„Barwy Mazur” Małgorzata Manelska

BARWY MAZUR

  • Autor:MAŁGORZATA MANELSKA
  • Wydawnictwo: WasPos
  • Seria: ZAPACH MAZUR. TOM 2
  • Liczba stron: 358
  • Data premiery:19.03.2021r.
  • Data pierwszego polskiego wydania: 03.06.2019r.
  • Moja ocena:7/10

Na szczęście dla mnie, drugi tom cyklu Zapachu Mazur także doczekał się w tym roku wznowienia. Gdyby nie to, nie zaczytałabym się w historię Julki, Gertrudy, Elzy, Krzysztofa, Anny, Wernera i innych mieszkańców mazurskich Barwin. A tak, spędziłam cudownie czas rozkoszując się lekcją historii od środka. Historii z perspektywy Gertrudy, historii z perspektywy Anny, którym dane „przyszło żyć w świecie nienawiści i pogardy dla drugiego człowieka”. Recenzja pierwszej części cyklu już na blogu. Teraz kolej na drugą część.

Kiedy wrócą ptaki do mazurskich gniazd” – „Wróćmy na jeziora” Czerwone Gitary

Zastanawiałam się, co będzie, jak wrócę w tą mazurską rzeczywistość, jak te ptaki do mazurskich gniazd.  Napiszę krótko, to co zastałam najlepiej opisuje cytat:

(…) życie może wyglądać inaczej, bardziej kolorowo. Trzeba tylko znaleźć dobrych ludzi i otoczyć się nimi jak niewidzialną nicią wzajemnych relacji. Dając skrawek serca innym, nietrudno to serce otrzymać w zamian. Inne, ale tak samo gorące i dobre. Te wszystkie serca, relacje, przyjaźnie trzeba pielęgnować i dbać o nie, żeby przynosiły radość i ukojenie dnia codziennego, powszechnych udręk, kłopotów i rozterek”.

I o tych sercach, przyjaźniach, nowych i odbudowanych więziach jest ta książka.

Tym razem życie Julki na Mazurach toczy się swoim utartym rytmem. Trwa w związku z Krzysztofem, spędza jak najwięcej czasu z Trudą, wiekową babcią jej byłego męża. Od czasu do czasu odgrywa kluczową rolę w odbudowywaniu relacji w rodzinie, dawno temu zwaśnionej. Poznajemy historię byłego męża Julki, Artura. Małgorzata Manelska opowiada jego dziedzictwo, kreśląc przed nami losy jego matki i losy jego ojca. Wraz z Julką i Trudą odwiedzamy Hamburg, w którym mieszka siostra Gertrudy, Anna. Obowiązki urzędniczki gminnej popychają zaś Julkę w stronę domostwa siostry męża Trudy, Helgi Skowronkowej. Ile wydarzeń, ile wrażeń smutnych i szczęśliwych opisuje autorka w drugiej części cyklu Zapach Mazur? Bez liku. Wierzcie mi, bez liku.  Małgorzata Manelska jest wierna sprawdzonej strukturze. Książka pisana jest w trzeciej osobie. Skonstruowana jest z kolejno ponumerowanych rozdziałów. Tym razem autorka rzuciła koło ratunkowe swoim czytelnikom, dodatkowo zamieszczając przy rozdziałach podtytuły. Stąd wiemy, gdzie i kiedy dzieje się akcja. Czy to wydarzenia współczesne, czy wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat, z okresu wojny i jej końca, gdy Mazury były częścią Prus Wschodnich? Orientujemy się bez problemu. Nie tylko ptaki powracają do mazurskich gniazd, ja także z chęcią powróciłam do zawiłych losów mieszkańców Mazur.  

Zostań tu, noc śpi w szuwarach, pieśni słucha las” – „Wróćmy na jeziora” Czerwone Gitary

Rzadko zdarza mi się czytać dwie kolejne książki tego samego cyklu z rzędu. Udało mi się tym razem. Nie żałuję. Po zakończeniu „Zapachu Mazur” płynnie przeszłam do śledzenia dalszych losów głównych bohaterek. W tej części autorka rozszerzyła trochę koncepcję. Spogląda na losy wojenne i powojenne oczami nie tylko Gertrudy Skrockiej, lecz również jej siostry Anny zakochanej w niemieckim żołnierzu, któremu zawdzięcza życie. Gdzieniegdzie fabułę ubarwiły koleje losów Elzy. Szczególnie warta uwagi była jej podróż w kierunku Zalewu Wiślańskiego wraz z pozostałą ludnością cywilną uciekającą przed Armią Czerwoną naciągającą z drugiej strony. Elzie ucieczka się nie udała. A jak skończyła się dla innych jej uczestników, to dowiecie się z książki. Bardzo dobrym zabiegiem było wprowadzenie do fabuły Helgi i Augusta Skowronków. Siostry męża Gertrudy i jej męża. Dzięki stuletnim staruszkom poznałam mowę mazurską. Dialogi w tej formie są nieocenione. Dialekt ten żadnego mi nie przypomina. Ani to śląski, ani góralski, ani kaszubski. Jest to mowa już w większości archaiczna, mimo, że od 2015 lokalne środowiska próbują rozpowszechniać ją wśród Mazurów. Rzut okiem na wikipedię i dowiedziałam się, że „Gwara mazurska, była używana na terenie Prus Książęcych przez polskich osadników (chłopów i szlachtę) głównie z terenu północnego Mazowsza (którzy zasiedlili ten teren od XIV w.), aż do końca XVIII w. kształtowała się pod wpływem literackiego języka polskiego, który był praktycznie jedynym językiem oświaty i literatury religijnej aż do lat 30. XIX w. W gwarze mazurskiej tamtego okresu istniały nieliczne zapożyczenia (głównie leksykalne) z języka pruskiego i języka niemieckiego i dlatego też zalicza się ją do tzw. nowszych dialektów mieszanych” (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Gwara_mazurska ). Trudno rozeznać znaczenie słów w tej gwarze bez przypisów, które dla mnie okazały się nieocenione. To jest dodatkowa wartość tej części. Dość, że autorka skutecznie opisuje barwy Mazur, to jeszcze wprowadza nas w tajniki dialektu mazurskiego, o którym istnieniu nawet nie miałam pojęcia.

