recenzja na klik ) w wydaniu @WydawnictwoAlbatros. Tom szósty „Pożegnaj się’, jak i cztery pierwsze (w kolejności: „Mąż doskonały”, „Trzecia ofiara”, „Następny wypadek” oraz „Godzina zbrodni”). Z oficjalnej strony autorki dowiedziałam się, że  „Krok za tobą” okazał się na amerykańskim rynku bestsellerem nr 1 New York Times w twardej okładce. Był również w 2017 roku finalistą, Best Mystery and Suspense, Romantic Times Magazine 😉. Dla mnie te nagrody i wyróżnienia są dość dużym zaskoczeniem. Widocznie mam totalnie różny gust czytelniczy od amerykańskich odbiorców.

Osiem lat temu starszy brat Sharlah May Nash pobił na śmierć swojego pijanego ojca kijem bejsbolowym, aby uratować im życie. Teraz, trzynastoletnia Sharlah wreszcie ruszyła dalej. Sharlah, która ma zostać adoptowana przez emerytowanego profilera FBI Pierce’a Quincy’ego i jego partnerkę Rainie Conner, najbardziej kocha jedną rzecz w swojej nowej rodzinie: wszyscy są ekspertami od potworów” – cyt. za : https://www.lisagardner.com/books/fbi-profiler/right-behind-you/  .

(…) to co się przydarzyło tobie, całej twojej rodzinie, było czymś strasznym. A czasem, gdy trzyma się coś tak strasznego w środku, to narasta i robi się jeszcze gorsz niż na początku.” – Krok za tobą” Lisa Gardner.

Z takim obciążeniem żyje brat Sharlah, Telly Ray Nash. I gdy wydaje się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, by Telly mógł po osiągnięciu pełnoletności rozpocząć dorosłe życie z jak najmniejszymi traumami, świat znowu mu legnie w gruzach. Najpierw oskarżony zostaje o podwójne morderstwo na lokalnej stacji benzynowej. Następnie o zamordowanie z zimną krwią swoich zastępczych rodziców, Sandry i Franka Duvall. Dla dobra Sharlah Quincy i Rainie angażują się w śledztwo prowadzone przez szeryf Shelly Atkins.

Miałem kiedyś rodzinę. Ojca. Matkę. Siostrę…” .” – Krok za tobą” Lisa Gardner.

Ten cytat z prologu wybrzmiewał mi w uszach bardzo długo podczas czytania. Był niejako potwierdzeniem zamiłowania Gardner do trudnych, psychologicznych historii, w których trauma dziecka odgrywa znaczącą rolę. Tym razem również, autorka skupiła się na wydarzeniach z przeszłości, które kładą się cieniem na bieżące zdarzenia. Połączyła motyw zmarnowanego dzieciństwa, nieodpowiedzialnego rodzicielstwa, krzywdy dziecka i rozdzielonego rodzeństwa, z historią z rodu włoskiej mafii. Przez skupianie uwagi czytelnika na dziecku/dzieciach/młodzieży wszystkie części serii, czy to o emerytowanym profilerze FBI, czy o detektyw D. D. Warren, czy o Kimberly Quincy wydają mi się podobne. Fabułę zapominam praktycznie po przeczytaniu książki, czasem jeszcze przed napisaniem recenzji, a to źle świadczy o treści, z którą w trakcie czytania się zapoznawałam.

Plusem tej publikacji jest narracja. Gardner rozdzieliła śledztwo od młodych bohaterów pozwalając i Sharlah, i Telly’emu relacjonować wydarzenia, dzielić się własnymi uczuciami i myślami z perspektywy pierwszoosobowej. Prowadzone działania śledcze, tropy, spostrzeżenia Quincy’ego i Rainie poznajemy dzięki narracji trzecioosobowej. Podobał mi się również motyw z adoptowanym przez parę psem Luką, emerytem policyjnym. Dzięki tej treści dowiedziałam się, że „(…) Policyjne psy powinny być w swoim kojcu, jeśli nie pracują. Bo gdy się je z niego wypuszcza, wiedzą, że to czas pracy. Psy lubią swoje kojce…” I jeśli chodzi o plusy, to chyba wszystkie ☹.

Kompletnie nie spodobał mi się motyw z młodymi bohaterami. Nie przekonał mnie ani Telly, w swojej samozwańczej walce, ani nastoletnia Sharlah, która ze słabego łabędzia staje się nagle godnym wytrawnego, z wieloletnim doświadczeniem mordercy. Ogromnie naiwna fabuła, infantylna. Gardner ze względu na swoje zamiłowanie do wprowadzania czytelnika w poprzednie wydarzenia serii przesadza z powtórzeniami. Ciągle czytałam o tym co się działo wcześniej. Z jakimi śledztwami sławna para miała do czynienia. Jaki jest ich backgroud i jakie doświadczenie. Rozumiem potrzebę do wprowadzania czytelnika, by części można było czytać odrębnie, ale tylu wielu niepotrzebnych powtórzeń już długo nie czytałam.

Książka jedna z najsłabszych. Napisana owszem w stylu Lisy Gardner i zdecydowanie dla fanów jej pióra. Krótka kryminalna fabuła z licznymi wątkami wprowadzającymi czytelnika w błąd.

Moja ocena 6/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Dom w Riverton” Kate Morton

DOM W RIVERTON

  • Autorka: KATE MORTON
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: SERIA BUTIKOWA
  • Liczba stron: 528
  • Data premiery: 12.07.2023r.
  • Rok 1 polskiego wydania: 2009r.
  • Rok światowej premiery: 2006r.

Nie mogłam odnaleźć w sieci informacji, czyim nakładem oraz tak naprawdę kiedy wydano po raz pierwszy na polskim rynku „Dom w Riverton” Kate Morton. Znalazłam tylko jakąś publikację z 2009r, ale nie gwarantuję, że była rzeczywiście pierwszą. Zauważyłam również, że książkę tę publikowały przed @WydawnictwoAlbatros dwa inne, duże polskie wydawnictwa😊.

Seria butikowa ma jednak swój niepowtarzalny urok. Premiera z 12 lipca br. to czwarta książka Kate Morton, z którą zapoznałam się w tym wydaniu. Od razu donoszę, że podobała mi się na równi z „Milczącym zamkiem” (recenzja na klik), zdecydowanie bardziej od powieści „Strażnik tajemnic” oraz „Zapomniany ogród”.

Wschodząca gwiazda angielskiej sceny poetyckiej odbiera sobie życie nad ciemnym jeziorem w wieczór wielkiego przyjęcia. Jedynymi świadkami są dwie piękne siostry, które już nigdy nie zamienią ze sobą słowa…” – „Dom w Riverton” Kate Morton.

Mowa o Robbim Hunterze, a siostry to Hannah i Emmeline Hartford. I to ich historię chcę przedstawić zainteresowanym widzom Ursula Ryan, młoda reżyserka. Dlatego prosi o pomoc ponad dziewięćdziesięcioletnią Grace Bradley, byłą służącą domu w Riverton i byłą osobistą pokojówkę Hannah Hartford. Czy uda się Ursuli dowiedzieć prawdy o prawdziwych wydarzeniach z lata 1924 roku?

