„Sprawa Abrahamczika. W paszczy brunatnej hydry” Monika Kassner

SPRAWA ABRAHAMCZIKA. W PASZCZY BRUNATNEJ HYDRY

  • Autorka: MONIKA KASSNER
  • Wydawnictwo: SILESIA PROGRESS
  • Liczba stron: 184
  • Data premiery: 8.11.2024

Sprawa Abrahamczika. W paszczy brunatnej hydry” to czwarty tom cyklu z radcą  Adolfem Jendryskiem autorstwa @Monika.Kassner.strona.autorska. Opinie o poprzednich częściach znajdziecie również na moim blogu czytelniczym; Sprawa Salzmanna. Trup, którego nie było”, Sprawa Rolnika. Zbrodnia prawie doskonała”, „Sprawa rodziny Tebbe. Kolacja z mumią”. Autorka edukuje (jako historyczka i polonistka😁) o śląskości i jej trudnej historii. Na tegorocznych katowickich Targach Książki miała udaną dyskusję z @Sabina Waszut-strona autorska, która również porusza trudne śląskie tematy, takie jak Tragedia Górnośląska choćby w swej rewelacyjnej powieści „Ogrody na popiołach”. Tematem wspomnianej rozmowy była „Skomplikowana historia Śląska w literaturze”. Ja niezmiernie się cieszę, że dzięki premierze z 8 listopada br. od @Silesia Progress – śląskie wydawnictwo sama mogłam zanurzyć się w tej skomplikowanej historii śląskiej osadzonej w literackiej fikcji, gdzie historia miasta i przeszłość historyczna ma ogromne znaczenie. 

(…) Dlatego rzadko nosił się po cywilu, wolał mundur, który dodawał mu powagi i budził szacunek, a nawet strach. Niczego bardziej nie pragnął jak szacunku, nie gardził również strachem mieszkańców miasta, którzy, widząc nadchodzącego nadburmistrza, schodzili z drogi z wbitymi w chodnik spojrzeniami….” – Sprawa Abrahamczika. W paszczy brunatnej hydry” Monika Kassner. 

Tak nadburmistrza i kreisleitera Maxa Filluscha widzą mieszkańcy niemieckiego miasta Hindenburg w 1934 roku, gdy w swym własnym mieszkaniu życie traci w wyniku postrzału trzydziestodwuletni Leo Abrahamczik; radny i kierownik miejskiej policji. Komisarz kryminalny Josef Juretzki i lekarz sądowy Felix Kominek nie wierzą w samobójstwo. Zastraszeni przez Filluscha, który za śmierć radnego oskarża radcę Adolfa Jendryska rzekomego agenta polskiego wywiadu wspieranego przez brytyjską agenturę w osobie Lotti Dehner, rozpoczynają działania śledcze w sprawie Jendryska, który „(…) dwukrotnie posłużył się hindenburskiej policji: pierwszy raz, kiedy zatrzymał zabójców syna naczelnika Zaborza Antona Rollnika, a drugi tydzień temu, kiedy rozwiązał zagadkę morderstwa w domu inżyniera Wilmara Tebbego…” Wygląda na to, że tym razem problemy, w których znajduje się nazywany przez Lotti Adi są innej wagi. Sam radca występuje nie w roli tropiącego, lecz w roli zwierzyny. Czy uda mu się oczyścić z zarzutów? 

Zaskoczyła mnie Autorka tym, że akcję i czasoprzestrzeń trzeciego tomu osadzonego w dzisiejszym Zabrzu (wyłącznie pierwsza książka „Sprawa Salzmanna. Trup, którego nie było” dzieje się w innym mieście, w rodzinnych Świętochłowicach) umiejscowiła tylko tydzień po wydarzeniach opisanych w poprzednim tomie o tytule: „Sprawa rodziny Tebbe. Kolacja z mumią”.  To chyba jedyna dotychczas część, która tak wprost jest kontynuacją poprzedniej książki z serii. Dotychczas, z tego co pamiętam, poprzednie książki luźno nawiązywały do wydarzeń opisywanych we wcześniejszych częściach. Tym razem jednak stanowią ich pewną kontynuację. Kontynuowanie to jest odczuwalne na wielu płaszczyznach. Po pierwsze w osobie ofiary, z którą Jendrysek miał małą scysję opisaną przy śledztwie w domu dwóch dyrektorów zamieszkiwanym przez rodzinę inżyniera Wilmara Tebbego. Po drugie w osobach innych bohaterów, samych śledczych; Komisarza Juretzkiego i lekarza sądowego Kominka, czy hindenburskich doktorów Santariusa i Schwarzera. W akcję wplątany jest i oczywiście sam Wilmar Tebbe, jego wytrawna gospodyni Martha Dives. Autorka wspomina samego emerytowanego naczelnika Rollnika i księdza Benka, z którymi Jendrysek od swej drugiej kryminalnej sprawy grywa w skata. Oczywiście i w tym tomie nie brakuje Lotti, której przeciwwagą jest sama Adelheid Jendrysek – nazywana wcześniej po prostu Hajdelką😁I tu duża niespodzianka. Hajdelka nie jest tylko spychaną na margines żoną nad wyraz aktywnego radcy. W tej części Monika Kassner oddaje jej więcej pola, nadaje jej ważniejszą rolę, o butności i odwadze nie wspominając. Taka Hajdelka bardziej mi się podoba niż dotychczasowa👍.

Faktycznie Jendryska jest zdecydowanie mniej niż w poprzednich częściach. O dziwo, nie przyszło mi za nim tęsknić. W roli, w którą umiejscowiła go jego Twórczyni również się spisał. Sam kryminalny wątek poprowadzony został w inny sposób, mniej poirotowski, bardziej śledczo-policyjny. W tej części mniej było rozpytywania, podchodów, obserwacji. Więcej typowo policyjnej roboty, myślenia, opierania się na dowodach, szukania. I bynajmniej ta część nie była z tego powodu gorsza od pozostałych. 

Bardzo doceniam wątek podjęty w powieści związany z rozbuchanym już na Śląsku nazizmem. Flagi w familokach są gęściej widoczne. Pozdrowienia Heil Hitler słyszane częściej. Sam Hitler częściej jest wspominany, czy to w prologu przy okazji otrzymania honorowego obywatelstwa Hindenburga czy w akcji umiejscawianej przy Adolf-Hitler-Strasse. 

„- To zbiorowe szaleństwo – westchnął proboszcz – Wszędzie niemieckie flagi i to okropne pozdrowienie. Ostatnio ministranci przywitali mnie w zakrystii, krzycząc „Heil Hitler” (…) 
– Albo jest się przyjacielem narodu, albo jego wrogiem, nic pośrodku – wtrącił naczelnik. – Wrogów i niezaangażowanych należy ścigać i izolować…” – Sprawa Abrahamczika. W paszczy brunatnej hydry” Monika Kassner. 

