„Nie mówię żegnaj” HAN KANG

NIE MÓWIĘ ŻEGNAJ

  • Autorka: HAN KANG
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery : 24.01.2024
  • Data premiery światowej.: 09.09.2021

Nie mówię żegnaj” to czwarta książka Han Kang, którą zakupiłam, by zapoznać się z jej twórczością i wyrobić sobie własną opinię o utworach nagrodzonej. Poprzednie pozycje to „Biała elegia”, „Nadchodzi chłopiec” i wstrząsająca pod różnymi względami „Wegetarianka”. Wydawcą tegorocznej laureatki literackiej Nagrody Nobla w Polsce jest   Wydawnictwo W.A.B. . Książki są pięknie wydane. Mają niebanalne okładki, papier kremowy o znacznej gramaturze i najlepszą dla krótkowidzów czcionkę. Dla mnie to wydania idealne😁.

I tym razem Han Kang porusza w swej powieści trudne tematy społeczno – polityczne Korei. Tym samym edukując czytelnika w temacie podziału Korei na Północną i Południową, a także na walkę z komunizmem, którą własnym życiem przypłaciło kilka tysięcy jej rodaków. Fabuła fikcyjna oparta jest na relacji dwóch przyjaciółek, których choroba jednej zbliża je na nowo. Borykająca się z osamotnieniem, początkami depresji Kyŏng-ha odwiedza w szpitalu In-sŏn, którą poznała w tym samym roku co ukończyła uniwersytet. Kobiety połączyła wspólna pasja dziennikarska. Razem planowały zrobić ciekawy film. To z osobistej narracji Kyŏng-ha czytający dowiaduje się o losach rodziny In-sŏn, która związana jest z historią ludobójstwa w 1948 roku na wyspie Czedżu, skąd pochodzi jej rodzina. Na prośbę przyjaciółki Kyŏng-ha wyrusza w podróż do rodzinnego Czedżu. Wyrusza w podróż fizyczną i intelektualną. 

To bardzo poważna proza ociekająca krzywdą, niesprawiedliwością i przeogromną tęsknotą za bliskimi, których dane było bohaterom utracić. Jest napisana bardzo relacyjnie, wręcz osobiście. Nie wiem czy w powieści są wątki biograficznie autorki, ale czytając o matce In-sŏn, jej dzieciństwie, jej młodości, jej dojrzałym życiu i ciągłym poszukiwaniu brata miałam nieodparte wrażenie, że czytam historię prawdziwej rodziny. Dużo w tej narracji jest emocji, dużo przemyśleń, dużo rozliczeń choć tylko zasygnalizowanych w treści, nie narzucających. To właśnie cecha charakterystyczna w twórczości Han Kang, by nie dawać czytelnikowi jednoznacznych odpowiedzi. Bardziej tylko sygnalizować problem. 

Kyŏng-ha sprawdziła się w roli narratorki. Jest postacią niejednoznaczną. Dojrzała borykająca się z własnymi deficytami, ograniczeniami, mająca poczucie pustki jednoznacznie z otwartością odkrywa, co rodzina In-sŏn ma jej do powiedzenia do zaoferowania. Nie ukrywam jednak, że Han Kang skomplikowała narrację. Postać Kyŏng-ha w niektórych miejscach przeplata się ściśle z osobą In-sŏn. Trudno mi było stwierdzić czy to sen czy jawa. Czy to objaw obłędu. Taką niejednoznaczność w prozie autorka wręcz uwielbia i jej czytelnicy muszą się z nią liczyć. Podobnie z filmami dokumentalnymi, które tworzyła In-sŏn. Z jednej strony są ciekawym wtrąceniem w opowiadaną historię, z drugiej jednak ją komplikują. Poruszają podobne wątki, co główna myśl oparta na historii jej matki, tym samym utrudniając rozeznanie, o której bohaterce jest teraz mowa. 

Książka składa się z trzech części; „Ptak”, „Noc” i „Ogniki”. Zakończenie jest niejednoznacznie. Jak ktoś z Was czytał to proszę podzielcie się, jak je odebraliście😏. Dwie pierwsze części składają się z sześciu zatytułowanych rozdziałów. Ostatnia część jest jakby epilogiem, kończy podróż i kończy opowiadaną historię. 

Ambitna proza oparta na bardzo trudnym wątku historycznym nieznanym w większości nam polskim czytelnikom. I dlatego uwielbiam książki Han Kang. Ja się po prostu z nich uczę!!! 

Moja ocena: 7/10

Książkę dodrukowało w 2024 WYDAWNICTWO WAB.

„Wegetarianka” Han Kang

WEGETARIANKA

  • Autorka: HAN KANG
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 256
  • Data premiery : 10.02.2021
  • Data 1. wyd. pol.: 27.01.2014
  • Data premiery światowej.: 30.10.2007

Wegetarianka” to kolejna pozycja, z którą zapoznałam się autorstwa Han Kang – tegorocznej laureatki literackiej nagrody Nobla. Poprzednie to: „Biała elegia” i „Nadchodzi chłopiec”. Dodruk  Wydawnictwa W.A.B. pojawił się po otrzymaniu wspomnianego Nobla przez autorkę. Ja z niego się bardzo cieszę, bo dzięki temu mogłam zaopatrzyć się w ciekawą literaturę piękną wydaną w przepięknym stylu. Zachwyca mnie i czcionka, i gramatura stron, i przepiękne okładki. A ta z „Wegetarianki” wyjątkowo mnie zachwyciła. Soczysta zieleń pobija wszystkie inne👏. 

To opowieść o tytułowej wegetariance. Młodej Yŏng-hye, która przez pewien sen postanawia nie jeść mięsa. Stosunek najbliższych do jej decyzji oraz do niej sportretowany jest z punktu widzenia jej męża, jej szwagra i jej siostry. Nikt nie akceptuje jej decyzji. Wszyscy zastanawiają się, co jest jej przyczyną. Sam wegetarianizm nikogo nie przekonuje. Wszystkie narracje są pierwszoosobowe, relacyjne. To dzięki nim poznajemy, co tak naprawdę wydarzyło się z Yŏng-hye – wegetarianką. Niektóre fragmenty dotyczą Yŏng-hye, jej osobistych przemyśleń, wspomnień. Fragmenty stanowiące niekiedy uzupełnienie, doprecyzowanie jej postaci, a niekiedy kontekst społeczny. 

