„Pół na pół” Steve Cavanagh

PÓŁ NA PÓŁ

  • Autor:STEVE CAVANAGH
  • Seria: EDDIE FLYNN (TOM 5)
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 12.07.2023r.
  • Data premiery światowej: 23.01.2020r.

Cenię Steve’a Cavanagha szczególnie za powieść „Wkręceni” (recenzja na klik), którą czytałam w 2019 roku w trakcie upalnych wakacji. Jeśli nie mieliście tej książki jeszcze w ręku, koniecznie po nią sięgnijcie. Niech też zaskoczy Was i fabuła, i jej finalne rozstrzygnięcie 😊.

Co do postaci Eddie Flynna to nie mam z nią za dużego doświadczenia. Mimo, że „Pół na pół”, które debiutowało 12 lipca br. dzięki @WydawnictwoAlbatros to piąty tom cyklu, ja z tym bohaterem spotkałam się tylko przy okazji czwartej części z 2020 roku zatytułowanej  „Trzynaście” (recenzja na klik). Poprzednich trzech tomów niestety nie czytałam ☹.

(…) pomagam im opowiedzieć ich historię na sali rozpraw, żeby sędzia zrozumiał, dlaczego to zrobili, i poznał okoliczności łagodzące. Nie bronię morderców, którzy chcą wyjść na wolność. To nie jest moja bajka.” -„Pół na pół” Steve Cavanagh.

Tak mówi i tak się widzi Eddie Flynn, manhattański adwokat karny. Ale czy tak jest naprawdę? Czy zawsze mu się zdarza bronić tylko niewinnych….

(…) Dźgnięty pięćdziesiąt trzy razy…” nożem, były burmistrz Frank Avellino ginie w swojej sypialni. W tym samym momencie na numer alarmowy dzwoni Alexandra Avallino i Sofia Avallino. Jedna z łazienki, druga z sypialni. I jedna, i druga obwinia swą siostrę o morderstwo. Eddie Flynn podejmuje się obrony Sofii. Jego przeciwnikiem zostaje partner znanej kancelarii, Theodore Levy. Czy walka tych dwóch, doświadczonych prawników doprowadzi do skazania prawdziwej morderczyni?

Ha! Niczego Wam nie powiem, niczego nie zasugeruję. Nie dowiecie się, jak to było, jak to się stało i która z sióstr okazała się faktycznie winna😊.

Dowiecie się natomiast, że po książkę warto sięgnąć. Po pierwsze bardzo dobrze i szybko się ją czyta. Podoba mi się jej konstrukcja. Thriller składa się z dwóch części, w które układają się kolejno ponumerowane rozdziały zatytułowane imionami poszczególnych bohaterów. W rozdziałach „Eddie” i „Ona” na czytelnika czeka narracja pierwszoosobowa. O dziwo, na co możemy liczyć w przypadku tego autora, narracja „Jej” jest tak poprowadzona, by wywieźć czytającego na przysłowiowego manowce. I prawie się mu to udaje. Natomiast Edie relacjonuje ze swej perspektywy podejmowane działania. Pokazuje blaski i cienie amerykańskiej palestry. Obnaża rządzące nią prawa. Dużym zaskoczeniem, oczywiście pozytywnym było dla mnie czytanie o zasadach funkcjonujących wśród policjantów, prawników, prokuratorów i ich przeciwników – adwokatów. Te sposoby komunikacji, dogadywanie, przekazywanie informacji zostało bardzo dogłębnie odzwierciedlone. Zapewne na podstawie własnej praktyki adwokackiej autora, co zawsze dobrze stanowi o opisanych w książce faktach. W przypadku rozdziałów „Harry”, czy „Kate” mamy do czynienia z narracją trzecioosobową. Ten dualizm. Nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie urozmaica czytanie, a utrzymywanie porządku i chronologii zdarzeń pozwala na spojrzenie na toczące się wydarzenia z różnych perspektyw. Do tego pamiętnik Franka. Pamiętnik ofiary…

Po drugie ciekawy początek, sama fabuła kryminalnej intrygi. Nie spotkałam się w literaturze z podejściem opartym na równoczesnym oskarżeniu dwóch osób, blisko ze sobą spokrewnionych, o to samo morderstwo. Sam pomysł, by obie siostry znalazły się w jednym miejscu o tym samym czasie, gdy ich ojciec umierał, okazał się bardzo interesującym zamiarem wzbudzenia skutecznie, przynajmniej w moim wypadku, emocji i zaciekawienia już na samym początku.

Jedynie zawiódł mnie wątek Kate Brooks. Dobrze się rozwijała ta postać. Dojrzewała. Dzięki obserwacji i własnym spostrzeżeniom Kate zaczęła podążać w innym, niżby się mogło na początku wydawać kierunku. Niestety, w okolicy 300-tnej strony zaczęła mi się wydawać za lukrowa, za cukierkowa, za idealna, za nierealna. Samo też zakończenie wątku z nią związanego kompletnie zbiło mnie stropu. Czytając myślałam; naprawdę !!!

Bez względu na moje osobiste spostrzeżenia jedno musicie wiedzieć; po książkę warto sięgnąć. „Pół na pół” okazał się interesującym thrillerem prawniczym wprowadzającym czytelnika w meandry nowojorskiej palestry. Książka nie tylko dla prawników. Książka dla każdego, kto lubi trzymające w napięciu początki, po których nie zawsze im dalej w las jest łatwiej😉. Udanej lektury!!!

Moja ocena 7/10

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Ptaki i inne opowiadania”   Daphne du Maurier

PTAKI I INNE OPOWIADANIA

  • Autorka: DAPHNE DU MAURIER
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: SERIA BUTIKOWA
  • Liczba stron: 301
  • Data premiery w tym wydaniu: 8.02.2023r.
  • Rok pierwszego wydania polskiego: 1997r
  • Rok premiery światowej: 1952r. przez Gollancz  jako „The Apple Tree: A Short Novel and Many Long Stories”.  Ponownie wydana przez Penguin w 1963 roku pod obecnym tytułem.

Ależ się rozczytałam w publikacjach autorstwa Daphne du Maurier od @WydawnictwoAlbatros😊. Aż trudno uwierzyć, że „Ptaki i inne opowiadania”  to piąta pozycja tej autorki przeze mnie zrecenzowana na moim blogu. Jeśli nie znacie twórczości literackiej (nie wspominam o ekranizacjach 😉) tej autorki to zerknijcie na poprzednie recenzje jej dorobku; „Rebeka”, „Moja kuzynka Rachela”, „Oberża na pustkowiu” oraz „Kozioł ofiarny”.