Downton Abbey”  to jeden z moich ulubionych seriali kostiumowych. Uwielbiam niuanse zobrazowane przez twórców na granicy służby oraz jaśnie państwa, których – pozwolę sobie na to sformułowanie – byli praktycznie ich własnością. Wtedy. Te, sto lat temu😉. Uwielbiałam również czytać książki zubożałego angielskiego arystokraty Juliana Fellowesa, również aktora, scenarzysty i reżysera filmowego, a także polityka zasiadającego w Izbie Lordów. To właśnie on był twórcą scenariusza do „Downton Abbey”, w którym wykorzystał motywy ze swoich powieści jak np.  z cyklu  „Belgravia” (tom 1-11) osadzonego w najbardziej arystokratycznej dzielnicy Londynu, czy „Snoby”, „Czas przeszły niedoskonały”. Te relacje z pierwszej ręki jak radzili sobie angielscy arystokraci kiedyś i jak radzą sobie teraz miały dla mnie swój urok. Możliwe, że Kate Morton też podobał się i serial, i książki Fellowesa. W „Domu w Riverton” odnalazłam bowiem ten sam sznyt i ten sam czar. Możliwe, że dlatego książkę czytałam praktycznie jednym tchem.

Kate Morton od jakiegoś czasu w swoich powieściach stosuje tą samą sprawdzoną konstrukcję. Fabułę dzieli na części. Każda z nich składa się z zatytułowanych rozdziałów. Chronologię zdarzeń ewidentnie oznacza czasem i miejscem akcji. Dodatkowo, by czytelnik nie miał jakichkolwiek szans na pomyłkę, w tej książce podzieliła zdarzenia jeszcze rodzajem narracji. Historię Grace na przestrzeni lat, od podlotka, do wiernej towarzyszki Hannah poznajemy dzięki jej relacji pierwszoosobowej. Natomiast pozostałe wydarzenia opowiadane są z perspektywy narratora trzecioosobowego.

Autorka wiernie odzwierciedliła specyfikę ówczesnych czasów i społeczną warstwę, w której umieściła fabułę.

Nie licząc małżeństwa, śmierć stanowi jedną okazją w życiu kobiety, kiedy jej imię powinno się pojawić w gazecie. – Zwróciła oczy ku niebu. – I niech Bóg ma ją w swojej opiece, jeśli prasa, zmiesza z błotem jej pogrzeb, bo nie dostanie już drugiej szansy.”

Lub

Wiesz jaką odgrywasz w tym wszystkim rolę. Ludzie nam ufają, ponieważ reprezentujemy elitę dwóch najważniejszych rzeczywistości. Nowoczesny biznes i staromodną pewność tkwiącą w twoim rodzinnym dziedzictwie.”

Jakbym słyszała Maggie Smith odgrywającą rolę Violet Crawley. To przeświadczenie o własnej wyjątkowości. Ta wiara we własne siły i sprawczość w zderzeniu z rzeczywistością służby, z ich uniżeniem i bezgraniczną wiarą w poczucie szczególnego szczęścia łączącego się ze służbą w starym, bogatym, arystokratycznym, angielskim domu. Czasem przyznaję, Grace wydawała mi się zbyt naiwna, zbyt oddana. Jako kobieta XXI nie mogłam pogodzić się z jej wyborami, które zaprowadziły ją na skraj nieszczęścia i niedoli życiowej, które wiązały się z jej stratami. To były najtrudniejsze momenty tej książki. Chwile, które rodziły mój wewnętrzny, duchowy sprzeciw.

Poza emocjami, o których wspomniałam powyżej, styl angielskiego gotyku został przez Kate Morton oddany bardzo wiernie. Również i w tej powieści czytelnik zachwyci się scenografią, manierami. Również i w tym przypadku zaciekawi go tajemnica. Chociaż, pewne wydarzenia już prawie od początku były do przewidzenia😊. Ogromny plus za historię Grace i jego pochodzenia, chociaż tak infantylnie przedstawionej historii dziecka bez jednego z rodziców już długo nie czytałam😊. Tu też nie mogłam uwierzyć w tą tajemnicę trzymaną bardzo długo przez wszystkich, dla których była oczywistością. Dla mnie jako czytelnika również.

Historia osadzona w cudownych czasach. Opowieść o miłości, zdradzie, trudnych wyborach, braku zrozumienia, zachwianych więziach oraz nieprzepracowanych relacjach. Historia o Anglii sprzed wieku. Miłej lektury!!!

Moja ocena 8/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Czynnik królika” Antti Tuomainen

CZYNNIK KRÓLIKA

  • Autor: ANTTI TUOMAINEN
  • Cykl: CZYNNIK KRÓLIKA (TOM 1)
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Data premiery:  12.04.2023r.
  • Data premiery światowej: 17.11.2021r.
  • Liczba stron: 384

Podobała mi się poprzednia książka finlandzkiego literata Antti Tuomainena pt. „Mała Syberia” (recenzja na klik). Tak bardzo, że oceniłam ją 8/10. Z chęcią więc zabrałam się do czytania pierwszej części trylogii pt. „Czynnik królika”, która ujrzała światło dzienne na polskich księgarskich półkach dzięki wydaniu przez @WydawnictwoAlbatros w kwietniu br. Książka doczeka się wkrótce ekranizacji przygotowywaną przez spółkę  Amazon Studios, w której rolę główną Steve Carrell. Aktor znany głównie z ról komediowych, urodzony 16 sierpnia 1962 roku. Zagrał w takich filmach jak: „40-letni prawiczek” (2005), „Evan Wszechmogący” (2011), „Dorwać Smarta” (2008), amerykańskiej wersji francuskiej komedii „Kolacja dla palantów” (2010). Ciekawe jak Steve Carrell poradzi sobie w roli Henriego… Wracając jednak do powieści „Czynnik królika” to aż dziw bierze, że w naszym ojczystym języku mogliśmy się z nią zapoznać dopiero w 2023 roku. Według informacji dostępnych w sieci seria doczekała się już  w dniu 27 października 2022 roku drugiego tomu zatytułowanego „Paradoks łosia”, a na 12 października 2023 roku planowane jest wydanie ostatniej części trylogii pt. „Teoria bobra”. Wszystkie tytuły serii pochodzą ze świata matematyki. Tak jak sam bohater. Tak jak Henri Koskinen.

Ilekroć napotykam problem w zaawansowanych fazach skomplikowanych obliczeń, wracam do rzeczy najważniejszych, czyli pierwotnego problemu. Nie ma sensu próbować rozwiązać pojedynczy problem, jeżeli jego sedno pozostaje nierozwiązane i nie ulega wątpliwości, że kryje ono klucz do całego problemu.” -„Czynnik królika” Antti Tuomainen.