Jestem fanką Han Kang. To prawda. Dotychczas przeczytane przeze mnie książki dotknęły mnie do głębi. Każda z trzech pozycji, z którymi się już zapoznałam podejmuje trudny temat (śmierć dziecka i życie w cieniu tej tragedii kolejnego potomka, zamieszek domowych przeciwko koreańskiej dyktaturze, w których zginęło kilkaset osób, czy popadanie w obłęd i anoreksja). Mimo, że wątki się nie powtarzają ogrom emocji, które autorka jest w stanie we mnie wzbudzić ciągle mnie zaskakuje. Nie jestem literaturoznawcą ani specjalistą od stylistyki. Bez wątpienia jednak w prozie Han Kang urzeka mnie płynność narracji, brak przydługich opisów, kwintesencja tekstu i jego prostolinijność, która ma w sobie jednak dużo artyzmu widocznego w każdej z trzech części powieści, której narratorem jest ktoś inny. 

W części „Wegetarianka” zadziwiła mnie postać męża, niezwykle pragmatycznego, praktycznie od samego początku. Najpierw nie rozumiałam, dlaczego Yŏng-hye wyszła za niego za mąż, co zmieniło się po przeczytaniu kolejnych stron🙄. We fragmencie „Plamka mongolska” zachwycił mnie sposób przedstawienia ogromnego pragnienia. Yŏng-hye jako obiekt męskich fantazji okazała się niejednoznaczna. Sposób przedstawienia, pomysł z twórczością, z kwiatami w sposób bardzo wytworny opisał podstawowe pragnienia ludzkie. To ogromna wartość literatury pięknej, że w taki sposób potrafi opisywać namiętność fizyczną. Punkt widzenia siostry tytułowej bohaterki opisany w „Fotosynteza” najmniej do mnie przemówił. Kompletnie nie potrafiłam się utożsamić z jej emocjami, uczuciami, sposobie przedstawienia jej stosunku do Yŏng-hye. Jest to zdecydowanie najsłabsza część z wszystkich trzech. 

Ogromnie Wam polecam tę pozycję. Jako propagatorka literatury pięknej zmuszającej do myślenia, pokazująca świat w szerszym kontekście zachęcam byście popatrzyli na „Wegetariankę” choćby ze względu na udane studium popadania w obłęd i przejmujący obraz choroby anorektycznej, która często rozpoczyna się niewinnie, a tak naprawdę korzenie ma nierzadko w czasach dzieciństwa z dominującą matką czy przemocowym ojcem w rolach głównych. Dla mnie wyjątkowe doświadczenie. 

„(…) Ojciec oznajmił, że nie będzie go wieszał na drzewie, aby przypalać go ogniem i tłuc kijem. Słyszał gdzieś, że o wiele bardziej delikatne jest mięso psa, który zabiega się na śmierć. Przekręca więc kluczyć w stacyjce i rusza motorem przed siebie…” –Wegetarianka” Han Kang. 

….

Moja ocena: 8/10

Książkę dodrukowało w 2024 WYDAWNICTWO WAB.

„Nadchodzi chłopiec” Han Kang

NADCHODZI CHŁOPIEC

  • Autorka: HAN KANG
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 256
  • Data premiery : 30.09.2020 
  • Data premiery światowej.: 19.05. 2014

Nadchodzi chłopiec” to druga publikacja tegorocznej laureatki Literackiej Nagrody Nobla; południowokoreańskiej pisarki Han Kang. Poprzednia „Biała elegia” bardzo mi się podobała. Okazała się autobiograficzną podróżą Kang nie tylko w smutną przeszłość jej rodziny, ale także do Warszawy😏. „Nadchodzi chłopiec” również powstał (choć dwa lata wcześniejna kanwie osobistych doświadczeń autorki. Historii o chłopcu zabitym w trakcie powstania przeciwko rządom wojskowej dyktatury generała Chŏn To-hwana, następcy dyktatorskiego prezydenta o nieograniczonej władzy Pak Chŏng-hui.  Zamieszki trwały między 18 a 27 maja 1980 roku w południowokoreańskim mieście Gwangju w prowincji Chŏlla Południowej. Chłopcu mieszkającym w byłym rodzinnym domu autorki, z którego wyprowadzili się wiele lat wcześniej.

To historia o piętnastoletnim chłopcu; Tong-ho, który poszukując swego zaginionego kolegi Chŏng-dae mieszkającego w domu jego rodziców ze starszą siostrą na stancji znalazł się w sali gimnastycznej pełnej osiemdziesięciu trzech zmarłych. A później, który stracił życie odmawiając swej matce powrotu do domu. I to jest pierwsza historia opisana w rozdziale „Młody ptak”. To też historia samego ranionego w bok Chŏng-dae, którego szukał Tong-ho, a raczej jego duszy orbitującej wśród niewinnie zabitych przez reżim. Jego perspektywę Han Kang ukazała w rozdziale drugim; „Czarne tchnienie”. I to jest druga historiaW trzeciej części „Siedem policzków” poznałam opowieść o redaktorce Un-suk, którą  Tong-ho spotkał w trakcie pracy w hali Sangmugwan, gdy zajmowała się zmarłymi. A raczej to historia otrzymanych uderzeń w policzek, których doświadczyła w trakcie brutalnego przesłuchania. To też narracja o skazanym na dziewięć lat więzienia i torturowym w „Krwią i żelazem”. A raczej historia jego współosadzonego Kim Chin-su i historia tych, którzy nie poradzili sobie z traumą po wyjściu z więzienia lub warunkami w nim panującymi. Ocaleni, nieocaleni. I to jest czwarta opowieść. To również tragedia o kobiecie, która jako młoda robotnica chciała walczyć o prawa wyzyskiwanych wespół z Kim Sŏng-hui. W „Źrenicy nocy” dowiaduję się, że jej też się nie udało wywalczyć i zawalczyć o lepsze przyszłe dni. I to jest piąta opowieść. To opowieść matki w żałobie, która nie namówiła swego piętnastoletniego syna, by w trakcie zamieszek wrócił do domu. To też tragiczna historia jej dwóch starszych synów obwiniających się za śmierć najmłodszego. W „Tam, gdzie kwitną kwiaty” to historia o matce Tong-ho. I jej przeżycia są fabułą szóstej opowieści

Sześć historii, które spaja osoba młodego chłopca; Tong-ho pojawiającego się w nich jako postać literacka, jako wspomnienie czy jako symbol. Na samym końcu w epilogu zatytułowanym „Ogniki płonące w ogniu” autorka tłumaczy skąd pomysł na powieść i jakie  było źródło jej powstania. 