Wyrazy uznania należą się też za historię opisywanych miejsc. Kassner korzysta z niemieckich nazw po niemieckiej granicy Śląska. W wielu miejscach nawiązuje do nowo wybudowanego gmachu policji, która zresztą jest na okładce książki, mieszczącej się przy Hatzfeldstrasse 10.  Wspomina Bürgerkino und Casino, sklep spożywczy Bruno Hobeisela przy Glückaufstrasse 25 czy salę bankietową Haus Metropol, w której umiejscowiła kilka zdarzeń. Uwielbiam to odwzorowanie miejsc prawdziwie historycznych w powieściach Moniki Kassner😁. Uwielbiam jak Autorka uczy mnie historii, w inny, bardziej przystępny sposób. Musicie wiedzieć, że o SS i SA w tej części jest sporo. A ja nawet nie wiedziałam, że w ówczesnym Zabrzu istniała tak rozbudowana komórka oddziałów szturmowych Sturmabteilungu (SA) wespół z grupami Schutzstaffel (SS). Według  Wiki SA to „tworzone w Republice Weimarskiej w 1920 bojówki do ochrony zgromadzeń partyjnych, a następnie oddziały masowej organizacji wojskowej Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP). Sturmabteilung było głównym narzędziem terroru niemieckiej partii nazistowskiej w walce z bojówkami i sympatykami innych ugrupowań politycznych (głównie komunistami). Zaś SS to „oddział ochronny[a] NSDAP”) – paramilitarna i początkowo elitarna niemiecka formacja nazistowska, podległa Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP), (…) powstały w 1923 roku z pierwotnego Stosstrupp Adolf Hitler – oddziału mającego chronić Adolfa Hitlera przed ewentualnymi atakami ze strony mało zdyscyplinowanych oddziałów SA.” Ze zdziwieniem dowiedziałam się więc, że SA było pierwsze i to ono stało się zalążkiem idei formacji SS. Mundury były inne, czego doświadczyłam sięgając do zasobów internetowych, jak i obowiązuje emblematy obu formacji. Aż mi przyszło na myśl, że rozwinięcie wątku współistnienia tych dwóch organizacji na jednym „rynku nazistowskim” mogłoby się okazać niezłym literackim doświadczeniem. 

Akcja powieści dzieje się w kilku dniach. Rozpoczyna się prologiem, w którym z nocy z czwartku na piątek 2 listopada 1934 roku umiera tytułowy Leo Abrahamczik, a kończy wydarzeniami opisanymi w jedenastym rozdziale osadzonych w piątek, 9 listopada tegoż samego roku. Narracja jest typowo Kassnerowska. Szybka, nie monotonna. Akcja dzieje się w tempie. Język jest prosty, jasny. Zawarte w przypisach tłumaczenia ze ślónskij godki pięknie pomagają mniej wprawionemu czytelnikowi. Niektóre sformułowania przywoływany uśmiech na mej twarzy. I choć Jendrysek ze swymi przygodami stracił trochę na swej unikatowości (jest to jednak już czwarta część cyklu) to czas spędzony z niedawną premierą uważam za całkowicie udany i cieszę się, że ktoś takie książki pisze, o nich mówi, i ktoś je wydaje.   

Hanysy, Gorole, Krojcoki, Basztardy czy Pnioki, Krzoki i Ptoki, Ślōnzoki i inne Niy braty, niy swaty czytajcie Monikę Kassner. Jej książki są okazją do poznania historii miejsca, w którym żyjecie, w którym się tylko urodziliście lub które chcecie poznać w całkiem innej przystępnej formie. W formie szybko czytających się kryminałów retro ! 

Udanej lektury !

Ach i mój ulubiony cytat z książki: 

(…) Zwłoki są jak porzucona odzież..(…) Umarli już ich nie potrzebują.” – Sprawa Abrahamczika. W paszczy brunatnej hydry” Monika Kassner. 

Moja ocena: 8/10

Książka wydana została przez Wydawnictwo Silesia Progress.

Recenzja przedpremierowa: „Papier, kamień, nożyce” Alice Feeney

PAPIER, KAMIEŃ, NOŻYCE

  • Autorka: ALICE FEENEY
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 343
  • Data premiery w tym wydaniu: 13.11.2024
  • Data premiery światowej: 19.08.2021

Alice Feeney napisała powieść, którą czytałam w 2021 roku pt. „Zabójcza przyjaźń”. Książka bardzo mi się wtedy podobała. Otrzymując egzemplarz jej najnowszej powieści pt. „Papier, kamień, nożyce” od Czwarta Strona Kryminałuliczyłam na kolejną udaną przygodę z prozą tej autorki. I nie zawiodłam się 😁. Książka, która będzie debiutować dopiero w najbliższą środę premierową jest warta Waszej uwagi. 

(…) Czas potrafi zmieniać związki, podobnie jak morze zmienia kształt linii brzegowej.” – Papier, kamień, nożyce” Alice Feeney.

On – Adam: pisarz, autor wielu scenariuszy pisanych na podstawie poczytnych horrorów i kryminałów autorstwa Henrego Wintera odludka wśród pisarzy. 

Ona – Amelia: pracująca w schronisku dla psów na Battersa, uwielbiająca bardziej towarzystwo zwierząt od książek.  

Oni – państwo Wright: przeżywający kryzys w małżeństwie. Zdaniem Amelii będący „(…) niezłymi w grę pozorów” i twierdzącej, że „ludzie zwykle widzą to, co chcą widzieć. Ale za zamkniętymi drzewami pan i pani Wright od dawna się nie dogadują.” 

Gdy Amelia wygrywa w firmowej loterii weekend w Szkockiej posiadłości w Blackwater małżonkowie wybierają się na romantyczny weekend, zgodnie z zaleceniem ich terapeutki. Niestety sprawy przybierają dziwny obrót. Na terenie ośrodka gubi się ich pies, labrador Bob, a niektóre pomieszczenia zdają się odwzorowywać ich miejsce zamieszkania. Sytuacja wydaje się dziwna, choć Wright’owie wzbraniają się przed powrotem, bo przecież;

Gdyby wszystkie historie kończyły się happy endem, nikt nie miałby powodów, żeby zaczynać od nowa. A w życiu chodzi o wybory, o składanie się na powrót w całość, gdy się rozsypiemy. Bo przecież każdemu zdarza się rozsypać. Nawet tym, którzy udają, że nie….” – Papier, kamień, nożyce” Alice Feeney.

Prozopagnozja (z gr. πρόσωπον prósōpon = „twarz” + ἀγνωσία agnōsía = „niewiedza”) – to zaburzenie percepcji wzrokowej, polegające na upośledzeniu zdolności rozpoznawania twarzy znajomych lub widzianych już osób, a w niektórych przypadkach także ich wyrazu emocjonalnego, przy niezaburzonej percepcji wzrokowej innych obiektów.” (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Prozopagnozja ). Nie bez powodu przytaczam w recenzji ten trudny termin. Okazuje się, że jeden z głównych bohaterów powieści – Adam właśnie cierpi na to zaburzenie, które w niektórych sytuacjach okazuje się zbawieniem, a w innych przekleństwem. Alice Feeney wykorzystała jednak w sposób przemyślany i bardzo umiejętny tę niedyspozycję Pana Wrighta. Sytuacje, w których wspomina o jego deficycie zostały napisane lekko, bez naukowych dywagacji i idealnie do kontekstu. To pierwsza z głównych zalet tej powieści. 

Tych zalet jest jednak znacznie więcej. Bardzo podoba mi się konstrukcja powieści. Książka składa się z zatytułowanych rozdziałów. Narracja pisana jest naprzemiennie w pierwszej osobie z perspektywy Adama i Amelii. Tę relacyjność autorka ujęła we fragmenty zatytułowane ich imionami. Do tego gdzieniegdzie pojawiają się listy pisane przez małżonkę Adama w kolejne rocznice ich ślubu.  Listy niewysłane. Listy ukazujące wzloty i upadki pary. Uwielbiałam te fragmenty wyjątkowo. Każdy z nich w tytule i w prezencie rocznicowym nawiązywał do nazwy kolejnej rocznicy (np. papierowej) i każdy rozpoczynał się słowem roku, trudnym, rzadkim z powołaną definicją, jak dla miłośników słów przystało. Ciekawym wątkiem okazała się wprowadzona postać do powieści; Robin, która również została sportretowana – tym razem jednak w narracji trzecioosobowej – w rozdziałach zatytułowanych jej imieniem. Podobnie jak Samuel Smith, o którym Feeney wspomina w ostatnim rozdziale zatytułowanych „Sam”. Te postaci okazują się kluczowe. 