Nagle zostający bez pracy matematyk ubezpieczeniowy Henri Koskinen nagle staje się jedynym spadkobiercą swego brata. Spadek pozostawia jednak wiele do życzenia. Długi. Wizyty Jaszczura. I park przygód zwany Fun-Landią z tytułowym królikiem, Ślizgaczem, Lokomotywą z Komodo, Zamkiem Harców, Żółwiochodami, Tunelem Duchów, Truskawkowym Labiryntem, Sekretnym Wodospadem, kawiarenką Kręcone Ciacho i wieloma innymi atrakcjami. W spadku Henri otrzymał również byłych pracowników brata. Jednych bardziej, drugich mniej lojalnych. Pierwsza myśl związana ze sprzedażą tak wątpliwego przybytku została odegnana już po początkowych problemach. Czy na długo?

„Matematyka aktuarialna to dyscyplina łącząca matematykę i analizę statystyczną w celu oceny prawdopodobieństwa – albo ryzyka – każdej ewentualności, żeby określić wysokość składki ubezpieczeniowej korzystnej pod względem finansowym z punktu widzenia ubezpieczyciela.” -„Czynnik królika” Antti Tuomainen.

Wiedzieliście? Ja tej definicji nie znałam, choć wiedzę o matematyce wykorzystywanej w modelach firm ubezpieczeniowych wiedziałam. Jednak aktuariusz matematyczny, jako funkcja którą do niedawna pełnił Henri Koskinen u swego pracodawcy to ciekawa nazwa.

Antti Tuomainen matematykiem nie jest. Zanim zajął się na poważnie pisaniem pracował jako copywriter w agencjach reklamowych. Od początku zastanawiałam się skąd tytuł książki, a następnie całej serii. Przecież czynnik to nic innego jak liczby, które przez siebie mnożymy. W skrócie: czynnik x czynnik = iloczyn.  To głównie dzięki temu tytułowi tak zafrapowała mnie ta powieść. Gdzie królikowi do czynnika. Czy było więcej, niż jeden królik? Czy składał się z wielu części, czynników? Itepe, itede…

Rzeczywistość fikcyjna opisana w książce okazała się jednak całkowicie inna. Antti Tuomainen po raz kolejny zadziwił mnie swoistym poczuciem humoru. Od 20 strony zabawił mnie korpo gadką żywcem wyjętą ze szkoleń HR, po której pracownik kompletnie nie ma pojęcia, czy szef ma o nim dobre, czy złe zdanie. Kierownik jego działu, Tuomo Perttilä perorujący z przekonaniem: „Ludzie twierdzą, że odkryli swoje prawdziwe ja – (…). – Mówią, że osiągnęli nowy poziom świadomości, nie tylko jako matematycy i analitycy, ale też jako istoty ludzkie. Tylko dlatego, że celowo znieśliśmy granice. Wszystkie granice, wewnętrzne i zewnętrzne. Wspięliśmy się na wyższy poziom”  I ta myślowa riposta Henriego: „Jeszcze rok temu tak nie mówił. Rok temu miał normalny głos, ale po ukończeniu tych wszystkich kursów jego ton brzmiał jak coś między czytaniem bajek na dobranoc a negocjacjami z porywaczem przetrzymującym zakładników” 😊. By potem zaraz przenieść mnie w świat tytułowego królika, w którym istotną rolę odgrywa finalnie jego ucho.

To książka jednak trochę też na poważnie. Oprócz absurdów związanych na przykład z zamrażarkami, traktowaniem pracowników przez Henriego, sytuacją z Laurą, czy chociażby niewydarzonymi gangsterami jest to powieść, w które ogromne znaczenie mają ludzie. Henriemu w przygodzie od niechęci do umiłowania prowadzenia parku przygód towarzyszą pracownicy, którzy dla miejsca swojej pracy byliby w stanie zrobić naprawdę wiele. Rozwinięcie i zakończenie fabuły nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Rozwiązanie pewnych spraw nasuwało mi się praktycznie od razu. Na plus powieści to postać Henriego, chociaż powinien być bardziej wyrazisty w świetle przygód, które jego twórca dla niego wymyślił, a także narracja pierwszoosobowa pisana z jego perspektywy. Dzięki temu mogłam, jako czytelnik zanurzyć się w jego myślenie, gdzie logika miesza się z silnymi emocjami, a rachunek prawdopodobieństwa przestaje być tak prosty do wyliczenia.

Moja ocena: 6/10

Recenzja powstała dzięki  Wydawnictwu Albatros, za co bardzo dziękuję.

„Pół na pół” Steve Cavanagh

PÓŁ NA PÓŁ

  • Autor:STEVE CAVANAGH
  • Seria: EDDIE FLYNN (TOM 5)
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 12.07.2023r.
  • Data premiery światowej: 23.01.2020r.

Cenię Steve’a Cavanagha szczególnie za powieść „Wkręceni” (recenzja na klik), którą czytałam w 2019 roku w trakcie upalnych wakacji. Jeśli nie mieliście tej książki jeszcze w ręku, koniecznie po nią sięgnijcie. Niech też zaskoczy Was i fabuła, i jej finalne rozstrzygnięcie 😊.

Co do postaci Eddie Flynna to nie mam z nią za dużego doświadczenia. Mimo, że „Pół na pół”, które debiutowało 12 lipca br. dzięki @WydawnictwoAlbatros to piąty tom cyklu, ja z tym bohaterem spotkałam się tylko przy okazji czwartej części z 2020 roku zatytułowanej  „Trzynaście” (recenzja na klik). Poprzednich trzech tomów niestety nie czytałam ☹.

(…) pomagam im opowiedzieć ich historię na sali rozpraw, żeby sędzia zrozumiał, dlaczego to zrobili, i poznał okoliczności łagodzące. Nie bronię morderców, którzy chcą wyjść na wolność. To nie jest moja bajka.” -„Pół na pół” Steve Cavanagh.

Tak mówi i tak się widzi Eddie Flynn, manhattański adwokat karny. Ale czy tak jest naprawdę? Czy zawsze mu się zdarza bronić tylko niewinnych….

(…) Dźgnięty pięćdziesiąt trzy razy…” nożem, były burmistrz Frank Avellino ginie w swojej sypialni. W tym samym momencie na numer alarmowy dzwoni Alexandra Avallino i Sofia Avallino. Jedna z łazienki, druga z sypialni. I jedna, i druga obwinia swą siostrę o morderstwo. Eddie Flynn podejmuje się obrony Sofii. Jego przeciwnikiem zostaje partner znanej kancelarii, Theodore Levy. Czy walka tych dwóch, doświadczonych prawników doprowadzi do skazania prawdziwej morderczyni?

Ha! Niczego Wam nie powiem, niczego nie zasugeruję. Nie dowiecie się, jak to było, jak to się stało i która z sióstr okazała się faktycznie winna😊.