Kang w poetycki sposób zaprezentowała tragedię powstania, które miało na celu obalenie dyktatury, będąc próbą przywrócenia demokracji, a skończyło się śmiercią nawet dwóch tysięcy osób. Nigdy nie potwierdzono oficjalnie ilości ofiar. Narrację prowadzi wielowymiarowo, w różny sposób. Do swych postaci w wielu miejscach zwraca się osobiście, typu; „W porównaniu z nimi twoja praca była nadal prosta…” , „(…) Stłaczałeś trumny w pośpiechu…” Jakby pisała do nich list. W rozdziale drugim Kang zastosowała narrację pierwszoosobową, która jest idealna dla osobistej relacji zabitego, podobnie jak w relacji matki Tong-ho. 

Han Kang nie oszczędza czytelnika kreśląc realne opisy, prawdziwe sceny, które się zdarzyły, które się mogły wydarzyć. Niektóre są bardzo wstrząsające. To powieść retrospekcyjna. Ukazująca wydarzenia, o których świat już dawno zapomniał. Przywołująca je wspomnieniom, ucząca prawdziwej historii w bardzo literacki sposób. 

(…) Dopóki nie poczułem, że tryskająca z mojego boku krew zalewa ciepłem moje barki i kark. Wciąż jeszcze wtedy byłeś ze mną.”  -„Nadchodzi chłopiec” Han Kang.

(,…) Nie da się powrócić do wcześniejszych czasów. Do świata sprzed tortur, sprzed masakry.” -„Nadchodzi chłopiec” Han Kang.

Motyw ze strony 232: „Nie umieraj. Błagam, nie umieraj” powrócił w „Białej elegii”, gdzie z posłowia dowiedziałam się, iż do „Nadchodzi chłopiec” autorka zapożyczyła go z relacji jej matki, która opisywała jak zachowywała się, gdy umarło jej pierwsze dziecko. Wiedząc o tym czytaną na tej stronie treść odebrałam bardzo emocjonalnie. 

Wszystkich bohaterów opisywane zdarzenia zmieniły. W różny sposób. To również zostało uwypuklone w opowiedzianych historiach. Nikt nie chciał być bohaterem. Wielu niewinnych zostało skazanych. Wielu z nich wydawało się, że tak należy postąpić, nawet jeśli do końca nie rozumieli tego co się dzieje i z jakiego powodu to powstanie ma miejsce, jak piętnastoletni Tong-ho, który nie zdążając dorosnąć dojrzał w jednej chwili. 

Nie czułem się już wcale jak piętnastolatek. Nawet trzydzieści pięć czy czterdzieści pięć lat zdawało się niedojrzałym szczenięcym wiekiem. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że mam sześćdziesiąt pięć albo siedemdziesiąt pięć lat.” -„Nadchodzi chłopiec” Han Kang.

Silne książka „Nadchodzi chłopiec” wzbudziła we mnie emocji. Przeogromne. Bynajmniej nie jest to powieść historyczna, do których przyzwyczaili mnie rodzimi autorzy. To głęboka analiza zachowań patriotycznych w czasach dyktatury. Głębokie stadium ludzkich zachowań, różnych zachowań. Dla mnie prawie arcydzieło, choć literaturoznawcą nie jestem. 

Bardzo mi się podoba styl autorki. Mogę to już śmiało napisać po drugiej przeczytanej jej autorstwa powieści. Wydanie mnie zachwyca w równym stopniu. Twarda oprawa z wyżłobionymi literami na okładce. Papier Ecco Book Cream o znacznej gramaturze i ta większa czcionka, która umila czytanie, gdyż oczy nie muszą się zbytnio wysilać. Zatytułowane rozdziały i odseparowywane części podejmujące różne wątki. Tak jakby oprócz opisanego chaosu wszędzie wokół i obok tego istniał z góry ustalony, i konsekwentnie utrzymywany porządek. 

Przeczytajcie proszę „Nadchodzi chłopiec” i dajcie znać jakie ta książka wzbudziła w Was emocje. 

Moja ocena: 9/10

Książkę dodrukowało w 2024 WYDAWNICTWO WAB.

„Biała elegia” Han Kang

BIAŁA ELEGIA

  • Autorka: HAN KANG
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 144
  • Data premiery w tym wydaniu : 26.01.2022
  • Data premiery światowej.: 25.05.2016

Mam taką tradycję, że jeśli laureatem literackiej nagrody Nobla zostaje autor/utwór, którego nie znam, muszę to szybko nadrobić😏. Tak było i z Han Kang, która triumfowała w tym roku. Nie czytałam żadnej z publikacji wydanych w Polsce tej południowokoreańskiej Noblistki. Nie zostało mi nic innego jak poznać jej książki wznowione po nagrodzie przez  Wydawnictwo W.A.B. Na pierwszy ogień poszła „Biała elegia”, która światową premierę miała w 2016 roku. Nie mogłam zacząć inaczej😉. Książka w większości pisana była w Warszawie (dwie pierwsze części), w trakcie półrocznego pobytu autorki z synem na zaproszenie Wydawcy. Warszawa w niej jest. Jest i biały kaftanik, który stał się inspiracją do napisania tej poetyckiej publikacji. 

„Błagam, nie umieraj”. Minęła kolejna godzina i dziecko umarło. Matka leżała na boku, tuląc do piersi zwłoki, które stawały się coraz zimniejsze. Już nie płakała.” – Biała elegia” Han Kang.

To historia kobiety, która przez pewien czas zamieszkuje w obcym, polskim mieście. Bohaterka wspomina rodzinną historię związaną z przyjściem na świat w niecodziennych okolicznościach jej starszej siostry, która żyła tylko dwie godziny. Próbuje rozliczyć swych rodziców z tej traumy. Próbuje się sama w niej odnaleźć i swego młodszego brata. 

W reedycji utworu Han Kang zamieściła słowo „Od autorki” . Bardzo się cieszę, że jednak Kang zmieniła zdanie i przybliżyła czytelnikom okoliczności tej wyjątkowej, praktycznie autobiograficznej książki. 

W ten sposób upłynął mi pierwszy miesiąc przeznaczony na adaptację, a wówczas odnalazłam w sobie wewnętrzny spokój, którego bardzo mi brakowało., gdy mieszkałam w Seulu. Spacery, ciągłe spacery – kiedy patrzę wstecz, wydaje mi się, że właśnie na spacerowaniu spędziłam w Warszawie większość czasu.” – Biała elegia” Han Kang.