W Wikipedii przeczytałam, „(…) autor Frank Baker uważa, że du Maurier splagiatowała jego powieść The Birds (Ptaki) z 1936, w swoim własnym opowiadaniu o tym samym tytule z 1952 r. Du Maurier pracowała dla wydawcy Bakera Petera Llewelyna Daviesa w czasie, kiedy ten przedstawił mu swoją książkę.. Kiedy The Birds Hitchcocka, oparte na historii du Maurier zostało opublikowane, Baker rozważał wytoczenie kosztownego procesu przeciwko Universal Studios, zostało mu to jednak odradzone”. Bez względu, czy plagiat, czy nie dreszczowiec z 1963 roku o tytule „Ptaki” reżyserii Alfreda Hitchcocka wyniósł Daphne du Maurier na wyżyny ulubionej autorki mistrza kina. A ciekawych opowieści w zbiorze krótkich form wydanych przez Wydawnictwo Albatros jest sporo.

W tytułowym opowiadaniu zachwyciła mnie postać Nata walczącego o przeżycie swoje, swojej żony i dzieci. To faktycznie bardzo dobrze utkana historia, w której du Maurier stworzyła napięcie kreśląc obrazy jak z horroru. Do tego zachowanie innych mieszkańców. Ogromne niezrozumienie sytuacji. Wielka nadzieja, że nic złego się nie stanie.

Ogromnym zaskoczeniem było dla mnie „Monte Verità” krajobrazowa góra ze swoimi tajemnicami. Tu autorka zastosowała narrację pierwszoosobową. Dzięki bezpośredniej relacji narratora mogliśmy poznać tragiczną historię Viktora, który pochowany w dolinie u stóp góry „(…) ma spokój. Zachował swoje marzenia.”. Szczęśliwy początek historii Anny i Viktora zamienił się w mordęgę, w której towarzyszył Viktorowi jego najbliższy przyjaciel. A sama opowieść została przedstawiona z perspektywy kilkudziesięciu lat od wydarzeń, które wywarły wpływ na młode małżeństwo. Mistycyzm, tajemnica, kobiecość. To cechy tego opowiadania.

Ależ ubawiłam się czytając opowiadanie „Jabłonka”. Całkowicie zaskoczona kierunkiem, w którym podążyło opowiadanie zapoznałam się z ciekawym podejściem do wieloletniego związku małżeńskiego, oczekiwaniom otoczenia, a prawdziwymi spostrzeżeniami wdowca ze starym drzewem w tle. Do tego postaci starego ogrodnika i służącej. Ciekawe podejście do tematu, przyznaję…

Warto zwrócić Waszą uwagę na opowiadanie zatytułowane „Prowincjonalny fotograf”. Autorka idealnie w nim zobrazowała brytyjską socjetę. Znudzoną bogatą mężatkę, z dwoma córkami u boku, w trakcie spokojnych wakacji. Wieje nudą u jednych, gdy dzieje się tragedia u drugich.  Co ciekawe Daphne du Maurier nie chciała, by historia kulawego fotografa zakończyła się wraz z końcem jego niespełnionych marzeń dając w końcówce dużą rolę osobie jego niepełnosprawnej siostry. Ciekawe, co pomyślały o tej historii dumne, angielskie matrony i młode arystokratki?

Nostalgia wywołana została przy czytaniu „Pocałuj mnie jeszcze raz”, a szczególnie we fragmencie: „Kiedy zjawił się autobus, wskoczyła przed wszystkimi, a ja po nich: nie miałem zielonego pojęcia dokąd jedzie, ale mało mnie to obchodziło. Weszła na górę, usiadała z tyłu i ziewnąwszy zamknęła oczy.” Kiedyś dawno temu byłam w Wielkiej Brytanii. Kiedyś dawno temu, wraz z mymi dziećmi też wbiegałam na piętro czerwonego autobusu, który mknął ulicami Londynu. Kiedyś dawno temu, też mogłam być obiektem westchnień jakiegoś mężczyzny przypadkowo spotkanego. Albo i nie…. Ciekawy pomysł z interesującym zakończeniem. Coś na zasadzie: nie wszystko złoto, co się świeci.

I ostatnie, szóste opowiadanie o tytule „Stary” to jakby wisienka na torcie. Prawdziwe zaskoczenie. Nawet narracja jest trochę inna. Zdarzenia relacjonuje bohater obserwujący Starego i jego rodzinę. Spotykający ich. Przyglądający się im bardziej lub mniej z ukrycia. Próbujący zinterpretować ich zachowanie, ich postępowanie, ich motywy. Zastanawiający sposób patrzenia na świat został w przypadku tej opowieści zaprezentowany. Nie taki oczywisty, jakby się mogło wydawać. Nie taki jasny.

Nie ukrywam, że „Stary” to moje ulubione opowiadanie z całego zbioru. Możliwe, że z tego powodu, iż z podobną historią spotkałam się po raz pierwszy. To du Maurier pokazała mi inny punkt widzenia, który nigdy w sposób naturalny nie byłby moim udziałem. I chyba o to chodzi w czytaniu opowiadań, że każde z nich w zbiorze jest jak tajemnicza czekoladka z pudełka, której smak jest dla nas zaskoczeniem. Nigdy nie wiemy, co się wydarzy. Nigdy nie podejrzewamy, co nas spotka.

Opowiadania czytać trzeba lubić. Opowiadania czytać trzeba chcieć i umieć. Ja od jakiegoś czasu czytam je całkowicie odrębnie, nie jedno po drugim. Dzięki temu potrafię zapamiętać znacznie więcej, a każdą historię traktuję jak odrębną krótką formę, którą czasem bardzo długo pamiętam.

Moja ocena: 8/10

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od  Wydawnictwo Albatros, za co bardzo dziękuję.

„Bez planu B” Andrew Child, Lee Child

BEZ PLANU B

  • Autorzy: ANDREW CHILD, LEE CHILD
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Seria: JACK REACHER. TOM 27
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery: 12.04.2023r.
  • Data premiery światowej: 25.10.2022r.

Przygodę z braćmi Child (Andrew i Lee) w serii o Jacku Reacherze zaczęłam od 25 tomu zatytułowanego „Strażnik” (recenzja na klik). Premiera poprzedniego tomu o tytule „Lepiej już umrzeć” (recenzja na klik) miała miejsce w marcu 2022. W tym roku przyszła kolej na polskim rynku wydawniczym, dzięki zaangażowaniu @WydawnictwoAlbatros na 27 tom serii pt. „Bez planu B”.