Dowiecie się natomiast, że po książkę warto sięgnąć. Po pierwsze bardzo dobrze i szybko się ją czyta. Podoba mi się jej konstrukcja. Thriller składa się z dwóch części, w które układają się kolejno ponumerowane rozdziały zatytułowane imionami poszczególnych bohaterów. W rozdziałach „Eddie” i „Ona” na czytelnika czeka narracja pierwszoosobowa. O dziwo, na co możemy liczyć w przypadku tego autora, narracja „Jej” jest tak poprowadzona, by wywieźć czytającego na przysłowiowego manowce. I prawie się mu to udaje. Natomiast Edie relacjonuje ze swej perspektywy podejmowane działania. Pokazuje blaski i cienie amerykańskiej palestry. Obnaża rządzące nią prawa. Dużym zaskoczeniem, oczywiście pozytywnym było dla mnie czytanie o zasadach funkcjonujących wśród policjantów, prawników, prokuratorów i ich przeciwników – adwokatów. Te sposoby komunikacji, dogadywanie, przekazywanie informacji zostało bardzo dogłębnie odzwierciedlone. Zapewne na podstawie własnej praktyki adwokackiej autora, co zawsze dobrze stanowi o opisanych w książce faktach. W przypadku rozdziałów „Harry”, czy „Kate” mamy do czynienia z narracją trzecioosobową. Ten dualizm. Nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie urozmaica czytanie, a utrzymywanie porządku i chronologii zdarzeń pozwala na spojrzenie na toczące się wydarzenia z różnych perspektyw. Do tego pamiętnik Franka. Pamiętnik ofiary…

Po drugie ciekawy początek, sama fabuła kryminalnej intrygi. Nie spotkałam się w literaturze z podejściem opartym na równoczesnym oskarżeniu dwóch osób, blisko ze sobą spokrewnionych, o to samo morderstwo. Sam pomysł, by obie siostry znalazły się w jednym miejscu o tym samym czasie, gdy ich ojciec umierał, okazał się bardzo interesującym zamiarem wzbudzenia skutecznie, przynajmniej w moim wypadku, emocji i zaciekawienia już na samym początku.

Jedynie zawiódł mnie wątek Kate Brooks. Dobrze się rozwijała ta postać. Dojrzewała. Dzięki obserwacji i własnym spostrzeżeniom Kate zaczęła podążać w innym, niżby się mogło na początku wydawać kierunku. Niestety, w okolicy 300-tnej strony zaczęła mi się wydawać za lukrowa, za cukierkowa, za idealna, za nierealna. Samo też zakończenie wątku z nią związanego kompletnie zbiło mnie stropu. Czytając myślałam; naprawdę !!!

Bez względu na moje osobiste spostrzeżenia jedno musicie wiedzieć; po książkę warto sięgnąć. „Pół na pół” okazał się interesującym thrillerem prawniczym wprowadzającym czytelnika w meandry nowojorskiej palestry. Książka nie tylko dla prawników. Książka dla każdego, kto lubi trzymające w napięciu początki, po których nie zawsze im dalej w las jest łatwiej😉. Udanej lektury!!!

Moja ocena 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Ptaki i inne opowiadania”   Daphne du Maurier

PTAKI I INNE OPOWIADANIA

  • Autorka: DAPHNE DU MAURIER
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: SERIA BUTIKOWA
  • Liczba stron: 301
  • Data premiery w tym wydaniu: 8.02.2023r.
  • Rok pierwszego wydania polskiego: 1997r
  • Rok premiery światowej: 1952r. przez Gollancz  jako „The Apple Tree: A Short Novel and Many Long Stories”.  Ponownie wydana przez Penguin w 1963 roku pod obecnym tytułem.

Ależ się rozczytałam w publikacjach autorstwa Daphne du Maurier od @WydawnictwoAlbatros😊. Aż trudno uwierzyć, że „Ptaki i inne opowiadania”  to piąta pozycja tej autorki przeze mnie zrecenzowana na moim blogu. Jeśli nie znacie twórczości literackiej (nie wspominam o ekranizacjach 😉) tej autorki to zerknijcie na poprzednie recenzje jej dorobku; „Rebeka”, „Moja kuzynka Rachela”, „Oberża na pustkowiu” oraz „Kozioł ofiarny”.

W Wikipedii przeczytałam, „(…) autor Frank Baker uważa, że du Maurier splagiatowała jego powieść The Birds (Ptaki) z 1936, w swoim własnym opowiadaniu o tym samym tytule z 1952 r. Du Maurier pracowała dla wydawcy Bakera Petera Llewelyna Daviesa w czasie, kiedy ten przedstawił mu swoją książkę.. Kiedy The Birds Hitchcocka, oparte na historii du Maurier zostało opublikowane, Baker rozważał wytoczenie kosztownego procesu przeciwko Universal Studios, zostało mu to jednak odradzone”. Bez względu, czy plagiat, czy nie dreszczowiec z 1963 roku o tytule „Ptaki” reżyserii Alfreda Hitchcocka wyniósł Daphne du Maurier na wyżyny ulubionej autorki mistrza kina. A ciekawych opowieści w zbiorze krótkich form wydanych przez Wydawnictwo Albatros jest sporo.

W tytułowym opowiadaniu zachwyciła mnie postać Nata walczącego o przeżycie swoje, swojej żony i dzieci. To faktycznie bardzo dobrze utkana historia, w której du Maurier stworzyła napięcie kreśląc obrazy jak z horroru. Do tego zachowanie innych mieszkańców. Ogromne niezrozumienie sytuacji. Wielka nadzieja, że nic złego się nie stanie.

Ogromnym zaskoczeniem było dla mnie „Monte Verità” krajobrazowa góra ze swoimi tajemnicami. Tu autorka zastosowała narrację pierwszoosobową. Dzięki bezpośredniej relacji narratora mogliśmy poznać tragiczną historię Viktora, który pochowany w dolinie u stóp góry „(…) ma spokój. Zachował swoje marzenia.”. Szczęśliwy początek historii Anny i Viktora zamienił się w mordęgę, w której towarzyszył Viktorowi jego najbliższy przyjaciel. A sama opowieść została przedstawiona z perspektywy kilkudziesięciu lat od wydarzeń, które wywarły wpływ na młode małżeństwo. Mistycyzm, tajemnica, kobiecość. To cechy tego opowiadania.

Ależ ubawiłam się czytając opowiadanie „Jabłonka”. Całkowicie zaskoczona kierunkiem, w którym podążyło opowiadanie zapoznałam się z ciekawym podejściem do wieloletniego związku małżeńskiego, oczekiwaniom otoczenia, a prawdziwymi spostrzeżeniami wdowca ze starym drzewem w tle. Do tego postaci starego ogrodnika i służącej. Ciekawe podejście do tematu, przyznaję…

Warto zwrócić Waszą uwagę na opowiadanie zatytułowane „Prowincjonalny fotograf”. Autorka idealnie w nim zobrazowała brytyjską socjetę. Znudzoną bogatą mężatkę, z dwoma córkami u boku, w trakcie spokojnych wakacji. Wieje nudą u jednych, gdy dzieje się tragedia u drugich.  Co ciekawe Daphne du Maurier nie chciała, by historia kulawego fotografa zakończyła się wraz z końcem jego niespełnionych marzeń dając w końcówce dużą rolę osobie jego niepełnosprawnej siostry. Ciekawe, co pomyślały o tej historii dumne, angielskie matrony i młode arystokratki?