Powieść nie jest obszerna. Narracja pisana w pierwszej osobie jest bardzo poetycka, płynna, subtelna i kobieca. Momentami bardzo głęboka. Utwór jest jakby poezją pisaną prozą, ale w bardzo przystępny sposób. Bynajmniej nie tylko dla fanów wierszy😁. Podoba mi się również sama publikacja. Czcionka jest sporej wielkości, strony o grubszej gramaturze, a niektóre fragmenty wzbogacają zdjęcia z inscenizacji artystycznych nawiązujących do podjętego tematu. Konstrukcja jest również bardzo przystępna. Książka składa się z krótkich, zatytułowanych rozdziałów. Jakby myśli, rozważań zestawionych w trzy części. Każda część ma myśl przewodnią i swój tytuł nawiązujący do niej.

Wydaje mi się, że kolejne wznowione publikacje tej autorki mogą być tylko lepsze. Mnie zachwyciła w tej; niespieszność i bezpośredność narracji, poetycki język i osobisty charakter. To ciekawa literatura piękna. Inna od ostatnio czytanych. Dlatego ją doceniłam! 

Moja ocena: 8/10

Książkę w II wydaniu wznowiło WYDAWNICTWO WAB.

„Ona i dom, który tańczy” Małgorzata Oliwia Sobczak

ONA I DOM, KTÓRY TAŃCZY

  • Autorka: MAŁGORZATA OLIWIA SOBCZAK
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 400
  • Data premiery: 23.10.2024 
  • Data 1. wyd. pol.: 30.11.2017

Ona i dom, który tańczy” to debiut z 2017 roku od @Małgorzata Oliwia Sobczak – autorka.  Autorkę czytam w ciemno po cyklu „Kolory zła” („Kolory zła. Czerwień”, „Czerń”, „Biel”). Kryminał „Szelest”, o którym napisałam na mym blogu również jest wart Waszej uwagi. Wydawnictwo W.A.B. 23 października br. wypuściło na polski rynek czytelniczy ponownie tę debiutancką powieść, którą kompletnie po opisie nie skojarzyłabym z Autorką.  W książce wybrzmiewają autobiograficzne doświadczenia samej Sobczak i jej rodziny, choć – jak dowiedziałam się z Posłowia – tylko postać dziadka Kazimierza jest dosłownie odzwierciedlona.  W wielu miejscach istnieje nawiązanie do historii miejsca i do życia na Żuławach, w Drewnicy, we Wrzeszczu czy w samym domu gburskim z 1825 roku. 

W każdej rodzinie są jakieś tajemnice. To pewne. Ludzie nie mówią o wielu rzeczach. Bo za bardzo ich boli. Bo się wstydzą. Bo chcą kogoś chronić. Lub po prostu uważają, że to niczyja sprawa….” – Ona i dom, który tańczy” Małgorzata Oliwia Sobczak.

To historia trzech kobiet. Iwy (od nazwy wierzby, pod którą się urodziła😊), która po dwudziestu latach powraca do swych rodzinnych stron. Gdzie w starym gburskim domu odkrywa na nowo historię swej rodziny. Swej babci Antoniny, którą uwielbiała i która wraz z dziadkiem Kazimierzem dawała jej sporo ciepła. Oraz matki Józefiny, która kazała do siebie mówić Najbliższa. Tęsknoty za nią, mimo chłodu od niej bijącego. To historia kobiet. Żyjących w innych czasach, które w jakiś sposób potrafiły powielić swą historię, podobną do siebie. Historię nieszczęścia i braku miłości w domowym ognisku. 

Każda rodzina ma jakieś tajemnice. Moja miała ich wiele. Przez całe życie miałam uczucie, że pokutuję. Nie wiedziałam tylko za co. Ale świadomość, że muszę zapłacić za coś, co zabrałam, była we mnie od zawsze….” – Ona i dom, który tańczy” Małgorzata Oliwia Sobczak.

Autorka w Posłowiu napisała – parafrazując – że „dziękuje wydawnictwu W.A.B za ziszczenie marzenia, by jej powieściowy debiut ponownie trafił do rąk czytelników, choć nie jest to gatunek, który kojarzony jest z jej nazwiskiem. Gdy się nad tym zastanawia, pewnie inaczej poprowadziłaby dziś fabułę, upraszczając pewne rozwiązania formalne i strukturalna. Z drugiej strony to najbardziej osobista i emocjonalna książka w jej dorobku i myśli, że już nie potrafiłaby napisać czegoś tak dotykającego ludzkiej duszy…” To bardzo głębokie i osobiste wynurzenia, które odzwierciedlają z czym czytelnik się mierzy sięgając po premierę z października zatytułowaną „Ona i dom, który tańczy”. Nie ukrywam, że mam bardzo podobne odczucia do samej Autorki. W wielu miejscach sposób poprowadzenia fabuły czy narracji był ciężki, w wielu znowu lekki, jak zwyczajowo w prozie Sobczak (szczególnie w aspekcie poszukiwań i rozpytywań Iwy). Niektóre wątki wydawały mi się zbyt skomplikowane lub mało prawdopodobne, jak podobieństwo między Antoniną a Józefiną z jej doświadczeniami przedślubnymi. 

Doceniam Autorkę za konstrukcję powieści. Narracja dotyka różnych czasów istnienia rodziny. Podzielona jest na części „Teraz. Iwa”, „Kiedyś. Antonina”, „Pomiędzy. Józefina”, które pojawiają się w powieści naprzemiennie. Niektóre fragmenty pisane są w pierwszej osobie, niektóre w trzeciej, lecz z perspektywy konkretnej pierwszoplanowej dla tej części bohaterki. Nawet dom w części „Opowieść domu” dostał swój własny głos. Małgorzata Oliwia Sobczak bardzo dobrze odzwierciedliła realność miejsca, w którym umiejscowiła akcję powieści. Wiernie sportretowała wierzby, stare cmentarze z nagrobkami menonickimi czy chociażby domy podcieniowe, o których warto przeczytać w zasobach internetowych. A także jego mistycyzm, wierzenia, zabobony, klimat i kulturową warstwę. Sama zresztą nawiązuje we wspomnianym już Posłowiu do publikacji, które stały się inspiracją, w tym wierzenia czy legendy odzwierciedlone wprost. Pokusiła się też, o czym warto wspomnieć, o stworzenie własnych przypowieści, a nawet nigdy wcześniej nie istniejących utworów muzycznych😏. Bardzo podobał mi się trudny wątek relacji matki i córki na podstawie dwóch bohaterek; Iwy i Józefiny. Sam pomysł, by o matce pisać i mówić Najważniejsza mroził mi krew w żyłach. Bardzo dobrze Sobczak ukazała tę dwoistość relacji, te dwie matczyne twarze i tą na co dzień ukrywaną bestię, która czasem daje o sobie znać, bo przegrywa z jaśniejszą stroną osobowości.  