Sama intryga zachwyciła mnie formą, treścią, językiem i rozwiązaniem. Wszystko od początku do końca było przemyślane, napisane z atencją i rozmysłem. Miałam wrażenie przy czytaniu, że żadne zdanie nie jest przypadkowe, co rzadko odczuwam w stosunku do brytyjskich czy amerykańskich autorów thrillerów. Doceniam pomysł i wykonanie. Podobał mi się wątek z ojcem Robin, z rodzicami Amelii, matką Adama i z jego wiecznie niezekranizowanym scenariuszem. Wgłębiając się w relacje małżonków dominowało we mnie przeświadczenie, że zobrazowano ją w bardzo ujmujący i realistyczny sposób. Trudno było negować patrzenie na związek przez Adama i z punktu widzenia Amelii. Rozumiałam ich w 100%. Postać żony odzwierciedlona w niewysłanych listach rocznicowych do męża również miała dla mnie ogromne pokłady prawdziwości. Jak to w wieloletnich związkach z reala, wszystko co działo się pomiędzy parą będącą głównymi bohaterami wydawało się być prawdziwe i zobaczone w szerszym kontekście całkowicie uzasadnione. 

Zdecydowanie pozycja zasługująca na Waszą uwagę!!! Nie przegapcie tej interesującej szaro-czerwonej okładki. Nie przegapcie tego tytułu!!! Specjalnie dla Was powtórzę go jeszcze raz: „Papier, kamień, nożyce” autorstwa Alice Feeney. 

Moja ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Ostatni pisarz” Marek Krajewski

OSTATNI PISARZ

  • Autor: MAREK KRAJEWSKI
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • Liczba stron: 368
  • Data premiery: 23.10.2024

Marek Krajewski zadziwił mnie już trzykrotnie. Po raz pierwszy przy czytaniu „Demonomachii”, którą w opinii z 2022 roku oceniłam 10/10 😁. Zachwyciła mnie nowa, mroczna, diaboliczna wręcz strona narracji Pana Marka z motywem religijnym w tle. Książkę do tej pory uważam za bardzo udaną pod kątem serwowania czytelnikom czegoś nowego, innego, z czym będą się musieli zmierzyć. Lubię takie nieplanowane wychodzenie z mej czytelniczej strefy komfortu.  Następnie Autor zachwycił mnie swoją profesjonalną i pod kątem aktorskim, i autorskim 😉, o głosie nie wspomnę, odsłoną sceniczną w trakcie Katowickich Targów Książki. I w tym roku Autor będzie na Scenie Głównej w dniu 9.11.2024 o godz. 13:00. Zachęcam. Warto Pana Marka posłuchać na żywo👏. Dowiedziałam się wtedy, że Krajewskiego nie tylko warto czytać. Warto też go słuchać, oglądać i można, co rzadkie, wejść z nim w dialog😏. Autor jest bardzo przystępny dla swych czytelników. Po raz trzeci Krajewski mnie zdziwił książką „Ostra”, która jest pierwszą publikacją rozgrywającą się współcześnie. Premiera z 23 października br. wydana nakładem Wydawnictwo Znak pt. „Ostatni pisarz” to czwarte zaskoczenie, które serwuje mi mój ulubiony twórca kryminałów retro (bo od przygody z Mockiem i Popielskim rozpoczęła się moja przygoda z tym prozaikiem). Nie ukrywam, że z lekką obawą sięgnęłam do tej powieści. Niby moje pierwsze razy z Markiem Krajewskim nie są złe, ale jako nie czytająca nigdy Lema „pierwsza futurystyczna powieść kryminalna” może okazać się jednak nie dla mnie…. 

– Czyli dwadzieścia dwa lata temu (…) jeden człowiek pisze po koptyjsku: „Chwała ci, władco otchłani bez ptaków”, i zabija kobietę. A dwa lata temu inny człowiek krzyczy po koptyjsku to samo: „Chwała ci, władco otchłani bez ptaków”. Po czym zabija mężczyznę. Obaj zabójcy się nie znali, a co ważniejsze, nie mieli pojęcia o języku koptyjskim…” – Ostatni pisarz” Marek Krajewski.

Jaki mają związek ze sobą te dwa wydarzenia i powielane w języku koptyjskim to jedno zdanie z nimi, musi dowiedzieć się aktualnie przebywający na emeryturze policjant, który w sprawie sprzed ponad dwudziestu lat zdaniem skazującego sądu nie złapał właściwego sprawcy. W roku 2077 społecznością wstrząsają morderstwa, które wymagają wytłumaczenia. Sprawcy szuka wspomniany śledczy. Interesuje się nim i Kamil Skryptor, ostatni pisarz prawdziwy, autentyczny i jego mocodawca, medialny magnat Tymon Petri, a także doktor Steć marzący o scenicznej karierze i emerytowany profesor filologii klasycznej Patryk Mrugalski. Każdy z innego powodu, wszyscy jednak bez wyjątku chcą wiedzieć, kto stał za śmiercią młodego Franka C., a później Natalii Pidhrebenniuk z Krakowa, Kacpra Hebdy w Saharaville i Oliwiera Nejmana w Warszawie. 

Bo musisz wiedzieć Czytelniku bloga, że „(…) w roku trzydziestym dziewiątym powstały Stany Zjednoczone Europy, czyli składająca się z trzystu stanów Paneuropa, a dwa lata później upadł reżym Aleksieja Putina, syna Władimira Putina, osławionego tyrana i okrutnika, który rozpętał trzecią wojnę światową. Wtedy to głównodowodzący Paneuropejskich Sił Zbrojnych polski generał Maksymilian Kropiwnicki postawił zwycięską stopę na Kremlu, po czym nastąpił rozbiór Rosji. Góry Ural stały się granicą pomiędzy Chińską Republiką Ludową a marionetkowym państwem zwanym Paneuropejskim Protektoratem Rosji…. ” – Ostatni pisarz” Marek Krajewski.

I tak historia się rozpoczyna w pierwszym rozdziale. Od przedstawienia sytuacji, kontekstu, w którym czytelnik będzie się obracać. A nie jest to proste dla nie – fanów science fiction. Dla mnie poruszanie się wśród smartajów, jezusów, chemseksu, tajnych solonarracjach, transeli, technotłumaczeniach, autonach, logomachiach, technotemidach i innych wynalazkach przyszłości okazało się trudniejsze, niż początkowo myślałam. Faktem jest, że cała powieść jest spójna. Nowym sformułowaniom Krajewski był wierny do końca i możliwe, że za kilka lat będziemy książkę traktować jako swoiste proroctwo. Wystarczy przypomnieć sobie serial Jetsonowie, gdzie teleporady, praca zdalna czy szkoła zdalna wydawały nam się absurdem wytwórni Hanna-Barbera, a okazały się realiami niedalekiej tak całkiem przyszłości. Możliwe, że i będzie tak z tymi wszystkim wymyślnymi jak na moje dzisiejsze gusta technowynalazkami opartymi na zaawansowanej AI lub jak kto woli SI. I za tą spójność doceniam Autora. 

Książka podzielona jest na zatytułowane rozdziały. Jest ich łącznie czternaście. W epilogu, którego akcja dzieje się w roku 2079 sześć lat po wydarzeniach, w których ogromną rolę odegrała Hilary mówiąca w języku z traktatu, który odkryto ledwo co rok wcześniej od sceny opisanej w ostatniej części Krajewski nie odpuścił sobie nawet zaciekawienia czytelnika na nową, w samej końców. Moim zdaniem nakreślił historię, jej zarzewie, która mogłaby stać się kanwą kolejnej powieści z tego gatunku. A wydawało mi się, że opowieść pisana z perspektywy emerytowanego policjanta w częściach zatytułowanych „Z pamiętnika starego policjanta” i fragmentach relacjonujących kolejne etapy śledztwa i okoliczności z nim związanych mnie przekonały, scaliły się w jakieś sensowne wytłumaczenie, z którym pozostałam na końcu. Po przeczytaniu epilogu okazało się jednak, że mi się tylko wydawało…. 