Nostalgia wywołana została przy czytaniu „Pocałuj mnie jeszcze raz”, a szczególnie we fragmencie: „Kiedy zjawił się autobus, wskoczyła przed wszystkimi, a ja po nich: nie miałem zielonego pojęcia dokąd jedzie, ale mało mnie to obchodziło. Weszła na górę, usiadała z tyłu i ziewnąwszy zamknęła oczy.” Kiedyś dawno temu byłam w Wielkiej Brytanii. Kiedyś dawno temu, wraz z mymi dziećmi też wbiegałam na piętro czerwonego autobusu, który mknął ulicami Londynu. Kiedyś dawno temu, też mogłam być obiektem westchnień jakiegoś mężczyzny przypadkowo spotkanego. Albo i nie…. Ciekawy pomysł z interesującym zakończeniem. Coś na zasadzie: nie wszystko złoto, co się świeci.

I ostatnie, szóste opowiadanie o tytule „Stary” to jakby wisienka na torcie. Prawdziwe zaskoczenie. Nawet narracja jest trochę inna. Zdarzenia relacjonuje bohater obserwujący Starego i jego rodzinę. Spotykający ich. Przyglądający się im bardziej lub mniej z ukrycia. Próbujący zinterpretować ich zachowanie, ich postępowanie, ich motywy. Zastanawiający sposób patrzenia na świat został w przypadku tej opowieści zaprezentowany. Nie taki oczywisty, jakby się mogło wydawać. Nie taki jasny.

Nie ukrywam, że „Stary” to moje ulubione opowiadanie z całego zbioru. Możliwe, że z tego powodu, iż z podobną historią spotkałam się po raz pierwszy. To du Maurier pokazała mi inny punkt widzenia, który nigdy w sposób naturalny nie byłby moim udziałem. I chyba o to chodzi w czytaniu opowiadań, że każde z nich w zbiorze jest jak tajemnicza czekoladka z pudełka, której smak jest dla nas zaskoczeniem. Nigdy nie wiemy, co się wydarzy. Nigdy nie podejrzewamy, co nas spotka.

Opowiadania czytać trzeba lubić. Opowiadania czytać trzeba chcieć i umieć. Ja od jakiegoś czasu czytam je całkowicie odrębnie, nie jedno po drugim. Dzięki temu potrafię zapamiętać znacznie więcej, a każdą historię traktuję jak odrębną krótką formę, którą czasem bardzo długo pamiętam.

Moja ocena: 8/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od  Wydawnictwo Albatros, za co bardzo dziękuję.

„Bez planu B” Andrew Child, Lee Child

BEZ PLANU B

  • Autorzy: ANDREW CHILD, LEE CHILD
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: JACK REACHER. TOM 27
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery: 12.04.2023r.
  • Data premiery światowej: 25.10.2022r.

Przygodę z braćmi Child (Andrew i Lee) w serii o Jacku Reacherze zaczęłam od 25 tomu zatytułowanego „Strażnik” (recenzja na klik). Premiera poprzedniego tomu o tytule „Lepiej już umrzeć” (recenzja na klik) miała miejsce w marcu 2022. W tym roku przyszła kolej na polskim rynku wydawniczym, dzięki zaangażowaniu @WydawnictwoAlbatros na 27 tom serii pt. „Bez planu B”.

W tragicznym wypadku ginie Angela St. Vrain zamieszkała w Winson, matka około trzyletniej dziewczynki, pracownica więzienia. Przypadkowym świadkiem zdarzenia jest Jack Reacher przebywający w okolicy, przemierzający Stany Zjednoczone w swojej wieloletniej samotnej wędrówce. Przypadkowość dla Reachera równa się 100% spostrzegawczość. To właśnie Reacher zauważył, że Angela została delikatnie wepchnięta pod jadący autobus. To Reacher od razu dowiedział się, że to nie było samobójstwo, ani przypadkowe potknięcie. Goniąc za nieznanym mężczyzną w kapturze, którego spostrzegł na miejscu wypadku staje się właścicielem tajemnicy Angeli, u której w torebce znalezione zostało zdjęcie wraz z datą.

Czytając historię o Jacku Reacherze zastanawiam się ile bohater miałby lat, gdyby się starzał. Praktycznie w każdej kolejnej części, a jest ich prawie trzydzieści Reacher jest ciągle taki sam. Emerytowany, sprawny śledczy żandarmerii wojskowej.  Coraz bardziej przypomina mi Supermena. Coraz mniej prawdziwego człowieka. Jakże tu czytać bez przymrużenia okiem o wygranym starciu z samochodem marki BMW 😉.

Co do fabuły tej sensacyjnej powieści to niczym nie zaskakuje. Ot typowa kolejna część o Jacku Reacherze, którego ukochały miliony czytelników na całym świecie. Jedyny jasny element tej całej zawiłej układanki to postać nastoletniego chłopca szukającego ojca, o którym prawdy dowiedział się od umierającej na raka trzustki matki. Jego zaangażowanie, przygody i – o dziwo – spotkanie z Reacherem stanowiło ciekawą odskocznię od typowego schematu fabularnego.

A mówiąc o schemacie nie sposób nie wspomnieć o typowo ponumerowanych następujących po sobie rozdziałach. O narracji trzecioosobowej. O kobiecie plątającej się wokół Reachera. O niesłusznych oskarżeniach, tak, też w stosunku do Reachera ze względu na jego osobowość, przeszłość i wysoko funkcjonujące włóczęgostwo. O skorumpowanych policjantach i innych służbach. O przekrętach, o zemście. O tym wszystkim, co zwykle zdarza się w sensacjach kreślonych, od jakiegoś czasu już wspólnie, przez braci Child.

Nic mnie w serii już od jakiegoś czasu nie zaskakuje, kompletnie. Mimo, że Reachera po raz pierwszy czytałam chyba ponad 15 lat temu jedyne na czym mi aktualnie zależy w tym cyklu to wiedza, jak to się wszystko zakończy i czym się zakończy. Czy śmiercią? Czy faktyczną emeryturą? Czy ….

No właśnie… czym wreszcie?

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Albatros

„Cudowne lata” Valerie Perrin

CUDOWNE LATA

  • Autorka: VALERIE PERRIN
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 576
  • Data premiery : 22.02.2023r.
  • Data premiery światowej: 30.03.2022r.

Nie czytałam książki „Życie Violette” Valerie Perrin, którą się zachwycają i krytycy, i zwykli czytelnicy. Sięgnęłam za to, ze znacznym opóźnieniem, do prezentu od @WydawnictwoAlbatros, do kolejnej książki tej samej autorki zatytułowanej „Cudowne lata”. Nie ukrywam, że pociągnął mnie sam tytuł. Przypomniał mi serial, o amerykańskich przedmieściach z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, który oglądałam nagminnie w młodocianym wieku. Serial, który trochę został obdarty ze złudzeń i pozytywnych emocji, w chwili, gdy przeciwko aktorowi grającemu głównego bohatera postawiono liczne zarzuty molestowania seksualnego. Cóż, czasem tak się zdarza, że wspomnienie dzieciństwa tracą na pozytywnej sile. Tak, jak w tej książce. Tak, jak w tej książce…

Ninę wychowywał stary człowiek. Étienne był synem starego człowieka. Adrien był synem nieobecnego ojca i matki hipiski, która sama sobie skręcała papierosy….” -„Cudowne lata” Valerie Perrin.

