Recenzja przedpremierowa: „Dwudziestka” Tomasz Żak

DWUDZIESTKA

  • Autor: TOMASZ ŻAK
  • Wydawnictwo: W.A.B
  • Liczba stron: 412
  • Data premiery: 9.02.2022r.

Na tę książkę czekałam bardzo długo😉. Praktycznie od chwili gdy przeczytałam ostatnią stronę debiutanckiej „Trzydziestki” (recenzja na klik). Zachwyciło mnie jej tempo, styl i język. @Tomasz Żak swoją drugą powieścią pt. „Dwudziestka”  udowodnił, że udany debiut nie był przypadkowy😊. Premiera książki dosłownie za tydzień 9 lutego br. Ja dzięki uprzejmości @wydawnictwo.wab odebrałam egzemplarz przedpremierowo. Czytałam dziś całe popołudnie. Czy warto było? A jakże!!! Oczywiście, że warto!!!

Wiesz, co mówią o strachu? Że moment, w którym boisz się skoczyć, jest momentem, w którym dokładnie to musisz zrobić.” – „Dwudziestka” Tomasz Żak.

W „Dwudziestce” po raz kolejny spotykamy się z Iwoną z domu Steg byłą inspektor policji wojewódzkiej oraz Kubą Jabłońskim dziennikarzem, którego kryminał oparty na wydarzeniach opisanych w „Trzydziestce” stał się bestsellerem. Tym razem jednak para wiedzie spokojne życie. Ona i On u swego boku, a do tego Fajruza, która umila im obojgu życie. Jednocześnie były Król – burmistrz małego miasteczka otrzymał tekę ministerialną z list partii Nowa Polska Siła. Andrzej Pałecki rzucił się w wir pracy, w której liczą się mniej umiejętności i wiedza, a więcej koneksje, znajomości i zdolność mnożenia pieniędzy. Tymczasem dwudziestoletni student fotografii – Dominik Wierzbicki mający zdolną i ambitną siostrę – malarkę Sandrę w prezencie urodzinowym zwiedza Tajlandię. Niespodziewane spotkanie z rodakiem w barze staje się przyczynkiem do niespodziewanych wydarzeń w których stawka jest większa niż własne życie.

Duże zaskoczenie

Nie spodziewałam się, że historia Pałeckich będzie miała swoją kontynuację. Liczyłam na dalsze losy zadziornej Pani inspektor i jej kolejne śledcze przygody. Fabułą zaskoczył mnie Autor, nie powiem. Zachłysnęłam się opisaną w „Trzydziestce” gangsterką, lokalną polityką i korupcją notabli policyjnych. Wydarzenia zamknęły mi się klamrą. Okazało się, że jednak pozornie.

Żak jest totalnie konsekwentny. Bohaterowie wielowymiarowi, pokazani z różnych stron, ze swoimi słabościami, zaletami i mocnymi stronami. Toczą walkę bardziej z samymi sobą, niż z innymi. Ten sposób zaprezentowania postaci jest ogromnym walorem tej pozycji. Nawet wszechwiedzącego i wpływowego gangstera Banana nie sposób nie lubić. Tomasz Żak wytłuścił jego ludzki rys, który urzeka. Tak samo jak dywagacje na temat wiary, roli matki w życiu człowieka, związków hetero czy homoseksualnych. Przykład? Proszę: „(…) W sumie wolę wierzyć w minidemony niż w jakiegoś starego dziada, co siedzi w chmurach i jego miłosierdzie polega na dręczeniu wszystkich swoich podwładnych. A jak ci podwładni coś odjebią, to se klękną przed typem we firanie powiedzą, co zrobili, i cyk, umorzone! Katolicy to największe skurwysyny; jakich znam”. Habilitacja z polskiego rapu Tomaszowi Żakowi bardzo się przydała😊. Co rusz, któryś z bohaterów komentował, popierał lub nie rodzimych raperów. Gdzieniegdzie Autor opiniotwórczo oceniał, jeśli nawet srogo, to zawsze z właściwą sobie klasą. Te wstawki były ciekawostkami, od których roi się w tej książce. Sama polityka osiąga najwyższe szczeble. Żak nie poprzestał na lokalnych grach politycznych. Rozwinął wątek aż do poziomu rozgrywek sejmowych. Tak samo gnuśnie, tak samo mrocznie i niebezpiecznie. Nawet niektórzy bohaterowie pierwszoplanowi są ci sami, jak mechanizmy, które nimi rządzą. Motyw Iwony i Kuby niezwykle ciekawy. Sam Dominik Wierzbicki wzbudził moją sympatię. Pojawił się jakby znikąd i do nikąd zmierzał. Okazał się jednak kluczowy w finalnej rozgrywce. Żak poruszył moje wewnętrzne struny rozpisując się o relacji Dominika z jego siostrą.

Nikt nie jest idealny. Żadne życie nie jest przesądzone, gdy wokół tylu graczy pociągających za sznurki. A my jesteśmy jak na scenie, jak bezwolne marionetki, które ktoś może ustawić w pozycji, która nie do końca nam pasuje. I o tym jest „Dwudziestka”. Koniecznie przeczytajcie!!!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU W.A.B.

Recenzja premierowa: „Małe zbrodnie” Magdalena Majcher

MAŁE ZBRODNIE

  • Autorka: MAGDALENA MAJCHER
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 288
  • Data premiery: 26.01.2022r.

O „Mocnej więzi” z Autorką @magdalenamajcherautorka rozmawiałam na ostatnich warszawskich Targach Książki. Była to książka – jednym słowem – przejmująca. Oparta na prawdziwych wydarzeniach historia zaginięcia Anny Garskiej. Dzisiejsza premiera jest kontynuacją przygody Autorki z prawdziwymi zdarzeniami, mroczniejszą stroną życia. W przeciwieństwie do literatury obyczajowej w „Małych zbrodniach” Magdalena Majcher ściera się z rzeczywistą przeszłością dotykając wydarzeń, które wystąpiły naprawdę, smutnych i trudnych doświadczeń, o których również opowiada bardzo dobrze. Przed Wami recenzja dzisiejszej premiery, którą przeczytałam dzięki @wydawnictwo.wab . Przed Wami recenzja książki pt. „Małe zbrodnie”.