W tragicznym wypadku ginie Angela St. Vrain zamieszkała w Winson, matka około trzyletniej dziewczynki, pracownica więzienia. Przypadkowym świadkiem zdarzenia jest Jack Reacher przebywający w okolicy, przemierzający Stany Zjednoczone w swojej wieloletniej samotnej wędrówce. Przypadkowość dla Reachera równa się 100% spostrzegawczość. To właśnie Reacher zauważył, że Angela została delikatnie wepchnięta pod jadący autobus. To Reacher od razu dowiedział się, że to nie było samobójstwo, ani przypadkowe potknięcie. Goniąc za nieznanym mężczyzną w kapturze, którego spostrzegł na miejscu wypadku staje się właścicielem tajemnicy Angeli, u której w torebce znalezione zostało zdjęcie wraz z datą.

Czytając historię o Jacku Reacherze zastanawiam się ile bohater miałby lat, gdyby się starzał. Praktycznie w każdej kolejnej części, a jest ich prawie trzydzieści Reacher jest ciągle taki sam. Emerytowany, sprawny śledczy żandarmerii wojskowej.  Coraz bardziej przypomina mi Supermena. Coraz mniej prawdziwego człowieka. Jakże tu czytać bez przymrużenia okiem o wygranym starciu z samochodem marki BMW 😉.

Co do fabuły tej sensacyjnej powieści to niczym nie zaskakuje. Ot typowa kolejna część o Jacku Reacherze, którego ukochały miliony czytelników na całym świecie. Jedyny jasny element tej całej zawiłej układanki to postać nastoletniego chłopca szukającego ojca, o którym prawdy dowiedział się od umierającej na raka trzustki matki. Jego zaangażowanie, przygody i – o dziwo – spotkanie z Reacherem stanowiło ciekawą odskocznię od typowego schematu fabularnego.

A mówiąc o schemacie nie sposób nie wspomnieć o typowo ponumerowanych następujących po sobie rozdziałach. O narracji trzecioosobowej. O kobiecie plątającej się wokół Reachera. O niesłusznych oskarżeniach, tak, też w stosunku do Reachera ze względu na jego osobowość, przeszłość i wysoko funkcjonujące włóczęgostwo. O skorumpowanych policjantach i innych służbach. O przekrętach, o zemście. O tym wszystkim, co zwykle zdarza się w sensacjach kreślonych, od jakiegoś czasu już wspólnie, przez braci Child.

Nic mnie w serii już od jakiegoś czasu nie zaskakuje, kompletnie. Mimo, że Reachera po raz pierwszy czytałam chyba ponad 15 lat temu jedyne na czym mi aktualnie zależy w tym cyklu to wiedza, jak to się wszystko zakończy i czym się zakończy. Czy śmiercią? Czy faktyczną emeryturą? Czy ….

No właśnie… czym wreszcie?

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Albatros

„Krwawa kąpiel nad Krutynią” Marta Matyszczak

KRWAWA KĄPIEL NAD KRUTYNIĄ

  • Autorka: MARTA MATYSZCZAK
  • Wydawnictwo: WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE
  • Cykl: KRYMINAŁ Z PAZUREM (tom 3)
  • Liczba stron: 305
  • Data premiery: 28.06.2023r.

Po Mamy morderstwo w Mikołajkach” i Takiej tragedii w Tałtach” przyszedł czas na trzeci tom Kryminału z pazurem. Książka pt. „Krwawa kąpiel nad Krutynią” miała premierę 28 czerwca br. i wydana została nakładem @Wydawnictwo Dolnośląskie. @Marta Matyszczak jest wierna strukturom książek z tej serii. Zbieżność miejsca (Mazury!!!), zbieżność głównych bohaterów (Ginterowie, Ginterówny, Burbur z Synalkiem, no i oczywiście miejscowi gangsterzy), zbieżność konstrukcji (teraz, wcześniej itd.,), no i zbieżność stylu, jakże różnorodna od mojej pierwszej ukochanej serii Pani Marty, a mianowicie książek pod egidą Kryminałów pod psem.

Nie lubię obcych. Nie ufam nikomu. Sama sobie nie ufam. I zawsze jestem gotowa do ataku.” – „Krwawa kąpiel nad Krutynią” Marta Matyszczak.

Przynajmniej Burbur jako główna bohaterka jest sama w sobie dość statyczną postacią, niezmienną od pierwszej książki serii. Zawsze można na nią liczyć i czytelnik, i bohaterowie powieści, głównie jej ukochany Pawełek oraz niezmiennie ciemiężona niewolnica Rozalia. To właśnie w ich towarzystwie oraz dwóch latorośli – bliźniaczek na „H” wybrała się Burbur razem z Pedrem na relaksacyjny spływ kajakowy Krutynią. Spływ może by się udał, gdyby nie tony komarów, nieprzychylny nurt i pogoda oraz wzajemne pretensje, a przede wszystkim nieboszczyk w osobie pięknej Nikoli Wójcik, która to właśnie nurtach niezwykle malowniczej mazurskiej rzeki zakończyła swoje krótkie życie. Nagle komisarz Paweł Ginter zostaje zawezwany do czynności śledczych, gdyż miejscowi policjanci nie mają wystarczającego doświadczenia, a ich osobisty szef bawi się w Chorwacji, a wakacje zamieniają się w kolejne, dość niespotykane śledztwo.

(…) w zasadzie powinni się rozstać. Na to jednak Rozalia nie zamierzała pozwolić. Rodzina – choćby nie wiadomo jak pokręcona – była wszystkim co miała. To był jej skarb i pilnowała go jak oka w głowie. Nikt i nic nie mogło jej odebrać najbliższych!” – „Krwawa kąpiel nad Krutynią” Marta Matyszczak.

Tak naprawdę, gdyby usunąć z powieści Burbura i jego Synusia – Pedra, pominąć tak pieczołowicie pisane pamiętniczki, tak, tak, celowo w liczbie mnogiej 😉, to z serii zostałaby dość skomplikowana powieść obyczajowa z wąskim wątkiem kryminalnym w tle. Mimo, że „Krwawa kąpiel nad Krutynią” jest trzecią częścią cyklu Kryminału pod psem, nadal nie mogę się nadziwić, że jest narracyjnie tak różna od Kryminału z pazurem, którego jedenasty tom o tytule „Cieszyn prowadzi śledztwo” recenzowałam prawie trzy miesiąc temu. Tom za tomem goni za mną nierozwiązana kwestia rodzinna, niezapomniane i nieodpokutowane zdrady. Część za częścią, po nocach śnią mi się niewypowiedziane i nieprzegadane kwestie, niepoprowadzone dialogi, nieomówione intencje. Co rusz gmeram w kolejnych tajemnicach i niespodziankach, które wyskakują jak zając z czarodziejskiego kapelusza. I ta ogromna niewiadoma, praktycznie od pierwszej część, jedyny syn…

Trochę Marta Matyszczak naprowadziła czytelnika na sprawcę. Choć mąciła, jak wytrawna „mątwa” (proszę wybaczyć użyte sformułowanie Pani Marto). Jak to zwykle bywa, w takich lekkich, przyjemnych kryminałach, każdy coś widział, każdy coś wie i każdy kogoś podejrzewa. Oczywiście porywów serca również nie zabrakło. Jest to konstrukcja sprawdzająca się w lekturze rozrywkowej.