Ta trójka w wieku dziesięciu lat spotkała się na placu szkolnym, przed ostatnią klasą szkoły podstawowej. I to ta trójka weszła „w dzieciństwo jak papużki nierozłączki” dzieląc wszystkie swoje smutki, swoje wzajemne szczęścia, trudy dorastania, pierwsze i ostatnie miłości, a także tragedie, jak śmierci najbliższych. Do momentu, gdy wszystko się zmienia. Gdy Étienne przestaje rozmawiać ze swoim dotychczas najlepszym przyjacielem. Gdy Nina zatraca się w nieudanym związku małżeńskim z Emmanuelem. Gdy sam Adrien zaczyna częściej rozmawiać z Virginie i po kryjomu utrzymuje związek z siostrą Étienne’a Louise. Do czasu…

Ależ to jest cudowna powieść!!! Głęboka, nieprzejednana, zaciekawiająca od praktycznie drugiego rozdziału. Od momentu, gdy przeczytałam:

Jestem wysoka, raczej zgrabna. Mam grzywkę, półdługie, ciemnokasztanowe włosy. Kilka siwych niteczek kamufluję brązowym tuszem do rzęs. Mam na imię Virginie. Jestem w tym samym wieku co oni. Dziś z tamtej trójki tylko Adrien jeszcze ze mną rozmawia. Nina mną gardzi. Étienne. To ja nie chcę z nim gadać.” -„Cudowne lata” Valerie Perrin.

Już wiedziałam, że książka ma to drugie dno, które spowoduje, że przeczytam ją w dość krótkim czasie od deski do deski nie mogąc uronić ani słowa. Tak się dokładnie stało. Pochłonęła mnie historia tej trójki dziesięciolatków, która od 1987 do 2017 roku, a właściwie do 2018 stała się lustrzanym odbiciem wszystkiego, co może się zdarzyć dobrego, niezrozumiałego, tragicznego i niespodziewanego w życiu każdego człowieka.

Bardzo podobała mi się konstrukcja. Dziewięćdziesiąt dwa rozdziały, kolejno ponumerowane, z określeniem czasu na początku każdego z nich. Autorka odzwierciedliła na przestrzeni dziesięcioleci niektóre prawdziwe wydarzenia. Wspomniała o pogrzebie Diany Spencer, o śmierci Matki Teresy z Kalkuty i nawet o mistrzostwach świata z 2018 roku, w których Francja zdobyła mistrzostwo.  Valerie Perrin poprowadziła narrację dwojakim stylu. Retrospekcje przedstawiła z perspektywy narratora trzecioosobowego, wszystko wiedzącego, który zagląda w tajniki życia głównych bohaterów. Natomiast wydarzenia z lat 2017/2018 relacjonowała z punktu widzenia Virginie, samotnej kobiety, szukającej przestrzeni dla siebie w dwudziestym pierwszym wieku, trzydzieści jeden lat po zapoznaniu się z dziećmi na placu szkolnym.

Perrin oddała dziecięctwu, co mu się należy. Okresowi nastoletniemu wszystkie bunty, nieporozumienia, błędy, które zaważyły na dalszym życiu Niny, Adriena i Étienne’a. Te ukradkowe spojrzenia. Autorka pozornie wywiodła mnie na pola kryminału wplątując w fabułę tajemnicze zniknięcie młodej dziewczyny sprzed kilkudziesięciu lat –  Clotilde Marais. Odnalezionej we wraku samochodu na dnie jeziora. Długo mnie ten wątek ciekawił, aż zrozumiałam, ale dopiero około 400-tnej strony, że on nie ma znaczenia. Znaczenie ma to co działo się w życiu i w głowach głównych bohaterów. Znaczenie ma to, w jaki sposób autorka ich zobrazowała, co dzięki ich historii chciała przekazać czytelnikom. A przekazała sporo. Bardzo dużo.

Zanurzyłam się w „Cudownych latach” jak w głębokiej, ciepłej wodzie. Czytając przeżyłam interesującą podróż, w trakcie której spotkałam wielu ciekawych bohaterów, poznałam matki, ojców, nastolatków chcących za wiele od życia. Przyglądnęłam się procesowi odnajdywania szczęścia i zrozumiałam na nowo, że pewne sprawy nie należy odkładać na później, bo tego później, może po prosu nie być.

Gorącą zachęcam Was do lektury tej powieści. Zanurzcie się w historię trójki dzieci na przestrzeni kilkudziesięciu lat.

Moja ocena 8/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Strażnik tajemnic” Kate Morton

STRAŻNIK TAJEMNIC

  • Autorka: KATE MORTON
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: SERIA BUTIKOWA
  • Liczba stron:512
  • Data premiery w tym wydaniu: 12.04.2023r.
  • Data 1 polskiego wydania: 28.08.2013r.
  • Data światowej premiery: 2012r.

Zapomniany ogród” i „Milczący zamek” tej samej Autorki wydane również w ramach Serii butikowej przez @WydawnictwoAlbatros w swych recenzjach oceniłam dość wysoko. Z tych dwóch lektur wywnioskowałam, że Kate Morton potrafi tworzyć zawiłe historie, w których przeszłość splata się z teraźniejszością, a duchy przeszłości nie pozwalają o sobie zapomnieć do momentu, w którym zaczynają dominować nad realnym życiem. Tytuł kwietniowej premiery – „Strażnik tajemnic” – obiecuje wiele. Okładka… jak wszystkie tej serii, obłędna !!!! Ale jak sami najlepiej wiecie, nie należy oceniać książki po niej😉.

(…) rozumiała, że matka jako istota ludzka robiła w życiu różne rzeczy, nie była święta; nienawidziła, pragnęła i popełniała błędy, które nigdy nie znikły.” – „Strażnik tajemnic” Kate Morton

Laurel, najstarsza z pięciorga rodzeństwa, w wieku kilkunastu lat staje się świadkiem zabójstwa. Nieznany jej mężczyzna zostaje zadźgany nożem przez jej matkę. Niewyjaśnione okoliczności zdarzenia ciążą na niej. W przeddzień dziewięćdziesięciu urodzin matki, postanawia dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się w roku 1961 i dlaczego Dorothy postanowiła wykorzystać trzymany w ręku nóż przeznaczony do krojenia tortu  urodzinowego.

Ciekawa lektura😊. Zdecydowanie na miarę poprzednich, czytanych przeze mnie i recenzowanych książek. Kate Morton stworzyła kolejną, ciekawą historię, w której losy ludzkie nabierają innego znaczenia, gdy widziane są z innej perspektywy.