Mimo, że Krajewski stworzył nowomowę, opisał nowe nie istniejące do tej pory wynalazki, wymyślił nowe zawody, zakwestionował stare, język, w którym napisał powieść jest jednak bardzo literacki. Zdania są przemyślane, rozbudowane. Z części pamiętnikowych zwraca się bezpośrednio do Czytelnika pisanego przez duże „C” opisując nie tylko wydarzenia, poszczególne sytuacje, czynności śledcze, lecz wrażenia, myśli, dywagacje o istniejącej, nowej rzeczywistości. Dając w ten sposób szansę odbiorcy na poznanie tego nowego świata. Poszczególni bohaterowie, również ci drugoplanowi, są przemyślani. Autor, co się zdarzało w poprzednich jego książkach, kreśli często cały aspekt postaci, w wielu momentach wracając nawet do pochodzenia czy do wydarzeń z dzieciństwa, jakby chciał wytłumaczyć kim się stali i dlaczego. To cechuje prozę Krajewskiego i to w nim lubię. Że nie pozostawia mnie z domysłami, że dopowiada. 

Ostatni pisarz” to książka nietuzinkowa. Moja pierwsza z gatunku fantasy, futurystyki przyszłości. Tu nie chodzi o magię, o walkę dobra ze złem. Tu chodzi o to, co kiedyś stać się może naszą przyszłością. Tu chodzi o pragnienie bycia wysłuchanym. O chęć snucia powieści dobrych jakościowo i mających swoich wiernych odbiorców. To opis pogoni za życiem, które już minęło, do przeszłości bez AI lub SI wszechobecnej w każdej dziedzinie życia. Dla mnie ta proza to coś całkowicie nowego, innego. Chętnie porozmawiam o niej przy okazji z jej Autorem😊. 

Czytaliście Lema? Jeśli tak to Krajewski w tej odsłonie jest dla Was, jak znalazł!!! 

Moja ocena: 7/10

Egzemplarzem recenzenckim obdarowało mnie Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję.

„Pogorzelisko” Przemysław Żarski

POGORZELISKO

  • Autor: PRZEMYSŁAW ŻARSKI
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Cykl: ALEKSANDRA LAZAR (tom 2)
  • Liczba stron: 350
  • Data premiery: 9.10.2024

Książki Przemysław Żarski – autor czytam od lat. Pierwszy tom cyklu z Podkomisarz Olą Lazar również przeczytałam. Opinię o książce „Grzęzawisko” przeczytacie na moim blogu. Wydawnictwo @Czwarta Strona Kryminału sprezentowało mi wyśmienitą kontynuację serii pt. „Pogorzelisko”, która debiutowała na początku października. Czytaliście? 

Po nocnej popijawie w klubie ginie od kul Grzegorz Ignaczak. Były milicjant, pięćdziesięciosześcioletni mężczyzna, który miał za sobą bogatą kryminalną przeszłość. Błażej Uryga prowadzi śledztwo wraz z Podkomisarz Aleksandrą Lazar, która do tej pory nie potrafi wyrwać się z traumy po utraconych trzydzieści lat temu w pożarze rodzicach. Kolejno odkrywane wątki śledztwa prowadzą policjantów w stronę wydarzeń z roku 1986. Co łączy śmierć Ignaczaka z 2019 roku z PRL -owską szkołą, w której zaginął jeden z uczniów o nazwisku Olejnik. O którego bardzo martwiła się jego wychowawczyni Pani Wierzbicka, osobiście przepytująca uczniów po domach o zaginionego kolegę.

Żarski bardzo umiejętnie napisał kontynuację pierwszego tomu. Podobnie jak poprzednio oprócz wątku kryminalnego w książce silnie niosą się echem osobiste, prywatne demony śledczych i Urygi, i Lazar. Jest motyw ich dzieci. Jest wątek ich skomplikowanej relacji. Jest temat utraconych w tragicznych okolicznościach bliskich. To wzbogaca kryminalny aspekt opisanej przez Autora historia. 

Co do samego wątku kryminalnego to jest dość rozbudowany. Narracja prowadzona jest naprzemiennie. Czytelnik zanurza się w kolejne kroki śledztwa, kolejne teorie i tezy, które się nie sprawdzają. Jednocześnie Autor przeskakuje do wydarzeń z 1986 roku, gdy na drodze ginie przypadkowo młoda kobieta, a po okolicy biegają kilkunastoletni chłopcy, których wtenczas częściej można było spotkać na dworze niż aktualnie😏. Są żądni wrażeń. Ciekawi świata. Do tego Żarski obnaża PRL-owski mechanizm milicyjny, który bardzo sprawnie funkcjonował w ówczesnym świecie z perspektywy PRL-owskiego bossa Jakuba Kleina. Zimnego, wyrachowanego, działającego bez mrugnięcia oka. Którego syn Dawid okazał się postacią tragiczną, podobnie jak jego wnuk. Bardzo zaskoczyło mnie 

zakończenie z Urygą. Jakby Autor chciał, bym dodatkowo doceniła jego powieść tym wątkiem. Świetnie została zobrazowana postać nauczycielki Wierzbickiej. To chyba jedyna tak pozytywna, od początku do końca literacka osoba. 

To książka o odkupieniu win dzieci. O ich chronieniu ponad wszystko, mimo wszystko. To książka też o pomszczeniu rodziców. To również książka o samotności, odrzuceniu i udawaniu, że nic się nie stało. Trochę o próbie życia „po”, co rzadko kiedy się udaje. To też pozycja o wilkach w owczych skórach, o takich niby bohaterach. Zresztą o tym najlepiej opowie Wam sam Przemysław Żarski w części „Od autora”. 

Pamiętajcie o tej pozycji, o tym tytule. Pamiętajcie o „Pogorzelisku”. I pamiętajcie także, że

– Prawda nie zawsze wyzwala. Czasem jest ciężarem, jak przywiązana do nogi kula, która ściąga cię na dno…” –Pogorzelisko” Przemysław Żarski.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

„Gra kłamstw” Ruth Ware

GRA KŁAMSTW

  • Autorka: RUTH WARE
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 420
  • Data premiery w tym wydaniu: 9.10.2024
  • Data premiery światowej: 15.06.2017
  • Data 1. wydania polskiego: 12.02.2019 ( pod tytułem „Gra w kłamstwa”) 

Gra kłamstw” Ruth Ware to szósta książka tej autorki, o której przeczytacie na moim blogu. Poprzednie to: „Pod kluczem”, „Śmierć Pani Westaway”, „Jedno po drugim”, „Ta dziewczyna” oraz „Dzień zero”. Autorka umiejętnie komponuje fabułę, w której znaczenie mają relację głównych bohaterów. Często też osią powieści są kobiety. A ja jako kobieta, o kobietach czytam chętnie. Książki Ruth Ware wydaje Czwarta Strona Kryminału. Wydawnictwu przy tej okazji dziękuje serdecznie za egzemplarz recenzencki premiery z 9 października br. 

To historia czterech przyjaciółek, która zaczęła się dawno temu, w szkole z internatem w Salten House To historia Kate wychowywanej przez ojca, szkolnego nauczyciela rysunku. Mieszkającego w zabytkowym młynie wraz z bratem przyrodnim Luciem. To historia Fatimy, aktualnie odnoszącej sukcesy lekarki, mającej dwójkę dzieci: Nadię i Samira. To też historia o Thei, która nie potrafiła zwalczyć w dorosłym życiu swych demonów i pozostaje samotna. I to historia Isy, która aktualnie cieszy się macierzyństwem i opieką nad swą kilkumiesięczną córeczką Freyą. Ale przede wszystkim jest to historia samego ojca Kate, Ambrose’a Atagona, do którego nikt z uczniów nie mówił „Proszę pana” i który zaginął siedemnaście lat temu.