Spodobała mi się dedykacja. Od Autorki tłumaczenia również. Motto, też całkiem sobie. Dramatis personae z „Kobietą z kurwikami w oczach i jej mąż niewydarzony kajakarz..” oraz „Stary pierdziel i jego druga żona – istna pochwala instytucji małżeństwa” również. Części również. Do takiego stylu, w którym rozdziały składają się ze zlepek opowiastek pozornie niezwiązanych ze sobą już się przyzwyczaiłam.  Natomiast nie potrafię kompletnie przekonać się do samej Rozalki. Skąd ta jej skłonność do męczeństwa? Skąd trzymanie się pazurami Pawła, który nie był jej wierny? Skąd te pewne decyzje, zachowania ? I jakim cudem ta Potomek – Chojarska, Burbur twierdzi, że wygląda jej na Hermenegildę 😊,  się zaangażowała w sprawie nad Krutynią? Ale za to polsko – szwedzkie animozje. Zazdrości siostrzane. Nierówności w traktowaniu dzieci. I postrzeganie świata Burbura rozumiem, aż nadto. Szczególnie jak dywaguje na temat kidnapingu, by ją podziwiać i potem sprzedać za niebagatelną kwotę.

Aż przebieram nóżkami na myśl o kolejnej części😉. Nie mogę się doczekać co będzie z Ginterami. W jakim kierunku poszybuje fantazja Autorki w kolejnym tomie i czy wreszcie Rozalia uwolni się od przeszłości?

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.

„Zabójcza terapia” Hanna Greń

ZABÓJCZA TERAPIA

  • Autor: HANNA GREŃ
  • Seria: DIONIZA REMAŃSKA (TOM 6)
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 31.05.2023r.

Hanna Greń to jedna z moich ulubionych polskich pisarek kryminalnych, a jej seria z Dionizą Remańską zajmuje w moim sercu szczególne miejsce. Kiedy więc przy zakończeniu piątego tomu serii pt. „Śmiertelna dawka” wszystko wskazywało, na to, że być może jest to koniec przygód Diony, smutek mój był wielki. Na szczęście okazało się, że autorka chyba sama też nie potrafi rozstać się z tą szczególną bohaterką i mniej więcej półtora roku po premierze 5 tomu pojawia się kolejny. Ukazanie się „Zabójczej terapii” przyjęłam więc z ogromną radością, ekspresowo zabrałam się za jej lekturę i jak zwykle z pewnym opóźnieniem, ale z ogromną radością, dzielę się z Wami moim wrażeniami z lektury.

Trzy miesiące po tym jak tylko cudem udało się jej uniknąć śmierci Dioniza Remańska ponownie trafia do szpitala, tym razem na rehabilitację. Zdeterminowana by szybko dojść do pełni zdrowia i sprawności kobieta postanawia skupić się tylko na tym. Niestety zabójstwo pacjentki dokonane w szpitalu, w którym przebywa Dioniza powoduje, że kobieta angażuje się w tą sprawę. W ramach nieoficjalnej współpracy z policjantem prowadzącym śledztwo próbuje na miejscu szpitalu węszyć wokół tajemniczej zbrodni. Niestety z czasem, nie tylko nie udaje się ustalić niczego ważnego, ale i dochodzi do kolejnych brutalnych zbrodni. Z czasem okazuje się, że wyjaśnienia zabójstw nie należy szukać tylko w murach szpitala, ale ma ona związek z pewną historią z przeszłości…

Książka, jak każda poprzednia z cyklu z Dionizą, wciągnęła mnie od pierwszych stron. Styl autorki, język, postacie, złożona intryga… to wszystko sprawia, że trudno się od tej powieści oderwać. Sama główna bohaterka jest w tym tomie inna niż wcześniej, po ciężkich doświadczeniach dochodzi do siebie, jest przygaszona i zdołowana, stara się skupić na powrocie do pełnej sprawności. Z drugiej stronu jednak, gdy zaangażuje się w śledztwo nadal jest tą odważną, bezkompromisową kobietą.  Powieść pisana jest w narracji trzecioosobowej, składa się z prologu, 25 rozdziałów opisanych datą i epilogu. Poznajemy wydarzenia z perspektywy różnych osób, a także mamy okazję przeczytać wstawki z przeszłości, dotyczące zdarzeń, która miały wpływ na aktualne wydarzenia w szpitalu. Aktorka powoli odsłania różne kwestie, umiejętnie myląc tropy, by na koniec zaskoczyć czytelnika rozwiązaniem zagadki. Spotykamy znanych nam już bohaterów, takich jak Ratio i Ogiński, ale mamy też okazję zetknąć się wieloma nowymi bohaterami. Możecie mi wierzyć na słowo, personel i pacjenci szpitala to niezwykle ciekawe grono. Uwielbiam styl autorki, jej poczucie humoru, ironiczne i błyskotliwe wstawki, pełen dystansu odniesienia do aktualnej sytuacji społeczno-politycznej… Wszystko to sprawa, że dosłownie połykam każde słowo i z niecierpliwością przewracam stronę z stroną.

Hanna Greń jak zwykle mnie nie zawiodła i stworzyła kolejną świetną historię kryminalną z rozbudowanych tłem społeczno-obyczajowym. Polecam Wam gorąco lekturę, a tym którzy jeszcze nie czytali poprzednich części zalecam nadrobienie tego niedopatrzenia. Sama z wielką niecierpliwością będę wypatrywała kolejnego spotkania z Dioną, trzymając kciuki za to, by autorka nie zechciała się z nią za szybko pożegnać😉

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Ludzie z mgły” Izabela Janiszewska

LUDZIE Z MGŁY

  • Autorka: IZABELA JANISZEWSKA
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 448
  • Data premiery: 08.03.2023r.

Wydawnictwo @Czwarta Strona konsekwentnie wydaje kryminały autorki @Izabela Janiszewska. „Ludzie z mgły” debiutujące w tegoroczny Dzień Kobiet to szósta powieść autorki, która już za mną. Recenzje poprzednich znajdziecie pod linkami: tryptyk; „Wrzask”, „Histeria” oraz „Amok”, a także „Niewybaczalne” i „Apartament”.  