Co czuje społeczność małej  miejscowości na Mazowszu, gdy policja znajduje szczątki noworodka? Czy czuje strach, zdumienie? Czy zaklina rzeczywistość udając, że to nie wydarzyło się naprawdę, że przecież nikt nie jest tak zły, by pozbawić życia niewinne dziecko. Tyle odpowiedzi, ile pytań, a tych jest coraz więcej, kiedy odnajdowane są kolejne, ukryte szczątki  dziecięcych szkieletów. Policja szybko typuje podejrzaną. To Lidia Gładoch jest domniemaną matką dzieci. Lidia, której miejsce pobytu nie jest znane. Śledztwo pod wodzą doświadczonego prokuratora z Węgrowa Sławomira Rybusa nie prowadzi do szybkiego odkrycia motywu i sprawcy. Sprawie nie pomaga ogromne zainteresowanie dziennikarzy, którzy już z właściwą sobie precyzją osądzili, znaleźli winnego, odkryli przyczynę. Wszyscy w Polsce, oprócz samych mieszkańców Wrotnowa mówią o sprawie. Oni milczą. Tkwią w stuporze, zmowie milczenia. Czy Rybusowi uda się przełamać tę konspirację? Czy prawda ujrzy światło dzienne?

Mam nadzieję, że skrótem fabuły Was zainteresowałam😉. Taki był mój zamiar. Jednego możecie być pewni, fabuła jest naprawdę bardzo ciekawa. Dotyka najgłębszych ludzkich uczuć. Dotyka tematu krzywdy na niewinnych dzieciach, obok których mało kto potrafi przejść obojętnie. Podejmuje problem spisku, nabierania wody w usta, gdy zbrodnia dotyczy osób wokół nas, kogoś kogo znamy, z kim się przyjaźnimy i kolegujemy. Definiuje mechanizmy, za którymi bronią się mieszkańcy, gdy ohydztwo dotyczy ich społeczności. Co ważne, Autorka bardzo zmyślnie rozprawia się z kwestią przemocy domowej. Bezprawia, którego sprawcą są najbliższe nam osoby, które powinny dawać nam bezpieczeństwo i oparcie w każdej sytuacji. Przemocy tej niefizycznej, tej, którą najtrudniej udowodnić i do której najciężej jest się przyznać.

Przemoc eskaluje latami. Osoba ją stosująca konsekwentnie sprawdza cierpliwość i wytrzymałość swojej ofiary. Stopniowo posuwa się coraz dalej. Początkowo pokrzywdzony nawet nie wie, że właśnie padł ofiara przemocy. Bo przemoc to przecież siniaki, krew, urazy, a „beze mnie nic nie znaczysz” to wyraz miłości, nie przemocy. Człowiek zaczyna dopuszczać do siebie myśl, że rzeczywiście nie potrafi, nie rozumie, do niczego się nie nadaje. Zaczyna wierzyć w to, bo powtarzane każdego dnia kłamstwo w końcu staje się prawdą.” – „Małe zbrodnie” Magdalena Majcher.

Sama Autorka pisze „Ta historia zmieniła we mnie postrzeganie winy i kary, a lektura akt sądowych była jedną z najważniejszych i najbardziej poruszających w moim życiu.(…) I teraz, drodzy Państwo, zastanówmy się, jakie dramaty skrywają się za każdą z tych historii, które ochoczo relacjonują media.”

Zastanówmy się!

Bo przecież „A skoro jest wina, musi też być kara” – „Małe zbrodnie” Magdalena Majcher.

Choć dane bohaterów zostały zmienione książka jest dogłębnym studium ludzkiej nieprawości. Jest jakby dziennikiem przemocy i tego, co kobieta może zrobić kobiecie. Niezwykle wciągająca historia opisana w pięknym stylu, jak na Magdalenę Majcher przystało. Mroczne oblicze ludzkości rozpisane strona po stronie. Zachęcam szczerze do przeczytania „Małych zbrodni”, których premiera już dziś.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki jeszcze przed premierą bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WAB.

„Obca kobieta” Magdalena Majcher

OBCA KOBIETA

  • Autor: MAGDALENA MAJCHER
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 15.09.2021r.

Autorkę @magdalenamajcherautorka czytam bez opamiętania. „Obca kobieta” to jedenasta książka, z którą się zapoznałam. Recenzje wszystkich poprzednich dziesięciu znajdziecie na moim blogu. Lubię jej styl pisania, umiejętność konstruowania zawiłych relacji i bohaterów, którzy zwykle nie są czarno – biali. @wydawnictwo.wab  obdarowało mnie kolejnym prezentem z okazji premiery „Obcej kobiety”, za co bardzo dziękuję. Czyż tytuł nie brzmi intrygująco?

Weronika i Hubert do pewnego czasu tworzyli udany związek. Do pewnego czasu wychowując wspólnie córkę Oliwię, której Weronika nie jest biologiczną matką. Zawsze czuła się obco, niewystarczająco swoja i w roli matki, i w roli żony. Hubert wiedziony innym, lepszym życiem nagle ją porzucił. Weronika zaczyna walczyć. Walczyć o życie, które niespodzianie utraciła. Walczyć o swoje macierzyństwo. Walczyć o swoje, nie-swoje dziecko.

Książka zaskoczyła mnie finalnie fabułą, która okazała się inna, niż z początku się spodziewałam. Czasem tak jest, że własną historię układamy w głowie już po przeczytaniu pierwszych pięćdziesięciu stron. Zamysł Autorki był jednak zgoła inny. To zawiłe studium relacji matki z córką. To diagnoza, jak można z totalnie obcej kobiety stać się jedną z najważniejszych osób w życiu innego człowieka. Bardzo podobał mi się ten motyw. Motyw walki Weroniki o szczęście jej dziecka, które z początku nie darzyło jej sympatią. Relacja, która się rozwijała na przestrzeni opisanych dziesięciu lat, dzięki zastosowanej przez Majcher retrospekcji, zademonstrowała mechanizmy z którymi musiała borykać się i Oliwia, i Weronika. Każda na swój sposób się zmagała z własnymi ograniczeniami, własnymi wyobrażeniami o tym, jak powinno wyglądać ich wspólne życie. A Hubert, no cóż. Nie zapałałam do niego sympatią. Nie dziwne. Wszak dziesięć lat to szmat czasu, który nagle Hubert postanowił zmazać jednym ruchem. Zapomniał dość szybko, co ich łączyło. Trochę zabrakło mi wielkiego buuum. Jak obiecywał Wydawca w swoim opisie „Weronika ma pewien mroczny sekret …”. Celowo o nim nie wspominałam w moim wprowadzeniu do fabuły. Mroczny sekret nie okazał się dla mnie spektakularny. Nie okazał się szokujący. Mimo to warto przeczytać tę pozycję. Wszak literatura obyczajowa rządzi się swoimi prawami.