Iwa rozmyślała też w domu o Najbliższej, której nie było z nimi, co wydawało się z jednej strony dziwne, z drugiej – jakby naturalne. Ta nieobecność przynosiła tęsknotę, ale też wytchnienie, że nie trzeba w końcu udawać.” – Ona i dom, który tańczy” Małgorzata Oliwia Sobczak.

Postaci drugoplanowe też dały się polubić, chociażby Pan Walenty czy rodzice Jakuba Funcika, choć on sam wykreowany został dla mnie dość nierówno. Jakby sam skrywał w sobie dwie twarzy. Możliwe, że tak widziało go społeczeństwo. Każdy na swój sposób. Zaciekawiła mnie postać Cezara i motywy samej Józefiny ze zdarzenia przy studni. Brakowało mi trochę uzasadnienia, dopowiedzenia, podobnie jak nie zrozumiałam finalnie milczenia Antosi, o tym co zadziało się po powrocie na ziemie odzyskane po wysiedleniu niemieckich mieszkańców w okresie powojennym. Uwielbiam takie dopowiadane historie, które nawiązują do prawdziwych wydarzeń nawet jeśli są tylko fikcją literacką. Chociaż okoliczności w jakich poznała się Antosia ze swym przyszłym mężem Kazimierzem w domu gburskim zostały rozpisane w sposób melancholijny, stonowany idealnie pasujący do tamtych dziwnych czasów, w których obcym nakazywano mieszkać ze sobą w jednym domu. Najbardziej w takich obyczajowych publikacjach doceniam wątek edukacyjny, próbę pokazania i zmotywowania postaw, decyzji. Faktycznie w niektórych miejscach zagmatwana historia. 

To całkiem inna pozycja w dorobku Małgorzata Oliwia Sobczak. Zawierająca w sobie elementy sagi rodzinnej, edukacji historycznej z wątkiem tragedii wysiedleńczej, historii osadników niderlandzkich i fantastyki właściwej dla Żuław Wiślanych z jej rozległą duchowością. W książce znajdziecie wątki obyczajowe, trudne relacje rodzinne, sekrety i zagadki kryminale, do tej pory nierozwiązane, a także szeptunki, zabobony, magiczne specyfiki i odczarowania. Jeśli macie ochotę na ten typ publikacji to „Ona i dom, który tańczy” Małgorzaty Oliwii Sobczak idealnie nadaje się na ciemne jesienne wieczory. Zanurzcie się w historię kobiet z Ciechanów i ich tajemnic. Udanej lektury! 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WAB.

„Przypływ” Sam Lloyd

PRZYPŁYW

  • Autor: SAM LLOYD
  • Wydawnictwo: W.A.B
  • Liczba stron:448
  • Data premiery:14.06.2023r. 
  • Data premiery światowej: 24.06.2021r.

Pamiętam, że po przeczytaniu debiutu Sama Lloyda zatytułowanego „Schronisko” (recenzja na klik) emocje towarzyszyły mi długo po przeczytaniu książki. Był to naprawdę mocny thriller, który pamiętałam długo i do przeczytania, którego zachęcałam wielu ludzi wokół. Do zapoznania się z kolejną książką tego autora pt. „Przypływ” również wydanej nakładem Wydawnictwo W.A.B. zabierałam się więc długo. Obawiając się lęku, niechęci, niezgody, dreszczy negatywnych emocji i nieprzespanych po przeczytaniu godzin. Z drugiej strony pomyślałam jednak sobie, że trudno przebić tak udany debiut i z lekkim opóźnieniem prezentuję Wam moją subiektywną opinię po przeczytaniu książki „Przypływ” Sama Lloyda. 

Lucy i Daniel z córką Billie i synem Finem tworzą pozornie szczęśliwą rodzinę. Tak naprawdę Lucy to kobieta o moralnie wątpliwej przeszłości, która pewnego dnia, gdy zostaje sama w wielkim, bogatym domu, dowiaduje się że jej rodzinna łódź dryfuje samotnie, pusta na morzu. Dodatkowo prognozy pogody zapowiadają sztorm stulecia, a Lucy nie ma pojęcia dlaczego Leniwa Zośka dryfowała samotnie na morzu. 

Książka składa się z dwóch części, których składowymi jest pięćdziesiąt siedem ponumerowanych rozdziałów. Na samym początku czytamy pewien list adresowany do Lucy, który wprowadza czytelnika w mroczny nastrój, wzmaga oczekiwanie. Bo jak nie zareagować na taki zwrot, nawet jeśli jest fikcyjny: „Z początku trudno ci się będzie zdobyć na przebaczenie. Ale odczekaj rok, może dwa lata, a inaczej o  tym pomyślisz. Spojrzysz wstecz i przekonasz się, że miałem rację. Że to było najlepsze wyjście. Dla nas wszystkich.” Później wszystko zaczyna się kreować. Wydarzenia zaczynają się po prostu dziać. 

Zdecydowanie fenomenalny początek, trochę przydługawy środek, w którym prowadzone jest śledztwo i niespodziewane zakończenie, takie trochę „od czapy”. I szczerze napiszę, że tego nie cierpię w thrillerach kryminalnych, kiedy całe napięcie zamienione zostaje w nerw, że przecież takiego zakończenia nie sposób było się domyśleć, że autor je napisał tylko po to, by zaskoczyć czytelnika, a nie by domknąć kreowaną na kilkuset wcześniej stronach fabułę. To zdecydowanie słabość tej lektury. Nie zmienia jednak to faktu, że autor ma talent pisarski i dobre, oryginalne pomysły. Świetnie rozpisał szybkie, chaotyczne sceny. Nieźle wykreował bohaterów. Doceniam również bardzo dobre opisy sztormu, który utrudnia prowadzone poszukiwania. Bez wątpienia ta cześć wymagała od Sama Lloyda zrobienia researchu na temat różnych łodzi, jachtów i ratownictwa morskiego, a także pogodowych anomalii. 