„Wie pan, ludziom się wydaje, że najgorsza jest bieda albo choroby, ale to bzdura – powiedział zamyślony. – Najgorszy to, proszę pana, jest strach. Jak człowieka ściśnie w tych swoich łapskach, to żyje się tak, jakby się codziennie umierało. Po tysiąc razy. Nie ma na to tabletki ani sposobu.” -„Ludzie z mgły” Izabela Janiszewska.

W małym miasteczku, Sinicach, ginie kilkunastoletnia Alicja Jarosz. Córka miejscowego lekarza. Panienka z tak zwanego dobrego domu. Wyszła do kościoła i nie wróciła. Ojciec, matka i brat zgłaszają zaginięcie na policję. Śledztwo powierzone zostało komisarzowi Krzysztofowi Lipskiemu i aspirantce Weronice Sowińskiej. Policyjna, żmudna robota zaczyna się toczyć swoim tempem. Gdyby nie szokująca informacja, że prowadzący dochodzenie był z zaginioną na krótko przed jej zaginięciem.

I trochę mi żal, że wątku zaginionej Ali Jarosz z komisarzem Krzysztofem  Lipskim autorka nie rozciągnęła bardziej. Temat ten przyprawił mnie o dreszczyk emocji😊. Na pocieszenie napiszę, że tylu wątków gmatwających fabułę już długo nie było w czytanych przeze mnie kryminałach. Autorka umiejętnie wprowadziła „człowieka z lasu” do głównej opowieści. Z jednej strony cechując go wyjątkowością, tajemniczością, z drugiej ogromnym smutkiem. Do tego przyjezdny dziennikarz śledczy, Daniel Weber. Mężczyzna po przejściach. Mężczyzna poroniony też w pewnym momencie zdominował wątek główny. Moją ulubioną personą okazała się jednak pani Wanda wynajmująca Weberowi pokój w swoim małym pensjonacie. Niezwykle interesująca osoba. Wielowymiarowa. Pokazana z wielu stron. Taka postać drugoplanowa, która przyprawia o ciarki i nawet nie wiem dlaczego.

Jednym podoba się, gdy wątek główny zdominowany jest przez wątki poboczny. Jedni nie lubią, gdy żaden z bohaterów nie wyłania się na pierwszy plan, nie kieruje wydarzeniami, nie konstruuje powieści.  Każdy ma swój ulubiony styl pisania i formułowania opowieści. Mnie zaskoczyło rozstrzygnięcie i zadziwiło rozwinięcie. Ale o to chyba chodzi w pisaniu, by czytelnika wbijać w fotel. Dodatkowo Janiszewska wybrała jeden z moich ulubionych sposobów konstruowania narracji. Książka podzielona jest na rozdziały „kiedyś” i „teraz”. I to „kiedyś” i to „teraz” jest wyraźnie oznaczone w czasoprzestrzeni. Dodatkowo autorka wprowadziła oznaczenie wskazujące na czas, który minął od zaginięcia Alicji. Sformułowania typu „(…) Dzień po zaginięciu Alicji” dodały historii dodatkowej dramaturgii. Ale to „kiedy” toczy się najdłużej, bo aż kilkanaście lat.

Książka ma również słabsze strony. Na minus kompletnie nie przekonał mnie motyw głównego kryminalnego wątku. Albo za stara jestem. Albo za mało przekonujący ten motyw. Albo nie wyłapała rysu psychologicznego sprawcy lub za słabo był zarysowany. Dodatkowo scena w rodzinie Jaroszów, krótko po zaginięciu Alicji, w której nikt ich nie podgląda, wprowadziła mnie, jako czytelnika celowo w błąd. Mam całkowitą świadomość, co Autorka chciała osiągnąć. W jak odległe manowce chciała mnie wywieźć😉. Ale zachowanie nie mające uzasadnienia przy braku osób postronnych odebrałam jako uwiarygodnienie swojego toku myślenia, bez względu na osobę czytelnika. Co sobie pomyśli? Czy wyłapie tę niespójność?

Czyta się jednak bardzo dobrze. Słowa układają się w pewną całość. Wielość bohaterów mnie nie nużyła. Wielość wątków również. Do tego matriarchat po raz kolejny poruszony przez Janiszewską w jej twórczości. Matriarchat zdyskwalifikowany, nie gloryfikowany, realny. To wątek, który bardzo mnie wzruszył. Choć przyznaję, nie od razu połapałam się co i jak. I to jest dobre w tego typu książkach, że nas zaskakują 😊. Udanej lektury.

Moja ocena: 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Daleko od Babiej góry” Irena małysa

DALEKO OD BABIEJ GÓRY

  • Autor: IRENA MAŁYSA
  • Wydawnictwo: MOVA
  • Seria: BAŚKA ZAJDA. TOM 3
  • Liczba stron: 376
  • Data wznowienia: 26.04.2023r.

Serię Ireny Małysy o policjantce Baśce Zajdzie bardzo lubię. Po przeczytaniu jej świetnego debiutu „W cieniu Babiej Góry” i nie mniej świetnej „Więcej niż jedno życie” z niecierpliwością czekałam na kontynuację. Doczekałam się 26 kwietnia, kiedy to ukazała się „Daleko od Babiej Góry” nakładem Wydawnictwa Mova, przeczytałam ekspresem i z lekkim opóźnieniem niestety spieszę podzielić się w Wami moim wrażeniami.

Baśka Zajda przyjeżdża do Mysłowic na pogrzeb ciotki. Miejsce to niesie ze sobą sporo wspomnień, gdyż jako dziecko spędzała tam każde wakacje. Gdy niespodziewanie okazuje się, że wraz z matką dziedziczy po ciotce mieszkanie postanawia spędzić tam swój trzytygodniowy urlop i zająć się remontem. Ma też nadzieję odpocząć, oderwać się od swojej rzeczywistości i zacieśnić więź ze śląską rodziną. Odnawia również kontakty z przyjaciółką z dzieciństwa Alicją. Niestety zniknięcie jej córki burzy plany na spokojny urlop. Basia angażuje się w poszukiwania i śledztwo związane ze sprawą. Ogromny niepokój wzbudza fakt, że zaginiona do złudzenia przypomina ofiarę zbrodni sprzed kilku miesięcy, której sprawcy jak dotąd nie odnaleziono. Czy kobiecie uda się pomóc w odnalezieniu dziewczyny? Jak zakończy się ta sprawa?