Jest to klasyka gatunku w wykonaniu Magdaleny Majcher. Dużo wzruszeń, trudnych przeżyć i skomplikowanych relacji. Wszystkiego po trochu. Zachęcam do zapoznania się z lekturą.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WAB.

„Żołnierskie serce” Tomasz Betcher

ŻOŁNIERSKIE SERCE

  • Autor: TOMASZ BETCHER
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 415
  • Data premiery: 10.11.2021r.

Tomasz Betcher @tomaszbetcherfanpage zapadł mi w pamięć po przeczytaniu „Szeptuna”, którego przeczytałam i zrecenzowałam przedpremierowo😊. I to zapadł na dobre. Gdy usłyszałam o kolejnej premierze z 10 listopada br. od @wydawnictwo.wab, nie wahałam się ani chwili. Od razu wiedziałam, że najnowsza książka tego Autora pt. „Żołnierskie serce” musi znaleźć się  w moich planach czytelniczych. Czytając opis Wydawcy o weteranie misji w Afganistanie, który „(…) W domu po dziadku odkrywa rodzinne tajemnice i sąsiadów…” skojarzyłam całkowicie inną pozycję😉, tj. „Powrót” Nicholasa Sparksa. „Powrót” czytany na początku tego roku bardzo mi się podobał, a przecież skojarzenia wymagają konfrontacji. Tym chętniej sięgnęłam po publikację rodzimego Autora, by sprawdzić, jaka była jego perspektywa. Generalnie czytanie o tym, co znamy, sprawdza się wyśmienicie. Liczyłam więc, że polski punkt widzenia od razu skradnie moje serce.

(…) Nawyki były jak blizny – mogły stać się mniej widoczne, ale miało się je do końca życia.” – „Żołnierskie serce” Tomasz Betcher

Opis Wydawcy.

Kiedy Piotr Walczak powraca ranny z misji w Afganistanie, cierpi nie tylko jego ciało, ale także dusza. Borykając się z zespołem stresu pourazowego, oskarżeniem o spowodowanie śmierci kolegów i zainteresowaniem mediów, ucieka na prowincję. W domu po dziadku odkrywa rodzinne tajemnice i sąsiadów, których kłopoty kochają tak samo jak Piotra. Czy senne miasteczko i jego mieszkańcy potrafią uleczyć żołnierskie serce i sprawić, by znów zaczęło kochać? Czy Emilia, Natalia i Janek będą w stanie żyć z wybuchowym i nieobliczalnym człowiekiem za ścianą?”.

Cóż będę parafrazować we wprowadzeniu do fabuły opis Wydawcy, który jest tak celny, że nic go nie upiększy. W paru zdaniach Wydawca wprowadza czytelnika w główny bieg historii opisanej na kartach tej powieści. Ten kto czytał wspomnianego we wstępie recenzji Sparksa, pewnie sam wyłapie podobieństwa. Nie jest to jednak wada tej książki, bynajmniej. Wszak przeżycia wojenne, bez względu kiedy nabyte i w jakiej wojnie, to temat – jak Wisła – długi i szeroki. Tej głębi przeżyć nie sposób zawrzeć w jednej prozie. Nieskończenie wiele wątków pobocznych pojawiających się wokół podobnych do siebie, ale tylko z pozoru, historii, pozwala tworzyć całkiem nową powieść, nawet jeśli wiodący temat jest porównywalny.

Zaletą książki jest silny rys psychologiczny Walczaka. Ten aspekt mocno uwypuklony został w jej pierwszej części. Nie znam żadnego weterana misji w Iraku, czy w Afganistanie. Z faktami, wydarzeniami i skutkami pewnych zdarzeń stykam się z tylko czytając relacje z „drugiej ręki”. Czuję wtedy zwykle smutek, niezgodę. Zagłębiając się w losy Walczaka starałam się być maksymalnie uważna, by nie uronić żadnego słowa z jego charakterystyki. Nie pominąć żadnego aspektu tego, z czym taki człowiek się zmaga. Bardzo dobrze odzwierciedlony został mechanizm, gdy Walczak „(…) Chcąc nie chcąc, stał się narodowym antybohaterem, co w czasach, w których opluwano nawet bohaterów, oznaczało przekleństwo gorsze niż śmierć.” To taka Polska rzeczywistość. Może dlatego fabuła opisana w tej pozycji jest mi się bliższa od tej opisanej w „Powrocie” Sparksa. Czuję jednak lekki zawód. Walczaka jako bohatera powieści, weterana, kalekę chciałabym widzieć na każdej stronie. Chłonąć go na nowo z każdym słowem. Autor rozwinął historię w trochę innym kierunku. Ułagodził ją, rozwinął wątki poboczne, które zdominowały drugą część książki. Ma więc ona bardzo pozytywne przeslanie i to mimo trudnych tematów (niepełnosprawność fizyczna i intelektualna, lęk adaptacyjny, przemoc szkolna, patologia), z którymi i Autor, a dzięki temu i Czytelnik musi się zmierzyć. Wyjątkowo spodobała mi się postać proboszcza Zaręby. Mała miejscowość, hermetyczna społeczność, a tu taki ksiądz nie ksiądz, niezwykle ludzki, bardzo postępowy. W czasie tak ogromnej niechęci do kleru okazał się dla mnie niezłym odkryciem i postacią całkowicie pozytywną.

Powieść dająca nadzieję, tak określiłabym w paru słowach „Żołnierskie serce” Tomasza Betchera. Książka balansująca między dobrem a złem, między tym co ważne, a co nieistotne, pomiędzy demonami przeszłości a iskierkami nadziei z przyszłości. To idealna pozycja na jesienną chandrę.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WAB.