Historia pochłania. Mi umożliwiła choć na chwilę zapomnieć o własnych, małych końcach świata. Nawet jeśli nie do końca przypadła mi do gustu, bo dostrzegłam jej wady to nie uważam, by czas spędzony z książką był zmarnowany. Ciekawy thriller. Zdecydowanie do przeczytania, by samemu sobie wyrobić zdanie. 

Moja ocena 7/10.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU W.A.B.

Recenzja przedpremierowa: „Dwudziestka” Tomasz Żak

DWUDZIESTKA

  • Autor: TOMASZ ŻAK
  • Wydawnictwo: W.A.B
  • Liczba stron: 412
  • Data premiery: 9.02.2022r.

Na tę książkę czekałam bardzo długo😉. Praktycznie od chwili gdy przeczytałam ostatnią stronę debiutanckiej „Trzydziestki” (recenzja na klik). Zachwyciło mnie jej tempo, styl i język. @Tomasz Żak swoją drugą powieścią pt. „Dwudziestka”  udowodnił, że udany debiut nie był przypadkowy😊. Premiera książki dosłownie za tydzień 9 lutego br. Ja dzięki uprzejmości @wydawnictwo.wab odebrałam egzemplarz przedpremierowo. Czytałam dziś całe popołudnie. Czy warto było? A jakże!!! Oczywiście, że warto!!!

Wiesz, co mówią o strachu? Że moment, w którym boisz się skoczyć, jest momentem, w którym dokładnie to musisz zrobić.” – „Dwudziestka” Tomasz Żak.

W „Dwudziestce” po raz kolejny spotykamy się z Iwoną z domu Steg byłą inspektor policji wojewódzkiej oraz Kubą Jabłońskim dziennikarzem, którego kryminał oparty na wydarzeniach opisanych w „Trzydziestce” stał się bestsellerem. Tym razem jednak para wiedzie spokojne życie. Ona i On u swego boku, a do tego Fajruza, która umila im obojgu życie. Jednocześnie były Król – burmistrz małego miasteczka otrzymał tekę ministerialną z list partii Nowa Polska Siła. Andrzej Pałecki rzucił się w wir pracy, w której liczą się mniej umiejętności i wiedza, a więcej koneksje, znajomości i zdolność mnożenia pieniędzy. Tymczasem dwudziestoletni student fotografii – Dominik Wierzbicki mający zdolną i ambitną siostrę – malarkę Sandrę w prezencie urodzinowym zwiedza Tajlandię. Niespodziewane spotkanie z rodakiem w barze staje się przyczynkiem do niespodziewanych wydarzeń w których stawka jest większa niż własne życie.

Duże zaskoczenie

Nie spodziewałam się, że historia Pałeckich będzie miała swoją kontynuację. Liczyłam na dalsze losy zadziornej Pani inspektor i jej kolejne śledcze przygody. Fabułą zaskoczył mnie Autor, nie powiem. Zachłysnęłam się opisaną w „Trzydziestce” gangsterką, lokalną polityką i korupcją notabli policyjnych. Wydarzenia zamknęły mi się klamrą. Okazało się, że jednak pozornie.

Żak jest totalnie konsekwentny. Bohaterowie wielowymiarowi, pokazani z różnych stron, ze swoimi słabościami, zaletami i mocnymi stronami. Toczą walkę bardziej z samymi sobą, niż z innymi. Ten sposób zaprezentowania postaci jest ogromnym walorem tej pozycji. Nawet wszechwiedzącego i wpływowego gangstera Banana nie sposób nie lubić. Tomasz Żak wytłuścił jego ludzki rys, który urzeka. Tak samo jak dywagacje na temat wiary, roli matki w życiu człowieka, związków hetero czy homoseksualnych. Przykład? Proszę: „(…) W sumie wolę wierzyć w minidemony niż w jakiegoś starego dziada, co siedzi w chmurach i jego miłosierdzie polega na dręczeniu wszystkich swoich podwładnych. A jak ci podwładni coś odjebią, to se klękną przed typem we firanie powiedzą, co zrobili, i cyk, umorzone! Katolicy to największe skurwysyny; jakich znam”. Habilitacja z polskiego rapu Tomaszowi Żakowi bardzo się przydała😊. Co rusz, któryś z bohaterów komentował, popierał lub nie rodzimych raperów. Gdzieniegdzie Autor opiniotwórczo oceniał, jeśli nawet srogo, to zawsze z właściwą sobie klasą. Te wstawki były ciekawostkami, od których roi się w tej książce. Sama polityka osiąga najwyższe szczeble. Żak nie poprzestał na lokalnych grach politycznych. Rozwinął wątek aż do poziomu rozgrywek sejmowych. Tak samo gnuśnie, tak samo mrocznie i niebezpiecznie. Nawet niektórzy bohaterowie pierwszoplanowi są ci sami, jak mechanizmy, które nimi rządzą. Motyw Iwony i Kuby niezwykle ciekawy. Sam Dominik Wierzbicki wzbudził moją sympatię. Pojawił się jakby znikąd i do nikąd zmierzał. Okazał się jednak kluczowy w finalnej rozgrywce. Żak poruszył moje wewnętrzne struny rozpisując się o relacji Dominika z jego siostrą.

Nikt nie jest idealny. Żadne życie nie jest przesądzone, gdy wokół tylu graczy pociągających za sznurki. A my jesteśmy jak na scenie, jak bezwolne marionetki, które ktoś może ustawić w pozycji, która nie do końca nam pasuje. I o tym jest „Dwudziestka”. Koniecznie przeczytajcie!!!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU W.A.B.

Recenzja premierowa: „Małe zbrodnie” Magdalena Majcher

MAŁE ZBRODNIE

  • Autorka: MAGDALENA MAJCHER
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 288
  • Data premiery: 26.01.2022r.

O „Mocnej więzi” z Autorką @magdalenamajcherautorka rozmawiałam na ostatnich warszawskich Targach Książki. Była to książka – jednym słowem – przejmująca. Oparta na prawdziwych wydarzeniach historia zaginięcia Anny Garskiej. Dzisiejsza premiera jest kontynuacją przygody Autorki z prawdziwymi zdarzeniami, mroczniejszą stroną życia. W przeciwieństwie do literatury obyczajowej w „Małych zbrodniach” Magdalena Majcher ściera się z rzeczywistą przeszłością dotykając wydarzeń, które wystąpiły naprawdę, smutnych i trudnych doświadczeń, o których również opowiada bardzo dobrze. Przed Wami recenzja dzisiejszej premiery, którą przeczytałam dzięki @wydawnictwo.wab . Przed Wami recenzja książki pt. „Małe zbrodnie”.