Bardzo podobał mi się pomysł z tą najważniejszą z gier, grą kłamstw. Idealnie autorka wplotła ten wątek w kryminalny aspekt historii związany z zaginięciem ojca będącego jednocześnie nauczycielem szkolnym. Sam Ambrose jawił mi się przez całą powieść jako wolny duch, człowiek bez barier, bez zasad, bez reguł. Taki ktoś, kto – przyznać muszę – nie powinien pracować z młodzieżą. Niepokojące były również motywy związane z rysunkami dziewczyn, które pojawiały się od czasu do czasu w powieści. Ciągle zastanawiałam się, jakie będą miały znaczenie. To dobry zabieg autorki wprowadzający thriller na wyżyny.

Zasady obowiązujące w grze prowadzonej przez dziewczyny stały się kanwą całej konstrukcji książki. Publikacja składa się, co mi się wyjątkowo podobało, z pięciu rozdziałów zatytułowanych kolejnymi zasadami, które brzmią: „Pierwsza zasada: ZMYŚL COŚ”, „Druga zasada: TRZYMAJ SIĘ SWOJEJ WERSJI”, „Trzecia zasada: NIE DAJ SIĘ PRZYŁAPAĆ”, „Czwarta zasada: NIGDY NIE OKŁAMUJCIE SIĘ NAWZAJEM” i „Piąta zasada: WIEDZ, KIEDY PRZESTAĆ KŁAMAĆ.” Ciekawi Was jak się w to gra? Mam nadzieję, że tak. Sięgnijcie więc do książki zatytułowanej „Gra kłamstw” Ruth Ware i dowiedzcie się na czym polegały tytułowe rozgrywki i kto w nich był wygranym, a kto przegranym. Bo to naprawdę dobrze napisana historia. Przemyślana od początku do końca, choć… 

Nie ukrywam, że gdyby nie pojawiające się tu i tam błędy stylistyczne czy literówki to ocena byłaby wyższa. Niestety z obowiązku muszę Was o nich powiadomić. Mam nadzieję, że przy następnym wydaniu korekta poprawi te bękarty😉👍. Nawet w tym temacie miałam dyskusję z moją przyjaciółką, która stwierdziła, że powoływaniu takich drobnych potknięć w recenzji jest bez sensu. Nie wiem czy się z nią zgodzicie. Pewnie każdy ma inny punkt widzenia. Ja czasem wzmiankuję o konkretnej nieścisłości licząc na to, że wyczulę Wydawcę na niego. Jak na przykład w rozdziale „Czwarta zasada. Nigdy nie okłamujcie się nawzajem”:

Freya znów marudzi, więc podejmuję decyzję. – Nie wydaję dziś, Luc. Nie będę w ciągu nocy ciągnąć Freyi i bagaży….”  – Gra kłamstw” Ruth Ware. 

Zamiast oczywiście: „Freya znów marudzi, więc podejmuję decyzję. – Nie wyjadę dziś, Luc.”….”

Powrót do traumatycznych wydarzeń sprzed siedemnastu lat to idealny motyw przewodni każdej powieści w gatunku thrillera. Tak jest i tym razem. Nie ukrywam, że książka mi się podobała, a drobne korekcyjne nieprawidłowości nie odebrały mi przyjemności z czytania. Spróbujcie sami zanurzyć się w historię czterech przyjaciółek, które spotykają się po latach. I spotykają się nieprzypadkowo! 

Moja ocena: 7/10

We współpracy z WYDAWNICTWEM CZWARTA STRONA.

„Frania Tańska i Kolekcjoner Widmo” Maja van Straaten

FRANIA TAŃSKA I KOLEKCJONER WIDMO

  • Autorka: MAJA VAN STRAATEN
  • Cykl: FRANIA TAŃSKA (tom 2)
  • Wydawnictwo: LIRA
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 7.08.2024 

O książce „Frania Tańska i Kolekcjoner Widmo” autorstwa Maja van Straaten (Wydawnictwo LIRA) będącej drugim tomem serii (pierwszy to: „Frania Tańska i tajemnica zaginionego obrazu”) ostatnio dyskutowałam z moją przyjaciółką😊 😉, która zastanawiała się czy warto w mych postach publikować opinie o książkach przeczytanych w ramach własnych, prywatnych planów czytelniczych w większości dzięki dostępowi do Legimi. Macie opinię na ten temat? Ja stoję na stanowisku, że jeśli warto podzielić się książką z jakiś powodów (tematu, stylu, bohatera itd.) to powinno się to robić. Może komuś z Was zachce się przeczytać publikację, o której mowa, a promowanie czytelnictwa jest zawsze w cenie😏. Tym bardziej, że „Franię Tańską i Kolekcjonera Widmo” polecam Wam z pełną świadomością. Ten tom bardziej spodobał mi się niż poprzedni. 

Maja van Straaten zabiera czytelników w tym tomie na wykopaliska archeologiczne i to nie byle gdzie, tylko do……. Nie, nie do Egiptu, choć i tak myślała sama główna bohaterka powieści. Tym razem Frania Tańska wyrusza z profesorem Gąsowskim, kierownikiem wykopalisk na Kujawy, gdzie zostaje zatrudniona w roli rysowniczki dokumentującej prace w terenie. Do Frani dołączają znudzeni warszawskim życiem przyjaciele; Leontyna Nowicka, zwana Lolą i importujący wino Tokaj ze swych rodzinnych Węgier Sándor Bercsényi. Frania wsparta przez profesorskiego asystenta Huberta Trach – Turowicza zatapia się w kolejną intrygę kryminalną, w której stawką są cenne trofea archeologiczne i najprawdziwszy skarb, o którym legenda krąży w Radziejowie i jego okolicach od wieków.  

Ależ się ubawiłam przy czytaniu tej części. Naprawdę😁. Zdecydowanie celniej Autorka tym razem trafiła w moje gusta i moje poczucie humoru. Bawiły mnie sceny, przykładowo scena z uwolnieniem Balatona, którego podjęła się Tańska, jak i wizyta samej hrabiny ministrowej Eleonory Hardt na posterunku policji i świetne dialogi. Mała próbka jak niżej: 

(…) Wzruszenie wywołane odzyskaniem mojego kompana, którego byłem pewny, bezpowrotnie postradałem, rzuciło mi się na wzrok….” – Frania Tańska i Kolekcjoner Widmo” Maja van Straaten.

Do tego ciekawie wykreowani bohaterowie z różnych warstw społecznych. Wspomniana w poprzedniej recenzji przeze mnie Marynia otrzymała tym razem dwóch kompanów, jeden Chmiel, a drugi Piwko, którzy stanowili przeciwwagę dla wysoko postawionego towarzystwa stanowiącego trzon opowieści. O Toni, jedynej chemiczce w Warszawie i ciotkach rezydentkach w dworku w Ustroniu nie wspomnę😉. Wszyscy jednak warci są zapoznania w tym literackim świecie.

Co do intrygi kryminalnej to nie ukrywam, że Kolekcjonera Widmo nie byłam w stanie odkryć.  Autorka tak kluczyła, tak podrzucała tropy, że ja się niestety nie rozeznałam. Okazuje się, że nie wystarczy czytać kryminały, by nabrać biegłości w odkrywaniu prawdy. Bez wątpienia jednak Frania Tańska się rozwija. Nie jest już młodą trzpiotką, raczej dojrzewa pociągając za sobą kolejne przygody, o których mile się czyta. Dojrzewa też jej Twórczyni, sama Maja van Straaten, która dopracowała i pomysł, i styl, i bohaterów, a tworzenie nowych postaci – jak widzę – nie nastręcza jej trudności. Uwielbiam kryminały retro, nawet w gatunku „cosy crime”, a postaci kobiece w tej międzywojenne scenerii. Zdecydowanie książka dla mnie! Polecam, czytajcie. Może i Wy polubicie Franię Tańską z jej całą ekipą. 