Powieść pisana w narracji trzecioosobowej, składa się 15 rozdziałów, podzielonych na mniejsze podrozdziały, z których każdy opisany jest miejscem i datą. Akcją bowiem rozgrywa się w dwóch planach czasowych. Pierwszy współcześnie, latem 2021 roku, a drugi w przeszłości w 1912 roku. Na początku trudno było mi się domyślić, w jaki sposób wydarzenia z przeszłości mogą wiązać się z teraźniejszymi, oprócz tego, że również rozegrały się w Mysłowicach. Przy przeczytaniu całości stwierdzam, że to bardzo interesująca historia, ciekawie powiązana ze współczesną intrygą. Zakończenie w ogóle dosyć mnie zaskoczyło, choć pewnych rzeczy trochę się domyślałam. Autorka jednak pisze w taki sposób, że oprócz intrygi kryminalnej znaczenie mają również różne inne aspekty, wątki obyczajowe i psychologiczne. Całość akcji bowiem osnuta jest wokół postaci Baśki Zajdy. Postać ta z tomu na tom, rozwija się, dojrzewa i jest coraz ciekawsza. W tym tomie skupia się na relacjach ze śląską rodziną. Dzięki temu akcja powieści mogła zostać przeniesiona w inne miejsce. Autorka zresztą dba by pod tym względem czytelnik również się nie nudził, akcja pierwszego tomu rozgrywa się pod Babią Górą, drugiego w Krakowie, trzeciego zaś w Mysłowicach. Jest to pretekst do przedstawienia czytelnikowi śląskiej kultury i śląskiej gwary. Autorka bowiem wplata w dialogi śląską gwarę, co muszę przyznać, nawet dla mnie pochodzącej ze Śląska, stanowi pewne utrudnienie, muszę sobie bowiem to w myślach przekładać😊, ale na pewno stanowi urozmaicenie i ubogacenie języka powieści. A na nudę w tej książce zdecydowanie nie można narzekać. Akcja jest bardzo ciekawa, toczy się wartko, a od książki trudno się oderwać. Mnie wciągnęła od pierwszych stron. Wątek historyczny bardzo mi się podobał, bohaterowie podobnie jak Ci współcześni zostali bardzo dobrze wykreowani, każdy z nim ma swoją rolę, jest ciekawy i bardzo dobrze zarysowany. Najbardziej oczywiście polubiłam Marylkę i Janka i im najbardziej kibicowałam. Gorąco Wam polecam tą powieść, a jeśli nie mieliście jeszcze okazji poznać serii z Baśką, także poprzednie części. Co prawda każda z nich stanowi odrębną zagadkę kryminalną i można ją czytać niezależnie, ale przeczytanie wszystkich tomów po kolei z pewnością daje pełniejszy obraz i pozwala lepiej poznać bohaterkę. Ja bardzo lubię styl autorki i z niecierpliwością będę czekać na kolejne jej powieści.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję  WYDAWNICTWU MOVA.

„Dolina straconych złudzeń” anna górna

DOLINA STRACONYCH ZŁUDZEŃ

  • Autor: ANNA GÓRNA
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Seria: PIOTR SAUER. TOM 2
  • Liczba stron: 512
  • Data premiery: 22.03.2023r.

Na początku zeszłego roku Anna Górna zadebiutowała „Krainą złotych kłamstw”. Po przeczytaniu uznałam, że to dobry debiut. Potem miałam okazję poznać autorkę na Targach Książki w Katowicach, gdzie opowiadała o kolejnym tomie. Czekałam więc na niego z niecierpliwością i się doczekałam. „Dolina straconych złudzeń” premierę miała 22 marca. Przeczytałam ją niedawno i znowu pozostaje mi oczekiwanie na kolejny tom😊 Lektura dostarczyła mi mnóstwa wrażeń i oceniam ją jeszcze lepiej niż debiut. Gratuluję autorce!

W małym, szwajcarskim, alpejskim miasteczku grasuje seryjny morderca. Zostawia ciała swoich ofiar w górach, ułożone w upiornych inscenizacjach z założonymi maskami. Na mieszkańców i turystów pada blady strach. Zarząd jednego z luksusowych hoteli zatrudnia detektywa Piotra Sauera w celu wytopienia sprawcy. Już od pierwszych dni pobytu w Niederwalden lokalna społeczność daje mu odczuć, że nie jest tu mile widziany. Wkrótce dołącza do niego Mia i razem próbują przebić się przez atmosferę nieufności i wrogości. Nie zdają sobie jednak sprawy, jak trudne będzie to śledztwo i w jaki wielkim niebezpieczeństwie wkrótce się znajdą…

Powieść składa się z prologu i pięciu części, a każda z nich składa się z w miarę krótkich podrozdziałów. Część z nich opatrzona jest datą lub miejscem i imieniem bohatera, co zdecydowanie ułatwia czytelnikowi połapanie się w sytuacji. Akcja toczy się współcześnie, w 2019 roku, a czasem przenosi się dwa lata wcześnie i pokazuje wydarzenia oczami komendantki policji Kathrin. Narracja jest trzecioosobowa. Powieść czyta się bardzo przyjemnie, szybko. Akcja od samego początku mnie wciągnęła, autorka podsuwa nam różne tropy, wszystko po to by się chwilę później z nich wycofać Muszę powiedzieć, że zakończenie bardzo mnie zaskoczyło, spowodowała, że czułam się jak na karuzeli. Świetnie i w sposób dla mnie nieprzewidywalny autorka wyjaśniła tą intrygę, chociaż oczywiście pewnych drobnych kwestii można się było domyślić już chwilkę wcześniej, o tyle całokształt mocno mnie zaskoczył. Mocną stroną tej powieści są też bohaterowie. Przede wszystkim Piotr Sauer, był policjant, który wyemigrował do Szwajcarii, pracował w firmie ubezpieczeniowej, a potem został detektywem. Ciągnie się za nim ciężar przeszłości, problemy z niedostępną emocjonalnie żoną, z którą pozostaje w separacji, nastoletnia córka… Oprócz tego jest Mia, młoda kobieta, która pełni rolę jego asystentki, już w pierwszym tomie wiedziałam, że to postać z potencjałem. Tutaj jej wątek zdecydowanie się rozwinął. Również mierzy się z przeszłością, trudną relacją z matką oraz tajemnicą śmierci ojca. Zakończenie powieści zdecydowanie zapowiada, że w kolejnym tomie ten wątek zostanie jeszcze bardziej rozwinięty.

„Dolina straconych złudzeń” to świetny kryminał, z licznymi wątkami obyczajowymi i psychologicznymi. Warsztat autorki zdecydowanie się rozwinął i czytałam tą powieść z ogromną przyjemnością. I od razu po przeczytaniu ostatniego zdania czekam z wielką niecierpliwością na ciąg dalszy😊

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU CZWARTA STRONA.