„Szelest” Małgorzata Oliwia Sobczak

SZELEST

  • Autorka: MAŁGORZATA OLIWIA SOBCZAK
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 10.11.2021r.

@Małgorzata Oliwia Sobczak – autorka bardzo cenię za cykl „Kolory zła”. Do tej pory pamiętam jak „Kolory zła. Czerwień” czytałam wylegując się na leżaku przy basenie w trakcie letniego urlopu, co chwilę dzieląc się spostrzeżeniami z leżącą obok mnie przyjaciółką. Basen, słońce, przyjaciółka obok i bardzo dobra książka. Nie dziw, że do Autorki mam więc wielki sentyment. Jeśli nie czytaliście żadnej książki z serii, o której wspominam, zapraszam do przeczytania recenzji na blogu („Kolory zła. Czerwień”, „Czerń”, „Biel”). Od razu jednak zastrzegam, nawet najbardziej skrupulatnie i z oddaniem napisana recenzja, nie oddaje nawet w połowie przyjemności i satysfakcji z czytania😉.  A wiecie co to znaczy? Tak, tak. Po prostu, nie warto pominąć serii „Kolory zła” w swoich planach czytelniczych.

Wracając do premiery z 10 listopada br. od @wydawnictwo.wab  pt.  Szelest” przyznaję, że od razu zaciekawił mnie opis. Zaciekawił już w pierwszym zdaniu😊. Zobaczcie sami jak brzmi: „Podejrzana aplikacja mobilna, wciągające śledztwo i tajemnicza namiętność”. Ha!!! Same znaki zapytania. Same niejasności. Sama niewiadoma. A to tylko pobudza moją ciekawość i wzmacnia motywację do sięgnięcia po książkę. Tak więc udało wreszcie mi się spotkać z Małgorzatą Oliwią Sobczak w nowej literackiej odsłonie. Odsłonie listopadowej premiery.

Dziwne, jak działa pamięć. Widzimy tylko jakieś drobne szczegóły, które przysłaniają nam całość, albo całość obrazu, który zaciera szczegóły.” – „Szelest” Małgorzata Oliwia Sobczak.

Była dziennikarka śledcza Alicja Grabska aktualnie pisze nic nie znaczące artykuły w „Dzienniku Trójmiejskim”. W trakcie kolejnego zlecenia zaczyna poznawać aplikację mobilną Place to Rest, która zabiera ją w inspirujące miejsca. W trakcie jednej z takich wycieczek odkrywa zwłoki kilkunastoletniej dziewczyny z poderżniętym gardłem. Modus operandi jest analogiczny jak w przypadku innej ofiary, którą zajmuje się komisarz śledczy Oskar Korde. Tym samym Grabska zostaje wciągnięta w niebezpieczną grę, w której – jak jej podpowiada intuicja – odgrywa kluczową rolę. Zaczyna się pościg z czasem, w którym każda minuta ma znaczenie, by złapać mordercę niewinnych kobiet.

Tak, z krótkiego opisu fabuły nic nie wyczytacie. To dobrze. Dobry kryminał tym się wyróżnia, by czytelnik przed jego czytaniem wiedział jak najmniej. Wystarczy tylko, by wiedział, że warto go przeczytać. Tak jest w przypadku najnowszej książki Sobczak, która wyrobiła już sobie markę na rodzinnym rynku kryminałów. Książkę czyta się ekspresowo. Uwielbiam ten styl Autorki. Dużo dialogów, wartka akcja przybliża do ostatecznego rozstrzygnięcia, które – jak to zwykle u Sobczak bywa – nie jest oczywiste. Muszę jednak głęboko się ukłonić Pisarce, że dała mi możliwość zlepiania z pozoru nieistotnych wydarzeń komplementarną całość, która w zakończeniu ułożyła się jak idealnie dobre puzzle. I to jest prawdziwa sztuka w pisaniu kryminałów!

Bardzo podobały mi się retrospekcje. W oznaczanych latami rozdziałach Autorka przenosiła mnie w rok 1999 i w rok 2018. I w jednym, i w drugim roku wiele się działo. Małolaty rozrabiały, „pały” się sypały w licealnych dziennikach, a na imprezach alkohol lał się strumieniami. W tych wszystkich niuansach śledztwa musiał połapać się komisarz Korde, by odnaleźć sprawcę przestępstwa. Jest to mój ulubiony bohater tej pozycji. Co innego Tajfun, wiecznie na „wkurwie”, czy sama Grabska, która odsuwa od siebie demony przeszłości, z którymi nie stara się zmierzyć. Unikanie i dystans nie jest nigdy dobrą formą radzenia sobie z własnymi emocjami. Z jednej strony doświadczona, z drugiej jakby niedojrzała emocjonalnie. Muszę przyznać, że jednak bardzo wyrazista. Ma w sobie to coś. I nie ukrywam chętnie przeczytałabym jeszcze w jakim kierunku jej życie, jej decyzje podążą w przyszłości. Czy ułoży sobie przyszłość, w której zdoła odkryć szczęście? Nie takie chwilowe pojawiające się w sytuacji przypadkowego spełnienia własnych żądz i pragnień, ale takie stałe, na dłużej, na przyszłość.

Jest to kryminał warty przeczytania!!! Nic w nim nie jest przypadkowe, każda postać ma do odegrania swoją rolę, każdy szczegół w śledztwie ma znaczenie. Duet damsko – męski w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych często się sprawdza. Grabska z Korde sprawdzili się znakomicie!!!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WAB.

Recenzja przedpremierowa: „Sprawa prezydenta” Marc Elsberg

SPRAWA PREZYDENTA

  • Autor: MARC ELSBERG
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 605
  • Data premiery: 27.10.2021r.

Thrillery polityczne warto czytać. Przekonałam się o tym zapoznając się z serią Remigiusza Mroza „W kręgach władzy”. Oczywiście dużo w niej było political fiction, co tylko wzmacniało emocje i zachęcało do szybkiego pochłaniania kolejnych stron. Nie ukrywam, to jedna z moich ulubionych serii tego gatunku. Z zaciekawieniem sięgnęłam więc do pozycji, która dzięki nakładowi @wydawnictwo.wab będzie miała premierę w najbliższą środę, tj. 27 października br. Z autorem „Sprawy prezydenta” Markiem Elsbergiem nie miałam do tej pory do czynienia. Nie znałam jego stylu, najczęściej pojawiających się myśli, czy ulubionych sformułowań. Mimo, że trochę przeraziła mnie obszerność książki (to ponad 600 stron😉) popołudnia z nią spędzone zaliczam do udanych. Trochę pościgów, dużo polityki i międzynarodowej gry, a przede wszystkim kompletna przemyślana fabuła, która nie zawiodła mnie ani razu.