Zwróćcie również proszę uwagę na wydanie. Wydawnictwo LIRA naprawdę postarało się, by książki z serii o Tańskiej Franciszce cieszyły oko na naszych półkach bibliotecznych. Moim zdaniem te dwa tomy idealnie sprawdzą się jako prezent dla kogoś lubiącego czytać i pragnącego w ten sposób mile spędzać swój wolny czas. 

Moja ocena: 8/10

Książkę wydało Wydawnictwo LIRA, a ja spędziłam z nią miły wieczór dzięki dostępowi do Legimi.

„Grzesznik ze Strehlen” Tomasz Duszyński

GRZESZNIK ZE STREHLEN

  • Autor: TOMASZ DUSZYŃSKI
  • Cykl: GLATZ (tom 5)
  • Wydawnictwo: SINE QUA NON
  • Liczba stron: 464
  • Data premiery: 23.10.2024

Serii „Glatz” nie czytałam wcześniej. Jakoś mnie te poprzednie tomy ominęły😉. Kryminały retro, co do gatunku znam i uwielbiam. Szczególnie za sprawą Marka Krajewskiego😁. Samego Tomasz Duszyński również poznałam z punktu widzenia jego twórczości dzięki prześwietnej publikacji pt. „Fenomen z Warszawy”. Z radością więc zaczęłam czytać premierę z zeszłego tygodnia pt. „Grzesznik ze Strehlen” od Wydawnictwo SQN, która jest piątym tomem wspomnianego powyżej cyklu. 

Kapitan Wilhelm Klein mieszkający aktualnie w Strzelinie ze swą partnerką Agnes i jej synem Ralphem zostaje poproszony przez miejskich notabli o wsparcie lokalnej policji w poszukiwaniu porwanej córki bogatego Essnera o wdzięcznym imieniu Sophie. Sprawa schwyconej Sophie przypomina współpracującemu z Kleinem wachmistrzowi Tobiasowi Hulce o sześciu porwanych lata temu młodych dziewczętach czeskiego pochodzenia, w tym o jego przyjaciółce z dzieciństwa Eliśce. Klein po odnalezieniu Sophie już wie, że te dwie sprawy są ze sobą związane. Nie bez przyczyny w miejscu „(…) w którym przetrzymywano Sophie, Klein odnalazł na ścianie wyryte imię Agnes. Tynk na podłodze świadczył o tym, że ten napis powstał niedawno.” 

I chyba samemu Autorowi Sophie z Agnes się lekko pomyliły🤪, gdy w rozmowie Kleina z nadwachmistrzem Hansem Bauerem pada imię porwanej Agnes zamiast Sophie (czytając na Legimi to 44 strona). 

„- Jakie są pana najbliższe plany względem śledztwa? – zapytał. Będzie pan chciał porozmawiać z rodzicami Agnes? Jej przyjaciółki i narzeczonym?
– W tej chwili nie jest to konieczne. Zapoznam się z notatkami policjantów i….
– Oczywiście – Bauer nie krył rozczarowania. Może spodziewał się jakichś bardziej spektakularnych propozycji Kleina….” – Grzesznik ze Strehlen” Tomasz Duszyński. 

A przecież narzeczonego Mathiasa ma Sophie, nie Agnes, bo Agnes to kochanka samego Kleina, o której porwaniu nic nikomu nie wiadomo😉. Taki drobny błąd logiczny, omyłka oczywista pisarska w imieniu bohaterek a potrafi namieszać. Mam nadzieję, że przy następnym reedycji ten maleńki błąd zostanie poprawiony👍. 

Wracając do ubiegłotygodniowej premiery to Duszyński w „Grzeszniku ze Strehlen” oddał cały kunszt kryminału retro. Są i liczne wątki historyczne, jak chociażby wspomnienie o; 

Hulka powiedział to szczerze. Czesi, którzy osiedli w okolicach Strzelina wiek temu, wciąż żyli w pewnej izolacji. Bracia Czescy zajęli kilka wiosek na południe od Strzelina, parali się tkactwem i rolą….” – Grzesznik ze Strehlen” Tomasz Duszyński. 

Jest wiernie oddane nawiązanie do ówczesnego życia. Autor wspomina przykładowo: gazetę „Strehlener Kreis- Und Stadtblatt”, sklepy kolonialne, funkcjonującą prawdziwie kawiarnię i cukiernię Georga Rothera (dawna) Ring Cafe und Conditorei Georg Rother. Stanowiska policyjne również mają swoją historyczną nazwę. Dzięki temu czytelnik rozeznaje czym różni się nadwachmistrz od wachmistrza i kim są asystenci policyjni. 

Do tego świetnie wykreowani śledczy z dawnych lat. Sam Klein i jego kompan, który go wspiera w działaniu wachmistrz Franz Koschell, który wiernym czytelnikom cyklu znany jest z poprzedniego tomu, a którego działania wespół z kapitanem Kleinem do tej pory wybrzmiewają w rodzinnym Kłodzku. Ich postaci idealnie wkomponowują się w gangsterski świat, który również znalazł swoje miejsce w powieści. 

Do tego wszechobecny mrok, brud i ciemnota. Brak więzi rodzinnych i przemoc domowa. A także ciężka praca, mimo wszystko, by żyć. 

„Wiele zawdzięczał bestii. Zdał sobie z tego sprawę pośród szaleństwa wojny, gdy ludzi od zwierząt nie odróżniało zupełnie nic. Każdy chciał jedynie przetrwać, za wszelką cenę, a wszechobecne okrucieństwo i śmierć wszystkim spowszedniały….” – Grzesznik ze Strehlen” Tomasz Duszyński. 

Bez wątpienia jest to bardzo dobry kryminał retro. Bardzo podobała mi się postać Kleina. Nie ukrywam, że polubiłam też Kulkę z jego siostrą Marthą i samego wachmistrza Franza Koschella. O psie śledczym, Florze nie wspomnę. Duszyński dość, że przedstawił sprawną historię kryminalną (tak naprawdę z trzema wątkami; Sophie, czeskich dziewcząt i samego Kleina) to jeszcze osadził tropiących sprawców w ich środowisku domowym. W przypadku Kleina mamy dom z Agnes i jej synem, w przypadku Koschella czytelnik poznaje jego żonę Barbarę i jego dzieci. Tak jakby chciał zwrócić uwagę czytelników, że przecież nawet najbardziej bezwzględny „pies tropiący” może mieć koło siebie kochające stado, o które dba przede wszystkim. 

Polecam Wam zdecydowanie powieść „Grzesznik ze Strehlen” Tomasza Duszyńskiego, o ile lubicie mroczne klimaty z ciekawą historią kryminalną. Nie tak oczywistą, jakby się mogło pierwotnie wydawać. Czytajcie!!!  

Moja ocena: 8/10

Moją opinię o książce przeczytaliście dzięki współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non.

„Poradnik grzebania kotów” Mika Modrzyńska

PORADNIK GRZEBANIA KOTÓW

  • Autorka: KAREN M. MCMANUS
  • Wydawnictwo:ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 302
  • Data premiery: 1.10..2024

W ramach współpracy recenzenckiej z Zysk i S-ka Wydawnictwo zapoznałam się z kolejną premierą października pt. „Poradnik grzebania kotów”. @Mika Modrzyńska jest autorką już wielu publikacji. Ja z jej książkami nie miałam do tej pory do czynienia więc chętnie zaczęłam czytanie powieści z gatunku „cosy crime”, której główną bohaterką jest wielbicielka podcastów kryminalnych powracająca z zagranicy po latach do rodzinnej mazurskiej Brzózki. 