Co czuje społeczność małej  miejscowości na Mazowszu, gdy policja znajduje szczątki noworodka? Czy czuje strach, zdumienie? Czy zaklina rzeczywistość udając, że to nie wydarzyło się naprawdę, że przecież nikt nie jest tak zły, by pozbawić życia niewinne dziecko. Tyle odpowiedzi, ile pytań, a tych jest coraz więcej, kiedy odnajdowane są kolejne, ukryte szczątki  dziecięcych szkieletów. Policja szybko typuje podejrzaną. To Lidia Gładoch jest domniemaną matką dzieci. Lidia, której miejsce pobytu nie jest znane. Śledztwo pod wodzą doświadczonego prokuratora z Węgrowa Sławomira Rybusa nie prowadzi do szybkiego odkrycia motywu i sprawcy. Sprawie nie pomaga ogromne zainteresowanie dziennikarzy, którzy już z właściwą sobie precyzją osądzili, znaleźli winnego, odkryli przyczynę. Wszyscy w Polsce, oprócz samych mieszkańców Wrotnowa mówią o sprawie. Oni milczą. Tkwią w stuporze, zmowie milczenia. Czy Rybusowi uda się przełamać tę konspirację? Czy prawda ujrzy światło dzienne?

Mam nadzieję, że skrótem fabuły Was zainteresowałam😉. Taki był mój zamiar. Jednego możecie być pewni, fabuła jest naprawdę bardzo ciekawa. Dotyka najgłębszych ludzkich uczuć. Dotyka tematu krzywdy na niewinnych dzieciach, obok których mało kto potrafi przejść obojętnie. Podejmuje problem spisku, nabierania wody w usta, gdy zbrodnia dotyczy osób wokół nas, kogoś kogo znamy, z kim się przyjaźnimy i kolegujemy. Definiuje mechanizmy, za którymi bronią się mieszkańcy, gdy ohydztwo dotyczy ich społeczności. Co ważne, Autorka bardzo zmyślnie rozprawia się z kwestią przemocy domowej. Bezprawia, którego sprawcą są najbliższe nam osoby, które powinny dawać nam bezpieczeństwo i oparcie w każdej sytuacji. Przemocy tej niefizycznej, tej, którą najtrudniej udowodnić i do której najciężej jest się przyznać.

Przemoc eskaluje latami. Osoba ją stosująca konsekwentnie sprawdza cierpliwość i wytrzymałość swojej ofiary. Stopniowo posuwa się coraz dalej. Początkowo pokrzywdzony nawet nie wie, że właśnie padł ofiara przemocy. Bo przemoc to przecież siniaki, krew, urazy, a „beze mnie nic nie znaczysz” to wyraz miłości, nie przemocy. Człowiek zaczyna dopuszczać do siebie myśl, że rzeczywiście nie potrafi, nie rozumie, do niczego się nie nadaje. Zaczyna wierzyć w to, bo powtarzane każdego dnia kłamstwo w końcu staje się prawdą.” – „Małe zbrodnie” Magdalena Majcher.

Sama Autorka pisze „Ta historia zmieniła we mnie postrzeganie winy i kary, a lektura akt sądowych była jedną z najważniejszych i najbardziej poruszających w moim życiu.(…) I teraz, drodzy Państwo, zastanówmy się, jakie dramaty skrywają się za każdą z tych historii, które ochoczo relacjonują media.”

Zastanówmy się!

Bo przecież „A skoro jest wina, musi też być kara” – „Małe zbrodnie” Magdalena Majcher.

Choć dane bohaterów zostały zmienione książka jest dogłębnym studium ludzkiej nieprawości. Jest jakby dziennikiem przemocy i tego, co kobieta może zrobić kobiecie. Niezwykle wciągająca historia opisana w pięknym stylu, jak na Magdalenę Majcher przystało. Mroczne oblicze ludzkości rozpisane strona po stronie. Zachęcam szczerze do przeczytania „Małych zbrodni”, których premiera już dziś.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki jeszcze przed premierą bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WAB.

„Obca kobieta” Magdalena Majcher

OBCA KOBIETA

  • Autor: MAGDALENA MAJCHER
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 15.09.2021r.

Autorkę @magdalenamajcherautorka czytam bez opamiętania. „Obca kobieta” to jedenasta książka, z którą się zapoznałam. Recenzje wszystkich poprzednich dziesięciu znajdziecie na moim blogu. Lubię jej styl pisania, umiejętność konstruowania zawiłych relacji i bohaterów, którzy zwykle nie są czarno – biali. @wydawnictwo.wab  obdarowało mnie kolejnym prezentem z okazji premiery „Obcej kobiety”, za co bardzo dziękuję. Czyż tytuł nie brzmi intrygująco?

Weronika i Hubert do pewnego czasu tworzyli udany związek. Do pewnego czasu wychowując wspólnie córkę Oliwię, której Weronika nie jest biologiczną matką. Zawsze czuła się obco, niewystarczająco swoja i w roli matki, i w roli żony. Hubert wiedziony innym, lepszym życiem nagle ją porzucił. Weronika zaczyna walczyć. Walczyć o życie, które niespodzianie utraciła. Walczyć o swoje macierzyństwo. Walczyć o swoje, nie-swoje dziecko.

Książka zaskoczyła mnie finalnie fabułą, która okazała się inna, niż z początku się spodziewałam. Czasem tak jest, że własną historię układamy w głowie już po przeczytaniu pierwszych pięćdziesięciu stron. Zamysł Autorki był jednak zgoła inny. To zawiłe studium relacji matki z córką. To diagnoza, jak można z totalnie obcej kobiety stać się jedną z najważniejszych osób w życiu innego człowieka. Bardzo podobał mi się ten motyw. Motyw walki Weroniki o szczęście jej dziecka, które z początku nie darzyło jej sympatią. Relacja, która się rozwijała na przestrzeni opisanych dziesięciu lat, dzięki zastosowanej przez Majcher retrospekcji, zademonstrowała mechanizmy z którymi musiała borykać się i Oliwia, i Weronika. Każda na swój sposób się zmagała z własnymi ograniczeniami, własnymi wyobrażeniami o tym, jak powinno wyglądać ich wspólne życie. A Hubert, no cóż. Nie zapałałam do niego sympatią. Nie dziwne. Wszak dziesięć lat to szmat czasu, który nagle Hubert postanowił zmazać jednym ruchem. Zapomniał dość szybko, co ich łączyło. Trochę zabrakło mi wielkiego buuum. Jak obiecywał Wydawca w swoim opisie „Weronika ma pewien mroczny sekret …”. Celowo o nim nie wspominałam w moim wprowadzeniu do fabuły. Mroczny sekret nie okazał się dla mnie spektakularny. Nie okazał się szokujący. Mimo to warto przeczytać tę pozycję. Wszak literatura obyczajowa rządzi się swoimi prawami.