Prawa człowieka to jedno, a Turner na wolności to drugie!” – „Sprawa prezydenta” Marc Elsberg.

W Grecji zatrzymano byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Douglasa Turnera. Aktualnie międzynarodowego specjalisty i suto opłacanego gościa na wielu konferencjach, sympozjach i spotkaniach. Aresztowanie dokonano na polecenie Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze, w trakcie trwającej kampanii wyborczej w USA. Aktualnie urzędujący prezydent kraju ma więc zadanie niemożliwe do zrealizowania. Musi podejmować decyzje, które nie tylko nie zaszkodzą jego reelekcji, lecz także spowodują, że jego sondaże poszybują w górę. Nie jest to łatwe, gdy o walkę do procesu w Hadze staje Dana Marin, dla której ta sprawa staje się osobista.

(…) Przecież nie macie złudzeń, jak to zawsze wygląda. Nikt nie tyka grubych ryb. A oni potem świętują, chrzanią jakieś głupoty o wolności i tryumfie sprawiedliwości…ktoś dostaje jakieś odznaczenia… A my nikomu do niczego nie jesteśmy już potrzebni. Kpią z nas.” -„Sprawa prezydenta” Marc Elsberg.

I tu pojawia się pytanie: Czy amerykański prezydent może czuć się bezkarny? Mam nadzieję, że nie lub raczej mam nadzieję, że tak, ale tylko do pewnego momentu. W tym współczesnym politycznym westernie „Sprawie prezydenta”, poszczególne jednostki wystawione zostają przeciwko całemu systemowi. Przeciwko najbardziej wpływowemu krajowi świata, przeciwko usuwającym się w cień i nie potrafiących podjąć żadnej decyzji przywództwom europejskim, przeciwko wymiarowi sprawiedliwości w samej Grecji, która nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za przekazanie byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych do Hagi. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Wyścig naprawdę emocjonujący. Sprawę śledzimy z kilku stron. Elsberg prowadzi narrację równolegle. Czytamy o przeciwnościach z którymi muszą się borykać przedstawiciele Haskiego Trybunały. Zapoznajemy się z całym mechanizmem władzy i politycznych nacisków, decyzji, które podejmuje albo rozważań amerykański system sprawiedliwości i osoby z otoczenia aktualnego prezydenta. Borykamy się z dylematami greckich sędziów, greckiego Ministerstwa Sprawiedliwości i każdego greckiego policjanta, który nie ze swej woli musi uczestniczyć w tym międzynarodowym „show”. Poznajemy Danę, dla której zbrodnie w Sarajewie odcisnęły piętno na całe lata oraz innych świadków podobnych wydarzeń w Afganistanie, na innych terenach byłej Jugosławii. Dotykamy losów człowieka, od którego zaczęły się kilkuletnie przygotowania do procesu przeciwko Turnerowi, a który chciał pozostać anonimowym. „Wielki brat” patrzy. Nawet z pozoru anonimowego człowieka pociągnie do odpowiedzialności, o czym przekonaliśmy się nie raz śledząc rzeczywiste losy tych, którzy upublicznili tajne niechlubne informacje na temat rządzących Stanami Zjednoczonymi.

Autor świetnie nawiązał do rzeczywistych wydarzeń, sprzed kilku, kilkudziesięciu lat. Odniósł się wielokrotnie do błędnych decyzji rządzących, których wielu kosztowało życie. Wspaniale uwypuklił problem braku anonimowości, przy całej technologii którą dysponują służby wywiadowcze na całym świecie. Rozbroił na kawałki niedoskonałości międzynarodowych traktatów i porozumień, które w obliczu jednego konkretnego człowieka tracą na znaczeniu. Jedni pewnie ocenią fabułę za bardzo rozbudowaną. Mają do tego prawo. Dla mnie jest ona kompletna. Bez pewnych pominiętych aspektów i zdarzeń, możliwe, że obraz nie byłby całkowicie jasny i oczywisty. Możliwe, że czegoś by mi brakowało.

Marc Elsberg potrafił napisać thriller w sposób kompleksowy, nie pozostawiający żadnych złudzeń i nie mający żadnych braków. Niczego mi w tej książce nie zabrakło, każdy wątek został dociągnięty do końca. I tylko zakończenia mi szkoda. Samozwańcza akcja kompletnie mnie nie przekonała.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą przedpremierowo bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WAB.

„Skazani. Historie skrzywdzonych przez system” Ludmiła Anannikova

„SKAZANI. HISTORIE SKRZYWDZONYCH PRZEZ SYSTEM”

  • Autorka: LUDMIŁA ANANNIKOVA
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 295
  • Data premiery: 29.09.2021r.

Każdy gatunek ma swoje prawa. Kryminał musi mieć zagadkę i wielu podejrzanych. Thriller ma nas wciskać w fotel, byśmy potem długo o nim nie zapomnieli. Literatura piękna powinna nas zachwycać estetycznym językiem i stylem. Zaś felietony, raz śmieszyć, raz smucić w zależności od tematu. Jaki ma być reportaż nie do końca wiem, bo nie jest to mój ulubiony gatunek. Słysząc jednak o propozycji @wydawnictwo.wab „Skazani. Historie skrzywdzonych przez system”, która premierę miała 29 września br., pióra dziennikarki śledczej @Ludmiła Anannikova wiedziałam, że będzie to ten reportaż, który koniecznie muszę przeczytać. Od razu Wam napiszę, że decyzja ta okazała się jedną z tych całkowicie trafnych.

Każdy sąd powinien dążyć do tego, żeby wydać wyrok sprawiedliwy, tylko w oparciu o dowody, zgodnie z sumieniem i pełnym przekonaniem. I wierzę, że tak się dzieje. Ale czasami splot okoliczności może być taki, że doprowadzi do pomyłki sądowej” –„Skazani. Historie skrzywdzonych przez system” Ludmiła Anannikova.