Stefania Miałkowska jaka jest to każdy widzi🤪. A cytując jej charakterystykę z powieści to: 
=>„Stefania nienawidzi rozmawiać z obcymi. Gdyby mogła, całe życie spędziłaby w zaciszu swoich czterech ścian…” 
=>Oboje z kolegą Adamem są „(…) niedojrzali, tak samo niedostosowani do społeczeństwa, na którego obrzeżach żyją; wciąż szukają swojego miejsca na świecie i obojgu zajmuje to nieco więcej czasu niż innym”. 
=>„(…) Wszystkie rozmowy prowadzone przez Stefanię są niezręczne – dlatego jej ulubione rozmowy to te, w których może siedzieć pod ścianą i do nikogo się nie odzywać.” 
=>Parafrazując „Podobno po bliższym poznaniu staje się znośniejsza.” 
=>„Jako nastolatka pisała wiersze i to filozofowanie zostało z nią, zawsze czające się gdzieś na obrzeżach myśli, nie do pozbycia.” 
=>„W Stefanii walczą dwa wilki – hiperaktywny, który nie potrafi porzucić nieskończonego zadania w połowie, gdy tylko raz się na nim zafiksuje, oraz antyspołeczny, któremu bateria towarzyska wyczerpała się dwie godziny temu…” 
=>„Nie lubi rzeczy niemówionych bezpośrednio i wprost, bo łatwo się w nich zgubić”. 

Tak skomplikowana postać jest główną bohaterką kryminalnej fabuły ze zbrodnią sprzed lat w tle, która na nowo staje się tematem numer jeden w małej społeczności, gdy zostaje odnalezione ciało zaginionej Martyny, jej koleżanki. Stefcia i jej przyjaciółki, Zonia i Joanna zaintrygowane odkryciem zaczynają się nim interesować. Do prywatnego śledztwa dołącza sąsiad Stefanii, Wincenty, któremu działania sąsiadki wyjątkowo przypadają do gustu. Czy morderca „trzynastoletniego podlotka z wypłowiałym beżowym swetrze” zostanie wreszcie zdemaskowany? 

Mika Modrzyńska mieszkająca w Nowej Zelandii publikowała już w wielu gatunkach. Pisze literaturę dla młodzieży, kryminały, fantastykę. Mnie dość spodobała się postać głównej bohaterki lekkiego kryminału o dość przewrotnym tytule „Poradnik grzebania kotów”. Od razu zaznaczam, że motyw z grzebanym kotem oceniam za bardzo udany😁. Celowo na wstępie zacytowałam kilka jej charakterystyk byście sami przekonali się jak wielowymiarowa jest to literacka bohaterka. I mimo, że wątek zaginionej trzynastoletniej mieszkanki małej mazurskiej miejscowości nie jest lekki to sposób, w jaki opisała go Autorka powoduje, że książkę zaliczam do propozycji na przyjemny wieczór. I styl. I tempo. I użyty język, a przede wszystkim ciekawa główna bohaterka powodują, że publikację czytałam z przyjemnością. 

Książka składa się z prologu, epilogu i dwudziestu pięciu ponumerowanych rozdziałów. Narracja jest trzecioosobowa, głównie skoncentrowana na działaniach Stefci. Jej prywatne, w wielu miejscach nieudolne śledztwo obfituje w gagi sytuacyjne i nieporozumienia. Autorka sprytnie wykorzystała cechy książek z gatunku „cosy crime”, które swą lekkością zachwycają i powodują, że chce się je czytać jeszcze. 

Nie jest to może arcydzieło. Choć podobał mi się wyjątkowo wątek Joanny. Zaś sam sprawca miałam wrażenie to tak trochę jakby „ni pies, ni wydra” (tj. nic na niego nie wskazywało). Na plus wspomniana już co najmniej dwukrotnie w recenzji Stefcia, Zonia i postać Wincentego. Ona jakby bardzo chce, a przede wszystkim chce się dowiedzieć, co tak naprawdę stało się z jej koleżanką z podstawówki Martyną. Jedna z jej przyjaciółek jest jej przychylna. On znowu jakimś dziwnym trafem podąża jej śladem. Taki trochę zawadiacki team, który pcha się tam, gdzie nie powinien. Całkiem przyjemny. 

Moja ocena: 7/10

Za możliwość zapoznania się z lekturą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

„W głąb” Katarzyna Bonda

W GŁĄB

  • Autorka: KATARZYNA BONDA
  • Wydawnictwo: MUZA
  • Seria: JAKUB SOBIESKI. TOM 5
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 23.10.2024

W głąb” to piąty tom serii o Jakubie Sobieskim autorstwa Katarzyna Bonda od Wydawnictwo MUZA SA. Wszystkie poprzednie tomy cyklu zostały przeze mnie przeczytane. Opinie o nich przeczytacie na moim blogu czytelniczym😊. Zachęcam ponownie do zapoznania się z tą serią: „O włos”,  „Ze złości” „Do cna” oraz „Na uwięzi”. Pani Kasia Bonda z ostatnich lat to gwarancja udanej rozrywki. Jej kryminały czyta się szybko, a prędka akcja i wątki śledztwa nie nużą i nie wloką się niemiłosiernie. Lubicie takie książki? 

Prywatny detektyw Jakub Sobieski zajmuje się kolejnym, nudnym zamówieniem. Śledzi żonę klienta, gdy zostaje poproszony przez Adę o zajęcie się sprawą podejrzenia o morderstwo kilkunastoletniej Gabrysi Gajdy, która do siebie każe mówić Ryś, córki przyjaciółki Ady znajdującej się na dziecięcym całodobowym oddziale psychiatrycznym. Sobieski wkracza w świat publicznej placówki medycznej, w której nie ma miejsca na indywidualne podejście do dziecka, a sama profesor Beata Kiryluk prowadząca ośrodek za wszystkie niepożądane sytuacje w nim mające miejsce obwinia młodych pacjentów czy ich opiekunów. Wydaje się, że młoda Róża, która straciła życie w placówce może nie być jedyną ofiarą. Sobieski zaczyna przejmować się losem Anastazji. Czy jej zapięcie w pasy bezpieczeństwa ma coś wspólnego ze śmiercią Róży i oskarżeniem Rysia? 

(…) Wszyscy, którzy zginęli mieli w sobie jakiś rodzaj dobra, empatii i miłości. Zasługiwali na nią i jej pragnęli. Zamiast tego dostali śmierć…” – W głąb” Katarzyna Bonda. 

Akcja dzieje się w kolejno następujących po sobie dniach. Śledztwo nie toczy się długo. Wszystko rozgrywa się od 13 lutego do 25 lutego. Autorka oznacza w poszczególnych fragmentach publikacji miejsce i czas akcji, dzięki temu czytelnik nadążą za jej narracją i nie gubi się w wartkiej akcji. Książka składa się z czterech zatytułowanych części, „Podejrzana”, „Ofiara”, „Mistyfikacja” i „Sprawca”. Bardzo ciekawym wątkiem urozmaicających narrację był przytoczony blog „Porcelanowe aniołki” i wpisy z niego. Jak się dowiedziałam z części „Posłowie” blog o takiej nazwie istniał kiedyś naprawdę. Podobnie jak bardzo pozytywna postać księdza Jana Aleksandra Żmudzińskiego, który wolontariacko pracując na dwóch oddziałach szpitalnych (onkologicznym i psychiatrycznym) jako „Dobry Anioł” pomaga dzieciom.  W realu ten „Dobry Anioł” nazywa się Paweł Copar i mieszka w Bydgoszczy. To on stał się inspiracją dla tego bohatera powieści.