Jest to klasyka gatunku w wykonaniu Magdaleny Majcher. Dużo wzruszeń, trudnych przeżyć i skomplikowanych relacji. Wszystkiego po trochu. Zachęcam do zapoznania się z lekturą.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WAB.

„Żołnierskie serce” Tomasz Betcher

ŻOŁNIERSKIE SERCE

  • Autor: TOMASZ BETCHER
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 415
  • Data premiery: 10.11.2021r.

Tomasz Betcher @tomaszbetcherfanpage zapadł mi w pamięć po przeczytaniu „Szeptuna”, którego przeczytałam i zrecenzowałam przedpremierowo😊. I to zapadł na dobre. Gdy usłyszałam o kolejnej premierze z 10 listopada br. od @wydawnictwo.wab, nie wahałam się ani chwili. Od razu wiedziałam, że najnowsza książka tego Autora pt. „Żołnierskie serce” musi znaleźć się  w moich planach czytelniczych. Czytając opis Wydawcy o weteranie misji w Afganistanie, który „(…) W domu po dziadku odkrywa rodzinne tajemnice i sąsiadów…” skojarzyłam całkowicie inną pozycję😉, tj. „Powrót” Nicholasa Sparksa. „Powrót” czytany na początku tego roku bardzo mi się podobał, a przecież skojarzenia wymagają konfrontacji. Tym chętniej sięgnęłam po publikację rodzimego Autora, by sprawdzić, jaka była jego perspektywa. Generalnie czytanie o tym, co znamy, sprawdza się wyśmienicie. Liczyłam więc, że polski punkt widzenia od razu skradnie moje serce.

(…) Nawyki były jak blizny – mogły stać się mniej widoczne, ale miało się je do końca życia.” – „Żołnierskie serce” Tomasz Betcher

Opis Wydawcy.

Kiedy Piotr Walczak powraca ranny z misji w Afganistanie, cierpi nie tylko jego ciało, ale także dusza. Borykając się z zespołem stresu pourazowego, oskarżeniem o spowodowanie śmierci kolegów i zainteresowaniem mediów, ucieka na prowincję. W domu po dziadku odkrywa rodzinne tajemnice i sąsiadów, których kłopoty kochają tak samo jak Piotra. Czy senne miasteczko i jego mieszkańcy potrafią uleczyć żołnierskie serce i sprawić, by znów zaczęło kochać? Czy Emilia, Natalia i Janek będą w stanie żyć z wybuchowym i nieobliczalnym człowiekiem za ścianą?”.

Cóż będę parafrazować we wprowadzeniu do fabuły opis Wydawcy, który jest tak celny, że nic go nie upiększy. W paru zdaniach Wydawca wprowadza czytelnika w główny bieg historii opisanej na kartach tej powieści. Ten kto czytał wspomnianego we wstępie recenzji Sparksa, pewnie sam wyłapie podobieństwa. Nie jest to jednak wada tej książki, bynajmniej. Wszak przeżycia wojenne, bez względu kiedy nabyte i w jakiej wojnie, to temat – jak Wisła – długi i szeroki. Tej głębi przeżyć nie sposób zawrzeć w jednej prozie. Nieskończenie wiele wątków pobocznych pojawiających się wokół podobnych do siebie, ale tylko z pozoru, historii, pozwala tworzyć całkiem nową powieść, nawet jeśli wiodący temat jest porównywalny.

Zaletą książki jest silny rys psychologiczny Walczaka. Ten aspekt mocno uwypuklony został w jej pierwszej części. Nie znam żadnego weterana misji w Iraku, czy w Afganistanie. Z faktami, wydarzeniami i skutkami pewnych zdarzeń stykam się z tylko czytając relacje z „drugiej ręki”. Czuję wtedy zwykle smutek, niezgodę. Zagłębiając się w losy Walczaka starałam się być maksymalnie uważna, by nie uronić żadnego słowa z jego charakterystyki. Nie pominąć żadnego aspektu tego, z czym taki człowiek się zmaga. Bardzo dobrze odzwierciedlony został mechanizm, gdy Walczak „(…) Chcąc nie chcąc, stał się narodowym antybohaterem, co w czasach, w których opluwano nawet bohaterów, oznaczało przekleństwo gorsze niż śmierć.” To taka Polska rzeczywistość. Może dlatego fabuła opisana w tej pozycji jest mi się bliższa od tej opisanej w „Powrocie” Sparksa. Czuję jednak lekki zawód. Walczaka jako bohatera powieści, weterana, kalekę chciałabym widzieć na każdej stronie. Chłonąć go na nowo z każdym słowem. Autor rozwinął historię w trochę innym kierunku. Ułagodził ją, rozwinął wątki poboczne, które zdominowały drugą część książki. Ma więc ona bardzo pozytywne przeslanie i to mimo trudnych tematów (niepełnosprawność fizyczna i intelektualna, lęk adaptacyjny, przemoc szkolna, patologia), z którymi i Autor, a dzięki temu i Czytelnik musi się zmierzyć. Wyjątkowo spodobała mi się postać proboszcza Zaręby. Mała miejscowość, hermetyczna społeczność, a tu taki ksiądz nie ksiądz, niezwykle ludzki, bardzo postępowy. W czasie tak ogromnej niechęci do kleru okazał się dla mnie niezłym odkryciem i postacią całkowicie pozytywną.

Powieść dająca nadzieję, tak określiłabym w paru słowach „Żołnierskie serce” Tomasza Betchera. Książka balansująca między dobrem a złem, między tym co ważne, a co nieistotne, pomiędzy demonami przeszłości a iskierkami nadziei z przyszłości. To idealna pozycja na jesienną chandrę.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WAB.