Interesujący wstęp. Tak. Szesnastoletnia dziewczyna staje się przypadkowym świadkiem morderstwa. Fascynujące rozwinięcie. Tak.  Lata sześćdziesiąte, lata czterdzieste, rok dwutysięczny jedenasty. To musiało się udać. Ta fabuła konstruowana w różnych dekadach, w całkiem odmiennych okolicznościach. Te odwzorowywanie ówczesnego świata, te wspomnienia i frapujące treści. Atrakcyjne zakończenie. Tak.  Dorothy, Vivien, Jimmy, Henry stają się bohaterami ekscytującej przeszłości, która nie była tak czarno – biała, jak wydawała się przez blisko czterysta pięćdziesiąt stron.  

Książkę czyta się rewelacyjnie. Oprócz rodzimych tajemnic idealnie sprawdza się narracja. Kate Morton w osobnych rozdziałach zatytułowanych miejscem i rokiem poszczególnych epizodów przeprowadza czytelnika przez całe dziesięciolecia w tak jasny i wyraźny sposób, że nie sposób się pomylić, ani pogubić. Uwielbiam takie konstrukcje, w których retrospekcje nie zaburzają bieżących wydarzeń i nie wybijają mnie z rytmu. Wręcz przeciwnie. Tworzą swoisty specyficzny klimat, w których odczuwam inne emocje i czuję inne zapachy, odbieram inne całkiem nastroje i boję się całkiem czegoś innego.

Oprócz głównych bohaterów ukochałam motyw chlebodawczyni Dorothy zaraz po jej przyjeździe do Londynu. Stara Lady, jak z prawdziwej angielskiej socjety mogła stać się jeszcze bardziej ciekawszym wątkiem, gdyby autorce chciało się pociągnąć ten temat. Kompletnie nie zrozumiałam natomiast młodzieńczej miłości Dorothy. Wręcz przeciwnie w drugiej połowie miałam wrażenie, że ogień całkowicie wygasł i to bynajmniej nie za sprawą Jimmy’ego. Umiłowanie Dorothy do spędzania częściej czasu ze swoimi koleżankami ze stancji nie tyle, co mnie intrygowało, co raczej irytowało. Przecież to Londyn w czasie bombardowań. Przecież to czas, gdy ona i on kleili się do siebie nie znając jutra, nie mając żadnych nadziei…. Wspominając o słabszych elementach książki nie mogę nie wspomnieć o siostrach głównej bohaterki. Iris, Rose i Daphne mogły być ciekawym tłem dla Laurel. Stały się tylko dodatkiem, praktycznie nic nieznaczącym. Jakby celem Morton, było wprowadzanie kolejnych, obojętnych dla fabuły bohaterów, bez których powieść mogłaby być krótsza i bynajmniej nie mniej zajmująca. A rola Gerry’ego? Była sporym zaskoczeniem.

Za to kobieca perspektywa jest czymś, co mnie najbardziej oczarowywało. Tu nie chodzi tylko o matkę Laurel – Dorothy. Tu chodzi o wiele matek, które jak na ówczesne czasy potrafiły zachowywać się mniej konwencjonalnie. Tu chodzi też o matkę Dorothy i tu chodzi też o nieobecną matkę Vivien. Choć jej sama osoba, mogła być rozrysowana bardziej dramatycznie, co przysporzyłoby zapewne książce jeszcze więcej fanów😉. Matki w tej powieści są silne, zdeterminowane. Niesamowicie zdecydowane jak na początek ubiegłego wieku. Rozumiejące własne córki. Odnoszące się do nich z szacunkiem i potrafiące je wesprzeć w każdej sytuacji.  

Starałam się nie zaspojlerować. Dlatego nie wspomniałam ani o Katy Ellis, o której ciągle myślę, ani tak naprawdę o postaci Henry’ego Jenkinsa, który pojawił się kiedyś w rogu domu Laurel.  Mam nadzieję, że zaciekawiłam Was natomiast opowieściami o bohaterach, których w „Strażniku tajemnic” Kate Morton jest praktycznie cała plejada. I to nie tylko pierwszo, ale i drugoplanowych, na których warto zarzucić przysłowiowe oko.

Miłej lektury!!!

Moja ocena 7/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Morderstwo na szlaku” Jenny Blackhurst

MORDERSTWO NA SZLAKU

  • Autorka: JENNY BLACKHURST
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 23.02.2023r.

Książka „Morderstwo na szlaku” debiutująca 23 lutego br. od  @WydawnictwoAlbatros to trzecia książka Jenny Blackhurst, którą przeczytałam i którą recenzuję na moim blogu czytelniczym. Jeśli nie znacie dorobku tej autorki to sięgnijcie do poprzednich dwóch recenzji: „Córka mordercy” oraz „Ktoś tu kłamie”. Blackhurst znana jest ze swego stylu. Zwięzłej narracji i konstrukcji. A także nie rozwlekającej się fabule, która ma mieć kryminalny początek i w miarę szybkie rozstrzygniecie.

Szlak Turystyczny West Coast w Kanadzie to malowniczy okrąg, w którym co bardziej odważni traperzy świata uwielbiają spędzać czas. Według Wikipedii to „(…) szlak turystyczny o długości 75 km ciągnący się wzdłuż wybrzeża. Został on zbudowany w celu niesienia pomocy rozbitkom. W 1970 szlak został przekształcony w The West Coast Trail” (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Park_Narodowy_Pacific_Rim ). Zdjęcia dostępne w Internecie pokazują  wyjątkowość tego miejsca. Nie miałam świadomości, że tam tak pięknie 😉 (link: https://www.istockphoto.com/pl/obrazy/szlak-turystyczny-west-coast ).

I to właśnie na tym szlaku w lipcu 1999 roku zaginęła Seraphine Cunningham podróżująca ze swoim bratem Riciem i towarzyszącą im Angielką Maisie Goodwin. Skazany za jej śmierć Mitchell Dyke po dwudziestu latach wychodzi na wolność. Czy jego wyjście z więzienia ma związek z niepokojącymi zdarzeniami w życiu Laury, szczęśliwej żony i matki dwójki dzieci? I do kogo należą ludzkie szczątki znalezione po tylu latach w pobliżu tego kanadyjskiego szlaku?

Jenny Blackhurst nie jest mistrzynią opisów przyrody, o nie !!! Kompletnie z książki nie zobrazowałam sobie tego kanadyjskiego szlaku wycieczkowego, kompletnie. Mimo wielu opisów jego piękność poznałam dopiero ze zdjęć internetowych. Nie przekonała mnie w tym zakresie autorka nawet w najmniejszym stopniu😉.

Co do fabuły kryminalnej to też mam raczej mało pozytywne spostrzeżenia. Blackhurst skorzystała ze sprzedającego się triku opartego na zdarzeniach „kiedyś” i „teraz”. W fabułę wkomponowała element tajemnicy chcąc czytelnika zaskoczyć na samym końcu. Czytając odbiorca ma zastanawiać się kim jest Laura i czego tak naprawdę się boi? Jak to się dzieje, że jej córka Faye została prawie porwana, a jej dom spenetrowany? Dlaczego Maise tak kłamała w trakcie rozprawy Mitchella Dyke’a i kogo chciała chronić? Te wszystkie pytania dość szybko znalazły swój finał w rozstrzygnięciu, w którym jak a mój gust zadziało się za dużo. Naprawdę? Aż takie powiązania? Aż takie koligacje? Aż takie powiązania z życiem dawno minionym i teraźniejszym? Naprawdę? Aż taka kulminacja?