„Morderstwo na szlaku” Jenny Blackhurst

MORDERSTWO NA SZLAKU

  • Autorka: JENNY BLACKHURST
  • Wydawnictwo: ALBATROS
  • Liczba stron: 352
  • Data premiery: 23.02.2023r.

Książka „Morderstwo na szlaku” debiutująca 23 lutego br. od  @WydawnictwoAlbatros to trzecia książka Jenny Blackhurst, którą przeczytałam i którą recenzuję na moim blogu czytelniczym. Jeśli nie znacie dorobku tej autorki to sięgnijcie do poprzednich dwóch recenzji: „Córka mordercy” oraz „Ktoś tu kłamie”. Blackhurst znana jest ze swego stylu. Zwięzłej narracji i konstrukcji. A także nie rozwlekającej się fabule, która ma mieć kryminalny początek i w miarę szybkie rozstrzygniecie.

Szlak Turystyczny West Coast w Kanadzie to malowniczy okrąg, w którym co bardziej odważni traperzy świata uwielbiają spędzać czas. Według Wikipedii to „(…) szlak turystyczny o długości 75 km ciągnący się wzdłuż wybrzeża. Został on zbudowany w celu niesienia pomocy rozbitkom. W 1970 szlak został przekształcony w The West Coast Trail” (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Park_Narodowy_Pacific_Rim ). Zdjęcia dostępne w Internecie pokazują  wyjątkowość tego miejsca. Nie miałam świadomości, że tam tak pięknie 😉 (link: https://www.istockphoto.com/pl/obrazy/szlak-turystyczny-west-coast ).

I to właśnie na tym szlaku w lipcu 1999 roku zaginęła Seraphine Cunningham podróżująca ze swoim bratem Riciem i towarzyszącą im Angielką Maisie Goodwin. Skazany za jej śmierć Mitchell Dyke po dwudziestu latach wychodzi na wolność. Czy jego wyjście z więzienia ma związek z niepokojącymi zdarzeniami w życiu Laury, szczęśliwej żony i matki dwójki dzieci? I do kogo należą ludzkie szczątki znalezione po tylu latach w pobliżu tego kanadyjskiego szlaku?

Jenny Blackhurst nie jest mistrzynią opisów przyrody, o nie !!! Kompletnie z książki nie zobrazowałam sobie tego kanadyjskiego szlaku wycieczkowego, kompletnie. Mimo wielu opisów jego piękność poznałam dopiero ze zdjęć internetowych. Nie przekonała mnie w tym zakresie autorka nawet w najmniejszym stopniu😉.

Co do fabuły kryminalnej to też mam raczej mało pozytywne spostrzeżenia. Blackhurst skorzystała ze sprzedającego się triku opartego na zdarzeniach „kiedyś” i „teraz”. W fabułę wkomponowała element tajemnicy chcąc czytelnika zaskoczyć na samym końcu. Czytając odbiorca ma zastanawiać się kim jest Laura i czego tak naprawdę się boi? Jak to się dzieje, że jej córka Faye została prawie porwana, a jej dom spenetrowany? Dlaczego Maise tak kłamała w trakcie rozprawy Mitchella Dyke’a i kogo chciała chronić? Te wszystkie pytania dość szybko znalazły swój finał w rozstrzygnięciu, w którym jak a mój gust zadziało się za dużo. Naprawdę? Aż takie powiązania? Aż takie koligacje? Aż takie powiązania z życiem dawno minionym i teraźniejszym? Naprawdę? Aż taka kulminacja?

Nie lubię, gdy w thrillerach opartych na zbrodni i występku tyle dzieje się na końcu, a w środku narracja wlecze się jak przysłowiowe flaki w oleju. Nie lubię, gdy nagle wszyscy są we wszystko zaangażowani i jeden wplątany goni drugiego oraz kolejnego wplątanego w rozwikłanie zagadki. A wszystko dzieje się tak blisko… A wszystko dzieje się tuż obok…

Książka ma oczywiście swoje jasne strony. Na uwagę zasługuje konstrukcja. Autorka biegle umiejscowiła zdarzenia w kolejno ponumerowanych rozdziałach, których jest łącznie 71. Tytuły niektórych z nich jak „Rozprawa”, „Seraphine”, czy „Maisie” wyraźnie zaznaczają o treści i o perspektywie, z której czytelnik będzie śledził losy głównych bohaterów. Również dwie kobiece postaci, jak Sera i Maisie są ciekawym zabiegiem fabularnym. Obie całkowicie różne, choć mające wspólne doświadczenia. Obie pragnące zrozumienia, miłości i uważności. Obie szukające siebie i pragnące poczuć się wolne. I wreszcie dla obu ta wycieczka kończy się w najmniej pożądany sposób. Niestety Maisie w drugiej części książki traciła na znaczeniu. Zaś jej rola w trakcie wspomnianej rozprawy na wskroś wydała mi się fałszywa. A szkoda, bo ta postać kobieca w mojej opinii miała więcej do zaoferowania i mogła stanowić ciekawe uzupełnienie innych bohaterów, których losy umiejscowione zostały w roku 2019.

Jenny Blackhurst – na LC przeczytałam, że to „Brytyjska pisarka, młoda gwiazda brytyjskiego thrillera”. Morderstwo na szlaku” jej autorstwa z thrillerem ma mało wspólnego. Dla mnie książka jest raczej obyczajówką z kryminalnym tłem i kiepskim rozstrzygnięciem. Nie ukrywam, że czyta się ją dobrze. Lekko, przyjemnie. To dzięki zwięzłej narracji. Fani książek, w którym o dreszczyk emocji trudno, a o opisy mrożące krew w żyłach tym bardziej, znajdą w tej publikacji coś dla siebie. Bo dla tego typu czytelników jest „Morderstwo na szlaku”.

Moja ocena 6/10.

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu Albatros.

„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard

BIELMO. NIEZWYKŁY PRZYPADEK EDGARA ALLANA POE

  • Autor: LOUIS BAYARD
  • Wydawnictwo:ZYSK I S-KA
  • Liczba stron: 464
  • Data premiery: 10.01.2023r.
  • Rok premiery światowej: 2006r.