Ogromny plus za podjęcie tematu dysforii płciowej. Nie do końca konsekwentna wydawała mi się postać profesor Beaty Kiryluk, konserwatywnej religijnej dyrektorki szpitala. W części toczącego się śledztwa wydawała się zamknięta na jakiekolwiek możliwości potencjalnych zaniedbań ze swej strony czy jej personelu, jakby kompletnie straciła zdrowy rozsądek i szerszą perspektywę. Sama mówiąca, że (…) To rodzaj mody. Dzisiejsza młodzież wymyśla Bóg wie co, bo nie ma dobrych wzorców. Nikt tym dzieciakom nie postawił granic, nie znają dyscypliny…” W końcówce natomiast przyznając się do pewnych niedociągnięć wyszła, trochę mi nie pasując do swej osoby z początku, na dyrektora odpowiedzialnego, zaangażowanego i pamiętającego przede wszystkim lekarską przysięgę Hipokratesa. Dość szybko, jak dla mnie, przeszła przeobrażenie. Tę książkę cechuje mnogość bohaterów, zarówno wśród przebywającej młodzieży w szpitalu, aktualnie i w przeszłości, jak i personelu. Jasności nie dodają liczne poboczne działania Sobieskiego wśród rodziny pacjentów. Nie wiem czy ktoś w rzeczywistości rozmawiałby tak otwarcie z prywatnym detektywem. Nie ukrywam trochę gubiłam się w tych relacjach. 

Sama Katarzyna Bonda w „Posłowiu” jednoznacznie wskazuje, że podjęte wątki w tym kryminale detektywistycznym nie są przypadkowe. Temat psychiatrii dziecięcej. Problem dystrofii płciowej czy innych zaburzeń psychiatrycznych, a także niemoc opiekunów i nieudolność państwa wynikają z idei przybliżenia czytelnikom tego tematu. Zdaniem Autorki; 

(…) Wierzę, że jeśli będziemy o tym mówili, coś zacznie się zmieniać. Ta książka powstała także po to, żeby wzbudzić dyskusję, zszokować i pokazać od środka, jak to jest, kiedy jeden z członków rodziny choruje.” – W głąb” Katarzyna Bonda.

Moim zdaniem ten cel Bonda osiągnęła. Ze zdziwieniem czytałam o opisanych nadużyciach, które wzbudzały we mnie skrajne emocje w zależności od tematyki. A wielowątkowość tego zagadnienia szokuje. To naprawdę ekscytująca powieść z drugim dnem, który warto odkryć, by zobaczyć, jak coś funkcjonuje naprawdę i do czego może prowadzić. Książka zdecydowanie w stylu ostatnich publikacji Autorki👍.  

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

„Zeznanie” John Grisham

ZEZNANIE

  • Autor: JOHN GRISHAM
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 512 
  • Data premiery w tym wydaniu: 25.09.2024
  • Data 1. wyd. pol.: 7.06.2011
  • Data premiery światowej: 26.10.2010

25 września br. wydana została nakładem Wydawnictwo Albatros szósta powieść Johna Grishama, o której przeczytacie na moim blogu czytelniczym. Poprzednie to: „Wyspa Camino”, „Wichry Camino”, „Czas łaski”, „Bractwo” oraz „Lista sędziego”. „Zeznanie” światową premierę miało czternaście lat temu. Okazuje się jednak, że thrillery prawnicze Grishama są ponadczasowe. Historie w nim opisane są wieczne. I sprawcy, i ofiary, i prawnicy, i sędziowie nie za bardzo się zmieniają wraz z upływem lat. 

(…) Nigdy nie było przypadku, żeby detektyw albo prokurator zostali postawieni w stani oskarżenia za pomyłkę sądową. (…) Można wnieść przeciwko nam pozew cywilny, ale to bardzo mało prawdopodobne. Poza tym jesteśmy ubezpieczeni przez miasto. Przestań się martwić. Jesteśmy teflonowi.” –Zeznanie” John Grisham. 

I trochę o tym jest ta niedawna premiera książkowa. O tym jak bezkarni czują się sędziowie, prokuratorowie, gubernatorzy, czy sędziowie przysięgli skazując kogoś na śmierć. O tym jak miło można spędzić czas na polu golfowym lub na spotkaniu biznesowym z głównym sponsorem kampanii gubernatorskiej przeszłej i przyszłej, gdy do podania środka wywołującego śmierć w celi śmierci pozostało niewiele czasu, a prawnicy skazanego bombardują wszystkie organy nowymi dowodami. To wszystko Grisham opisał z punktu widzenia Donté Drumma, chłopaka osadzonego na dziewięć lat z perspektywy czterech ostatni dni jego życia oraz jego rodziny i zespołu prawników występujących po dwóch stronach barykady. Skazanego za Travisa Dale’a Boyette’a, który po diagnozie śmiertelnego glejaka dzieli się z pastorem Keithem Schroederem informacją, że tak naprawdę tylko on wie, gdzie znajduje się ciało białej dziewczyny, cheerleaderki Nicole Yarber, zaginionej w 1998 roku. 

Życie Robbiego, tak jak jego osobowość, było chaotyczne, bulwersujące – tkwił w stałym konflikcie ze sobą i z innymi – ale nigdy nie było nudne. Za plecami często nazywano go Robbiem Furiatem. A kiedy pił coraz więcej, doszło do tego Robbie Flaszka. Jednak pomimo rozgardiaszu, kaców, szalonych kobiet, afer z nieuczciwymi współpracownikami i chwiejnej sytuacji finansowej, na przekór lekceważącemu stosunkowi do niego władz miasta, Robbie Flak co rano docierał do budynku dawnej stacji kolejowej z mocnym postanowieniem, że poświęci ten dzień walce dla dobra prostych ludzi. I nie zawsze czekał, aż oni go znajdą. Jeśli dobiegły go słuchy o jakiejś niesprawiedliwości, często z własnej inicjatywy wskakiwał do samochodu i jechał, by się tym zająć. Ten niezmordowany zapał do wojowania ze złem doprowadził go do najsłynniejszej sprawy w jego karierze zawodowej.” – „Zeznanie” John Grisham. 

Choć Robbie Flak, który broni Drumma do samego końca nie jest może prawnikiem urzekającym jak Matthew McConaughey grający Jake’a Tylera Brigance w „Czasie zabijania”, filmie z 1996 roku. I w jednym, i w drugim utworze zobrazowano sprawdzające się motywy; rasizm, białą ławę przysięgłą występującą w sprawie czarnego oskarżonego, zadufanego w sobie prokuratora i niesprawnie działający amerykański system sprawiedliwości. Lecz w przypadku „Zeznania” dochodzi jeszcze dyskusja i wewnętrzne rozdarcie w sprawie kary śmierci i tego, ile w ten sposób niewinnych osób straciło życie. 

John Grisham ciekawie skonstruował ten thriller. Książka składa się z 43 rozdziałów i trzech części. Rozdziały są ponumerowane zaś części zatytułowane. Kolejne tytuły to: „Zbrodnia”, „Kara” i „Oczyszczenie”. W wielu miejscach pisarz przedstawił obrazowo nastroje panujące w Teksasie, który „lubi zabijać ludzi”. Zobrazował obłudę tych, co powinni domniemywać niewinności do samego końca. Zakończenie jest bardzo ciekawe. Nie tak oczywiste jakby się mogło wydawać. Grisham z werwą przedstawił walkę Flaka do końca o odroczenie kary śmierci, by można byłoby zbadać prawdomówność umierającego na glejaka Boyette’a. Dużo się więc dzieje, a napięcie wzrasta ciągłym przypominaniem czytelnikowi, ile jeszcze zostało czasu skazanemu na karę śmierci przed jej wykonaniem. 

(…) Zegar na ścianie, jedyny który się liczył, wskazywał siedemnastą czterdzieści trzy…” – „Zeznanie” John Grisham. 

Pastor Keith Schroeder powiedział; „(…) Taka już jest natura ludzka. Kiedy konfrontujemy się z własną śmiertelnością, myślimy o życiu wiecznym…” I o ile obecność pastora w fabule ze względu na pomysł na nią wydaje się w pełni uzasadniona. To kompletnie nie rozumiem skąd myśl Grishama, by tak bardzo ją rozbudować. Dla mnie Schroedera było zdecydowanie za dużo. Tak samo jak fabuły i wątków, które toczyły się po dniu, w którym wykonano karę śmierci. Ostatnie 150 stron praktycznie przemęczyłam. 

Moja ocena: 6/10

Książka powstała we współpracy z   Wydawnictwo Albatros.