I o ten splot okoliczności Autorce chodzi. O tych, którzy odsiadują, bądź odsiedzieli już wieloletnie wyroki lub osadzenia w areszcie na podstawie zeznań świadków, które ze sobą w ogóle nie są spójne. Na podstawie poszlak, domniemań, na podstawie obarczonego błędem okazania. Bez jakichkolwiek udowodnionych w trakcie procesu sądowego motywu, powodu,  czy powiązania z ofiarą lub innymi sprawcami. Książka stanowi zbiór sześciu reportaży. Jest wynikiem wnikliwego, rzetelnego śledztwa dziennikarskiego. Autorka przeczytała kilkaset tomów akt, spotkała się zarówno ze skazanymi, świadkami tamtych wydarzeń, rodzinami ofiar i osadzonych, a także z niezależnymi ekspertami, adwokatami, prokuratorami, policjantami, czy nawet sędzią. Wszystko po to, by takiej mi, czy takiej/emu Tobie pojawiła się refleksja: przecież następna/y mogę być JA!!!

Wszystko, o czym napisała Anannikova mogłoby zdarzyć się zwykłemu Nowakowi, zwykłemu Kowalskiemu. Mogłoby zdarzyć się mi, mojemu sąsiadowi, czy nawet ukochanej babci. Historie nie są wyssane z palca. To prawdziwe zbrodnie, prawdziwe akty oskarżenia, prawdziwe prawomocne wyroki, rzadko kiedy uniewinniające. To prawdziwi ludzie. Ci którzy stracili życie. Ci, którzy dokonali zbrodni. A także Ci, którzy za nie zostali skazani. Pytanie, które pojawiało mi się wielokrotnie w głowie po zapoznaniu się z analizą dowodową zaprezentowaną przez Autorkę: Czy słusznie? To nie system jest winny oskarżaniu na podstawie poszlak, skazywaniu na podstawie zeznań trzech świadków, który każdy mówi coś innego. To nie system zawinił. Winę ponosi zawsze człowiek. Raz będzie to ambitny prokurator, innym razem zmęczony i zniesmaczony kolejną sprawą sędzia, który ze względu na statystyki zrobi wszystko, by ją zamknąć wyrokiem. A kiedy indziej będzie to zwykły śledczy, który nie zabezpieczy śladów, pominie przesłuchanie, błędnie spisze notatkę robiąc oczywistą omyłkę pisarską, która innych będzie kosztowała całe zmarnowane życie. Jak mawiał Seneka Starszy „Błądzić jest rzeczą ludzką” – pełna zgoda. Tylko popierając Autorkę ktoś z tych błędów powinien drugiego rozliczyć i do błędu należy się przyznać, by jak najszybciej go naprawić.

Gdybym miała opisać tą książkę jednym zdaniem, napisałabym: Niezwykle wzruszająca podróż w historie zwykłych ludzi. Ludzi, którzy stracili wszystko, a przede wszystkim wolność. Tych straconych lat nikt im nie odda, nawet wielomilionowe odszkodowanie nie wynagrodzi im tych krzywd. Najbardziej chwyciła mnie za serce opowieść utkana na historii niewinnej śmierci Adama i jego młodszego brata Szymona, w której nic się nie zgadzało, a jednak dwaj mężczyźni odsiadują już dwadzieścia dwa lata wyroki dożywocia. Głębokie ukłony należą się Ludmile Anannikovej za historię Czesława, który w więzieniu odsiedział dwanaście lat „za niewinność”, prawdziwą niewinność. Historia zasłużyła na mój szacunek, jak zresztą cała książka. Napisana została z wyczuciem, z zachowaniem równowagi w zadawaniu pytań i poddawaniu w wątpliwość podjęte czynności, czy decyzje orzekających. Napisana została z wielkim szacunkiem do wszystkich uczestników. Mimo, że temat bardzo zaabsorbował Autorkę, o czym świadczy szeroki zakres badań, nie jest to publikacja jednostronna, z góry postawioną na wstępie tezą, którą Anannikova za wszelką cenę chciała udowodnić. Tak, ta książka wzbudziła we mnie podziw i pozostawiła niespokojną. Przecież następna mogę być JA!!!

Od lat obserwuję wymiar sprawiedliwości i widzę, że gdyby na mnie przypadkiem padło, też zgniłbym w więzieniu. Wszędzie biurokracja.”- „Skazani. Historie skrzywdzonych przez system” Ludmiła Anannikova.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WAB.

Recenzja przedpremierowa: „Boginie” Alex Michaelides

BOGINIE

  • Autor: ALEX MICHAELIDES
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery:29.09.2021r.
  • Data premiery światowej: 15.06.2021r.

Premierowe środy zawsze napawają mnie pewną obawą. Zastanawiam się przed nimi, ile książek będzie wartych przeczytania, ile będzie wartych do zrecenzowania. Jeszcze przed nami dwie wrześniowe, premierowe środy. Jedna z nich to 29 września br., gdy premierę będzie miała książka „Boginie” Alexa Michaelides wydana nakładem @wydawnictwo.wab. Czytaliście poprzednią publikację tego autora „Pacjentkę”? Ja przed momentem skończyłam „Boginie”. Opis Wydawcy tak mnie zaciekawił, że za lekturę tej książki zabrałam się długo przed czasem. Poczytajcie, co o niej myślę😊.

Na terenie St. Christopher’s College w Cambridge dochodzi do morderstwa. Ginie młoda studentka, Tara. Jej koleżanka Zoe zwraca się o pomoc do swej ciotki, londyńskiej psychoterapeutki Mariany specjalizującej się w terapiach grupowych. Z pozoru niewinna, wspierająca wizyta przemienia się w amatorskie dochodzenie. Mariana przekonana jest o winie profesora Edwarda Fosci, który stworzył z kilkoma młodymi, pięknymi studentkami koło bogiń. Bogiń, które wydają się od początku oddane mu bez reszty. Do tego Mariana ciągle wraca myślą do śmierci swego męża, Sebastiana, z którym okazała wsparcie Zoe, jego siostrzenicy po śmierci jej rodziców. Gdzie zaprowadzi Marianę próbę uzyskania odpowiedzi? Gdzie zaprowadzi jej ją własna dociekliwość? Czy dobrze, że odpowiedzi na zadane pytania wreszcie ujrzą światło dzienne?