Nie wiem, co mnie tknęło, by najpierw obejrzeć film z rewelacyjną rolą Christiana Bale’a o tym samym tytule. Z drugiej strony też nie wiem skąd pomysł na obsadzenie w roli Kadeta Edgara Allana Poe Harry’ego Edwarda Mellinga znanego z roli kuzyna Harry’ego Pottera, Dudleya Dursleya (oczywiście odchudzonego o dobre kilkadziesiąt kilogramów😉). O ile Bale wypadł niezwykle przekonująco w swej roli, o tyle  Melling nie przekonał mnie w tej kreacji do siebie. Co do lektury debiutującej w styczniu br. pt.  „Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louisa Bayarda od Wydawnictwa @Zysk i S-ka to zabierałam się do niej niezwykle długo. Właśnie z powodu przedwczesnego obejrzenia ekranizacji. Bo po co sięgać po kryminał retro osadzony w dziewiętnastowiecznym West Point jak znam zakończenie? I to niezwykle ciekawe zakończenie….

Stoję więc tutaj. Powiedz mi teraz, córko. Własnym głosem. Powiedz mi. Powiedz mi, że będziesz na mnie czekała. Powiedz mi, że wszystko będzie dobrze. Powiedz mi.” -„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard.

Zanim przeczytacie te ostatnie zdania powieści to wcześniej czeka Was, moi Szanowni Czytelnicy, szereg stron, w których tajemnice, specyfika, samotność w amerykańskiej Akademii Wojskowej w West Point wiedzie prym.

A wszystko zaczyna się od śmierci kadeta z trzeciego roku – Leroya Frya zawieszonego na drzewie, znalezionego pod osłoną nocy. Do emerytowanego nowojorskiego detektywa zamieszkującego aktualnie Hudson Highlands Augustusa Landora, o pomoc zwraca się sam pułkownik Sylvanus Thayer, który z komendantem Hitchcockiem zarządzają Akademią. Żaden z nich nie chce, by śledztwo prowadzone było przez jednostkę mniej dyskretną niż prywatny śledczy. Żaden z nich nie chce, by światło dzienne ujrzały tajemnice trafiające do amerykańskiego Senatu i stanowiące powód dla zamknięcia Akademii. Każdy z nich liczy na szybkie zakończenie śledztwa, które się jednak komplikuje, gdy pod nosem detektywa życie traci kolejny kadet – Randolph Ballinger, a trzeci, Stoddard zostaje uznany za zaginionego.

Zawsze kiedy ogarniało go wahanie, kiedy obawiał się o swoją duszę, uświadamiał sobie, że nie zostało w nim nic, o co należałoby się obawiać. Bóg zabrał mu ją. Bóg nie ma mu już czego odebrać.” -„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard.

Tak. Detektyw Augustus Landor, zwany Gusem jest najjaśniejszym punktem powieści. Jego osobowość jest niezwykle skomplikowana, mroczna. To taki ogorzały doświadczony śledczy, który wiele widział, wiele doświadczył i wielu powiesił na szafocie. Do tego bardzo tajemniczy. Wdowiec. Porzucony przez jedyną córkę Mathilde – zdrobniale Mattie. Jego emerytura nie przebiega w sposób, w jaki by sobie życzył. Wizyty w karczmie, w której pracuje Patsy, nie dodają mu szczęśliwości w codziennym życiu. Jest niezwykłym narratorem, bo o narracji muszę w recenzji wspomnieć. Jest ona na wskroś wielowymiarowa. Fabuła utkana jest z różnych punktów widzenia. Przygodę z historią czytelnik zaczyna od części zatytułowanej „Ostatnia wola Gusa Landora”. Autor dla wyraźniejszego odróżnienia czasoprzestrzeni na początku każdego rozdziału zaznacza datę. I tak wolę czytamy datowaną na 19 kwietnia 1831 roku. Następnie Louis Bayard wprowadza nas w opisywane wydarzenia w kolejno ponumerowanych rozdziałach zatytułowanych „Opowieść Gusa Landora” na przemian ze „Sprawozdaniem Edgara A. Poego dla Augustusa Landora”. Same śledztwo rozpoczyna się od 26 października 1830 roku i trwa do kwietnia 1831 roku. Historia opisana w książce kończy się epilogiem datowanym na 19 kwietnia 1831 roku. By jeszcze bardziej zobrazować koleje losu bohaterów, w niektórych częściach książki te same wydarzenia, z tego samego dnia opisuje Poe w swym sprawozdaniu, jak i opowiada Landor w swej części. To ciekawy zabieg, który pokazuje różną, często odmienną perspektywę wydarzeń, czy wniosków z prowadzonego śledztwa.

Oczywiście Bayard nie mógł nie pokusić się sposób opowiadania przystający na dziewiętnastowieczną literaturę. Narrator zwraca się do czytającego; Szanowny Czytelniku, z dużej litery. Co wzmacnia więź między opowiadającym a czytającym. Skraca dystans i zaprasza odbiorcę do swoistego dyskursu, do czynnego dialogu, choćby i we własnej głowie.

Zostaw na razie na boku pytanie Poego, Szanowny Czytelniku. Mam dla Ciebie inne.” -„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard.

„Wiesz, jak to jest, prawda, Szanowny Czytelniku? Myślisz, że coś się ułożyło w trwałą konstelację, a tymczasem tej konstelacji nigdy nie było.” -„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard.

Sama postać pierwszoroczniaka Edgara Allana Poe wykreowana została w sposób dość przejaskrawiony. I w zachowaniu, i w narracji jawił mi się jako niespełna rozumu. Wysławiający się w sposób uduchowiony można było zgubić się w sensie zdania dość szybko.

(…) Owszem, jest młody, bez dwóch zdań. Pnącze jego geniuszu jeszcze nie zrodziło najdojrzalszych owoców, ale już dotychczasowe żniwa zaspokoją najbardziej wyrafinowane podniebienia, moi przyjaciele.” -„Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louis Bayard.

W mojej opinii Poe jest najmniej wartościowym bohaterem. I rodzina Marquisów z Leą i Artemusem na czele, i sam Landor odegraliby swoją rolę w opowieści równie przekonująco i interesująco bez tła, które tworzył młody poeta.

Skomplikowana historia. Tak mogłabym skwitować fabułę dodając, że z arcyciekawym zakończeniem. Bawiło mnie łączenie postaci prawdziwych, jak Poe, jak Kemble, jak Thayer i Hitchcock z fantastycznymi. Z zapartych tchem pławiłam się w opisach okolic nowojorskich i dawnego Hudson Highlands, a także samej Akademii West Point, która nadal dobrze się ma😊. Kawalkada ciekawych i złożonych postaci dodaje opowieści splendoru. Ma oczywiście powieść swoje słabe strony; jak damsko – męski wątek Lei i Edgara, braku rysu psychologicznego Artemusa i uzupełnienia jego relacji z Leą. Bądź co bądź jednak powieść zasługuje na uwagę uważnego czytelnika lubującego się w kryminałach retro z dużą dawką literatury pięknej. Właśnie to odnalazłam w powieści „Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe” Louisa Bayarda.

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.