Nie lubię, gdy w thrillerach opartych na zbrodni i występku tyle dzieje się na końcu, a w środku narracja wlecze się jak przysłowiowe flaki w oleju. Nie lubię, gdy nagle wszyscy są we wszystko zaangażowani i jeden wplątany goni drugiego oraz kolejnego wplątanego w rozwikłanie zagadki. A wszystko dzieje się tak blisko… A wszystko dzieje się tuż obok…

Książka ma oczywiście swoje jasne strony. Na uwagę zasługuje konstrukcja. Autorka biegle umiejscowiła zdarzenia w kolejno ponumerowanych rozdziałach, których jest łącznie 71. Tytuły niektórych z nich jak „Rozprawa”, „Seraphine”, czy „Maisie” wyraźnie zaznaczają o treści i o perspektywie, z której czytelnik będzie śledził losy głównych bohaterów. Również dwie kobiece postaci, jak Sera i Maisie są ciekawym zabiegiem fabularnym. Obie całkowicie różne, choć mające wspólne doświadczenia. Obie pragnące zrozumienia, miłości i uważności. Obie szukające siebie i pragnące poczuć się wolne. I wreszcie dla obu ta wycieczka kończy się w najmniej pożądany sposób. Niestety Maisie w drugiej części książki traciła na znaczeniu. Zaś jej rola w trakcie wspomnianej rozprawy na wskroś wydała mi się fałszywa. A szkoda, bo ta postać kobieca w mojej opinii miała więcej do zaoferowania i mogła stanowić ciekawe uzupełnienie innych bohaterów, których losy umiejscowione zostały w roku 2019.

Jenny Blackhurst – na LC przeczytałam, że to „Brytyjska pisarka, młoda gwiazda brytyjskiego thrillera”. Morderstwo na szlaku” jej autorstwa z thrillerem ma mało wspólnego. Dla mnie książka jest raczej obyczajówką z kryminalnym tłem i kiepskim rozstrzygnięciem. Nie ukrywam, że czyta się ją dobrze. Lekko, przyjemnie. To dzięki zwięzłej narracji. Fani książek, w którym o dreszczyk emocji trudno, a o opisy mrożące krew w żyłach tym bardziej, znajdą w tej publikacji coś dla siebie. Bo dla tego typu czytelników jest „Morderstwo na szlaku”.

Moja ocena 6/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„W domu kłamstw” Ian Rankin

W DOMU KŁAMSTW

  • Autor: IAN RANKIN
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Cykl: INSPEKTOR REBUS (tom 22)
  • Liczba stron: 480
  • Data premiery : 22.02.2023r.
  • Data premiery światowej: 18.10.2018r.

@WydawnictwoAlbatros nadrabia zaległości z Johnem Rebusem w roli głównej😊. Od 21 tomu minął prawie rok, gdy poznałam Rebusa już na emeryturze (recenzja: „Wszyscy diabli”). W międzyczasie wydawnictwo umila czas fanom Rebusa wznawiając poprzednie tomy serii (tom 5: recenzja na klik). Mnie wyjątkowo zaciekawił tytuł premiery z 22 lutego br. „W domu kłamstw” brzmi obiecująco😉.

W roku 2018, gdy Rebus odpoczywa na zasłużonej emeryturze, znalezione zwłoki zaginionego dwanaście lat wcześniej Stuarta Bluma wracają śledczych do roku 2006. Rebus zaczyna interesować się działaniami swojej byłej podopiecznej, detektyw Siobhan Clarke. Tym bardziej, że brał udział w poprzednich działaniach dochodzeniowych, w których role odgrywali dwaj policjanci wątpliwej opinii; Brian Steel i Grant Edwards. Równocześnie Rebus na prośbę Siobhan zaczyna interesować się okolicznościami skazania młodego Ellisa, który odsiaduje wyrok za zamordowanie swojej dziewczyny Kirsten.

Chodzi o coś więcej, Malcolm. Rodzina zawsze mówiła o spisku, o tym, że policja trzyma z możnymi tego świata i ucieka się do kontrolowanych przecieków, żeby opinia publiczna poznała tylko jedną stronę medalu…” – „W domu kłamstw” Ian Rankin.

I tak właśnie skonstruowana jest fabuła tej książki. Autor w sposób wręcz obrazoburczy wskazał na powiązania policji z dziennikarzami, gangsterami, handlarzami narkotyków. Również wpływowi biznesmeni nie zostali sami sobie. Rankin kluczył wokół nich, jak sęp nad ofiarą. Wszystko co złe i wpływowe zostało zobrazowane w osobach Jackiego Nessa i sir Adriana Branda. Nawet ojciec partnera ofiary wydawał się powiązany. Jako homofobiczny policjant z wydziału zabóstw Glasgow i Alex Shankley wydał się podejrzany. „W domu kłamstw” jest raczej grą detektywistyczną, zabawą z czytelnikiem. Ilość wątków chwilami miażdży. Idealnie Ian Rankin przedstawił dochodzeniową robotę śledczych i wpływy pomiędzy poszczególnymi jednostkami z wisienką na torcie związaną z pobocznym śledztwem w sprawie zabójstwa młodej dziewczyny.

A co do samego Johna Rebusa…

– Może i jestem od dawna na emeryturze, ale umysł nadal funkcjonuje.” – „W domu kłamstw” Ian Rankin.

– Nadal mam przewlekłą, obturacyjną chorobę płuc (…) To nie jest coś, z czego można się wyleczyć.” – „W domu kłamstw” Ian Rankin.

Niby stary. Niby na emeryturze. Niby chory, a jednak dający sobie radę. Ian Rankin ma słabość do Rebusa, do swego bohatera, którego stworzył. Dzięki któremu również otrzymał bądź co bądź tytuł szlachecki. Chwilami nadaje mu nadludzkie siły, nadludzkie umiejętności. Miałam wrażenie, że zaraz natknę się na jakieś zdanie, w którym stwierdzone zostanie, że Rebus czyta w myślach, ma widzenia z przeszłości, przyszłości, czy jakoś tak😉. Tylu śledczych i tylko jeden Rebus….  Momentami za dużo fantastyki, choć kryminał detektywistyczny z tej książki w sumie niezły. Dobrze się czytało. Narracja iście Rankinowska. Szkocki dryg, rezerwa i tempo. Relacja zamiast dywagacji. Opis sytuacji zamiast charakterystyka sceny. Postaci zobrazowane nie ciągiem, a raczej punktowo, w wielu miejscach. I to czytelnik miał zadanie, by utkać z tych rzuconych tu i ówdzie opisów jedną całość.

Książka zdecydowanie dla fanów męskiego pisania Iana Rankina. Książka dla fanów Johna Rebusa i Szkocji. Bo i Rebusem, i Szkocją wręcz ocieka. Udanej lektury!

Moja ocena: 7/10

Książkę podarowało mi   Wydawnictwo Albatros, za co bardzo dziękuję.