Książka pisana jest w narracji trzecioosobowej. Dodatkowo autor ujął w niej list mordercy, jakby wycięty z pamiętnika. List, z którego czytamy, co tak naprawdę skłoniło sprawcę do podjęcia decyzji o pozbawieniu innych życia oraz jak wydarzenia z odległej przeszłości odcisnęły na nim niezagojone przez lata piętno. Czytamy o jego fascynacji nienawiścią, śmiercią, bólem. Dowiadujemy się o mechanizmach obronnych, które stosował, by tylko przeżyć, przeżyć po prostu kolejny dzień. Przez prawie całą książkę żal mi było Mariany. Z jednej strony nie rozumiałam jej zachowania, jej próby przechytrzenia Fosci, miejscowej policji i pomoc w odnalezieniu sprawcy morderstwa, czy raczej morderstw. Z drugiej całkowicie rozumiałam jej żal i niemoc po utracie męża, Sebastiana, z którym łączyła ją silna więź. Więź, która została zerwana przez jeden wypadek. Wypadek za który Mariana się obwinia. Sama Mariana nie przypadła mi do gustu, tak samo jak Zoe. Według mnie bohaterowie nie zostali dopracowali wystarczająco wnikliwie. W wielu momentach brakowało mi spójności, konsekwencji w ich przedstawieniu. Mimo, że motyw przewodni niósł ze sobą duży potencjał, został potraktowany po macoszemu. Nic nie znaczące wątki, wrzucani kolejni potencjalni sprawcy, kręcący się wokół zaburzeni pacjenci. Nie, to nie mój klimat, nie mój gust. Oczekiwałam raczej mocnej, wnikliwej analizy z silnym rysem psychologicznym bohaterów. Tym bardziej, że Mariana jest psychoterapeutką, o czym jakby mimochodem autor wspomina w kilku miejscach.

Czas z książką nie był jednak stracony. Czyta się ją bardzo przyjemnie, ma szybkie tempo, przyjemny język bez zbędnych opisów oraz ozdobników. Akcja dzieje się sprawnie, bez zbędnej zwłoki. Nie jest to jednak thriller trzymający w napięciu, raczej to powieść obyczajowa z pobocznym wątkiem kryminalnym. Jeśli ktoś lubi takie połączenia to zachęcam do lektury, z którą można spędzić przyjemnie czas.

Moja ocena: 6/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem W.A.B.

„Wiatr” Igor Brejdygant

WIATR

  • Autor: IGOR BREJDYGANT
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery: 15.09.2021r.

Na ostatnich warszawskich Targach Książki dowiedziałam się, że @Igor Brejdygant autor jest bardzo ciekawym i wszechstronnym człowiekiem. Cytując notkę biograficzną to „Scenarzysta, reżyser, fotograf i pisarz, studiował na Wydziale Produkcji Filmowej i Telewizyjnej PWSFTViT w Łodzi. Napisał scenariusze m.in.do „Zbrodni” (reż. Greg Zgliński), „Prostej historii o morderstwie” (reż. Arkadiusz Jakubik), „Palimpsestu” (reż. Konrad Niewolski) oraz „Paradoksu” (reż. Greg Zgliński, Borys Lankosz i Igor Brejdygant). W cyklu „Szaleńcy Pana Boga” zrealizował dokumenty „Bracia”, „Kazanie nad czarną rzeką” i „Latawiec”.” (cyt. za: Igor Brejdygant). Do tego jest autorem już ośmiu książek. Ja przygodę z Autorem zaczęłam od spotkania osobistego, zaś z jego dziełami od „Wiatru”, który premierę miał dosłownie wczoraj, 15 września. Dzięki współpracy z @wydawnictwo.wab mogę Wam przedstawić moją opinię😊.

(…) Może chodzi o to, że kiedy umierali, byli tam tylko oni i ja. Jakiś rodzaj zobowiązania… Może wciąż tam tkwię i nie potrafię ich opuścić w potrzebie.” -„Wiatr” Igor Brejdygant.

I chyba o to chodziło pisarzowi Wawrzyńcowi Wiślickiemu, gdy jako TOPRowiec podjął się wyjaśnienia zagadkowej śmierci, znanej zakopiańskiej pary; Agnieszki i Piotra Markowskich. W trakcie wycieczki górskiej z Morskiego Oka na przełęcz Szpiglasową zostali porwani przez śnieżną lawinę. Świadkiem tego zdarzenia był właśnie Wawrzyniec. Nie mogąc pogodzić się z brakiem odpowiedzi na zadawane przez siebie pytania rozpoczyna samodzielną próbę dowiedzenia się, co się stało. Wydawca w swym opisie zapewnia, że książka to „(…) To punkt wyjścia historii, w której surowa przyroda Tatr, mroczny góralski folklor i środowisko TOPRowców są zaledwie tłem dla śniegiem i wiatrem osnutej, tajemniczej historii, w której mistrz kryminału brawurowo przekracza gatunkowe granice”.

„(…) przyroda Tatr, mroczny góralski folklor i środowisko TOPRowców” – z opisu Wydawcy.

I to nie wszystko. Do tego ciekawy główny bohater, pisarz o mało popularnym imieniu Wawrzyniec, pasjonat gór, taternik. Pisarz, którego nikt nie bierze na serio, którego indywidualne śledztwo nie jest brane przez organy ścigania pod uwagę. Niepotrafiący uporać się z własnymi uczuciami, niepotrafiący skoncentrować się na jednej kobiecie, odkrywa po kolei następne wydarzenia i dowody potwierdzające, że Markowscy nie znaleźli się pod lawiną przypadkowo. Czy z wypadkiem Markowskich miał coś wspólnego marszand Agnieszki – artystki, malarki? Czy dla rozwiązania sprawy znaczenie miały jej liczne romanse, z byłym uczniem, TOPR-owcem i innymi mężczyznami? Czy wypadek był zemstą na Piotrze za nieskutecznie przeprowadzoną akcję ratunkową na Mnichu sprzed sześciu lat, w której zginęli koledzy z TOPRu? Czy znaczenie miał zaginiony, najlepszy obraz Markowskiej Śniadanie? W trakcie całego czytania zadawałam sobie te pytania. Autor kluczył, mylił mnie podrzucając mi kolejne ślady, które zaprowadziły mnie….do nikąd. Naprawdę do nikąd. A jak pewnie się domyślacie w kryminałach uwielbiam najbardziej te niespodziewane zakończenia. Te z „Wiatru” było jak petarda!  

Ogromny szacunek dla Autora za przedstawienie góralskiego folkloru i z perspektywy rodzin jak Trybunie, Piątki, i z perspektywy samej przyrody, relacji między podhalańczykami a przyjezdnymi, między swoimi a obcymi. Nawet język miejscowych został odzwierciedlony, co dodatkowo stanowi ogromny plus tej pozycji. Brawurowo Autor pociągnął temat relacji damsko – męskich, czy to pomiędzy samymi Markowskimi, czy pomiędzy Wawrzyńcem a Moniką, Wawrzyńcem a Grażyną, Wawrzyńcem a Anią. Czasem wydawały mu się znajome, czasem tylko podobne do kogoś, czasem kompletnie obce. Czasem zachowywały się wobec niego przyjaźnie, a czasem całkowicie chłodno. Do tego obraz silnych, męskich relacji pomiędzy kolegami z TOPRu i pracownikami pensjonatu Halama. Oj, długo bym tak mogła, długo.

Napiszę na zakończenie, że to książka, która pozostawiła mnie w zdumieniu, a to rzadkie u czytelnika pochłaniającego kilkanaście książek miesięcznie. Napisana w bardzo dobrym stylu, spinająca się całkowicie od początku do końca, mimo licznych tajemnic, zagadek, pytań bez odpowiedzi i niedokończonych wątków. Całkowicie popieram opinię Wydawcy, że Igor Brejdygant jest mistrzem kryminału, w którym „brawurowo przekracza gatunkowe granice”. Tak pierwszorzędnie, że chciałoby się książkę przeczytać od nowa, od pierwszej strony. Możliwe więc, że nie tylko przeczytam poprzednie publikacje Autora, lecz wrócę również do „Wiatru”, z którym zaczęłam przygodę z jego twórczością. Czytajcie!!!

Moja ocena: 9/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

Recenzja przedpremierowa: „Gra Luizy” Anna Robak-Reczek

GRA LUIZY

  • Autorka: ANNA ROBAK-RECZEK
  • Wydawnictwo: W.A.B
  • Liczba stron: 288
  • Data premiery: 15.09.2021r.

„Kto czyta książki, żyje podwójnie” –  Umberto Eco.

Zdecydowanie coś w tym jest. Pewnie w życiu każdego z nas przychodzi taki moment, że nie możemy uwierzyć, że życie które toczymy jest naszym własnym. Nie możemy uwierzyć, że to co nas dotyka dzieje się naprawdę. Że czujemy, że żyjemy w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, w jakimś Matrixie. Że to co się dzieje, wydarza się naprawdę. Wtedy tym chętniej sięgamy do książek. Do innych historii, czasem lepszych, czasem gorszych, czasem szczęśliwszych, a czasem jeszcze trudniejszych. Sięgamy, by odciągnąć emocje, zanurzyć się w inne życie, obce życie. W takie całkowicie inne od mojego życie zabrało mnie @wydawnictwo.wab umożliwiając mi przeczytanie premiery z 15 września. „Gra Luizy” Anny Robak-Reczek to historia inna niż wszystkie. To historia psychopatki.

Psychopatki radzącej sobie w życiu. Psychopatki, która po śmierci matki wróciła do swego ojca, Witolda do Polski. Psychopatki poddającej się terapii i będącej dla psychoterapeuty otwartą księgą, z której można czytać ciekawą opowieść. Opowieść o losie trudnym, bezkompromisowym, z wieloma błędami w przeszłości, które kładą się cieniem na aktualne życie. Opowieść o Luizie, która jest inna, niż większość z nas bardziej odważna, bez empatii, bezczelna, potrafiąca wikłać się w tarapaty. To też opowieść o trudnych decyzjach, o trudnych relacjach, które rodzą się w głowie, w umyśle kogoś niezwykle pogmatwanego.

Pierwszy raz przeczytałam książkę, którą główną bohaterką jest osoba cierpiąca na psychopatię i jest tego całkowicie, bezdennie świadoma. Pierwszy raz przeczytałam książkę, w której główna bohaterka jest sobie, mimo choroby, sterem i okrętem, i ten okręt wcale nie tonie. To nowatorskie podejście do tej choroby, nowatorskie podejście do chorych osób. Podróż w osobowość Luizy bardzo mi się podobała. To skomplikowana osoba, idealna na bohaterkę powieści. Jej decyzje momentami wprawiały mnie w osłupienie, inne śledziłam z niedowierzaniem. Czasem ofiara swej choroby, czasem sprawca. Bardzo dobrze Autorka rozbudowała wątek relacji Luizy ze swoim ojcem, trudnej relacji. Relacji, w której wzajemne animozje i zawód rodzicielski przeplatają się z odpowiedzialnością, czasem chorą, czasem podszytą strachem. Motyw Olafa, Mańka, Kamila czy „rodaka z Jackowa” dodał powieści rysu obyczajowego, rysu damsko – męskiego. Ile w psychopatce jest kobiecości, a ile ciągłej walki i potrzeby konfrontacji? Ile uczucia, a ile manipulacji? Te wszystkie elementy Autorka objęła fabułą, te wszystkie kwestie Autorka rozgryzła w bardzo dobry, powieściowy sposób.

To nie powieść paradokumentalna, nie medyczna, to powieść osadzona w pewnej rzeczywistości, która dla Luizy jest mniej trudna, niż dla jej otoczenia. To powieść o zdobywaniu, traceniu, stawianiu czoła swoim demonom. To powieść dla każdego, kto chce przeczytać o kobiecie, świadomej swojej siły mimo swej ułomności. O kobiecie, która mimo wszystko walczy o każdy kolejny dzień. I to, co ważne, napisana bardzo dobrym językiem, prostym, śmiałym.

ps. jedyny minus powieści to okładka. Kompletnie nie w moim guście.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą przedpremierowo bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WAB.