To część głównie o kobietach. A ja o kobietach uwielbiam czytać. Dlatego książkę przeczytałam w kilka godzin. I nie był to czas zmarnowany, o nie! Kobiety w tej części są zmotywowane, młode. Starają się ułożyć sobie życie po trudnych wojennych doświadczeniach. Mimo, że nie zapominają, starają się być ponad to, co im się przytrafiło. Ponad wszystkie krzywdy. One po prostu chcą kochać i być kochane. Chcą tworzyć nowy świat, wiedząc, że bez nowych rodzin tego nie uczynią. Życie musi toczyć się dalej. Koło życia musi trwać. Ktoś musi umrzeć, by ktoś mógł się urodzić.  To „przedwojenne egzemplarze”, które swoim życiem dały świadectwo wiary, mocnego kręgosłupa moralnego, patriotycznej pamięci narodowej, a także przywiązania do ziemi. Nieważne czy ziemi niemieckiej, czy polskiej. Ich ziemi, mazurskiej.

Jeśli pragniecie zanurzyć się w historię Trudy, Elzy czy Anny obfitą we wstrząsające dzieje wypełnione niesprawiedliwymi zbrodniami na wysiedleńcach, lecz ciekawie opowiedzianą przez same zainteresowane, nie zastanawiajcie się, łapcie za książkę. Nie odkładajcie decyzji na później. Pamiętajcie, „później” może nie nadejść. Na trzecią część, która ma się ukazać w roku 2021 czekam z niecierpliwością.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WasPos.

„Zapach Mazur” Małgorzata Manelska

ZAPACH MAZUR

  • Autor:MAŁGORZATA MANELSKA
  • Wydawnictwo: WasPos
  • Seria: ZAPACH MAZUR. TOM 1
  • Liczba stron: 400
  • Data premiery:19.03.2021r.
  • Data pierwszego polskiego wydania: 31.05.2018r.
  • Moja ocena:7/10

„(…) niespodzianki, bywają niespodziewane! (…) Czasem układają nasze rozsypane życie w całość, ale też czasem zupełnie je rozpraszają”.

„Zapach Mazur” Małgorzata Manelska

Są takie książki, w których akcja i fabuła jest kwestią drugoplanową. Ważną, ale nie najważniejszą. Liczy się sama przyjemność czytania. I ta książka taką okazała się dla mnie.  Dzięki drugiemu wydaniu „Zapachu Mazur” Małgorzaty Manelskiej Wydawnictwa WasPos, prawie poczułam jak pachną Mazury, te współczesne i te sprzed siedemdziesięciu lat.

(…) na Mazury, gdzie wiatr zimny wieje” – Fragment tekstu piosenki żeglarskiej „Na Mazury”

Małgorzata Manelska zabrała mnie w mazurską podróż kreując losy Julianny. Kobiety po przejściach, samotnej rozwódki, pracownicy urzędu miejskiego. Julkę obserwowałam oczami narratora. Książka pisana jest w trzeciej osobie liczby pojedynczej. Już na początku dowiedziałam się, że główna bohaterka została porzucona przez męża Artura, który po wyjeździe do pracy w Holandii ułożył tam sobie życie na nowo. Julka dotychczas samotnie wychowująca syna – Maćka w pewnym momencie oddała syna pod opiekę jego ojca licząc, że kontakt z nim pozwoli mu na ułożenie sobie dobrego życia, przełamanie złej nastoletniej passy. Nie mając żadnych relacji z byłym mężem została poproszona o zatroszczenie się o jego babcię, Gertrudę Skrocką, z którą nigdy nie miała kontaktu i nie wiedziała o jej istnieniu. Wiedziona poczuciem obowiązku Julka udaje się do Barwin, mazurskiej wsi, w której mieszka dziewięćdziesięcioletnia babcia, z pochodzenia Niemka. Szybko pomiędzy dwoma samotnymi kobietami rodzi się przyjaźń i silna więź. Dzięki tej więzi Julka odkrywa tajemnice rodzinne i zawiłe losy Gertrudy oraz jej przyjaciół, mieszkańców ówczesnych Prus Wschodnich. Oprócz pokręconych losów wojennych i powojennych, Julka odkrywa coś jeszcze. Odkrywa siebie w nowym miejscu, w Barwinach, gdzie zmuszona była zacząć wszystko od nowa. Czy nowe przyjaźnie ubarwią jej samotne życie? Jak odnajdzie się „miastowa” w rzeczywistości polskiej, mazurskiej wsi? Czy czas naprawdę leczy rany? Czy ze znajomości z Wojtkiem lub Krzysztofem zrodzi się coś poważnego? Czy po latach samotności Julka odnajdzie miłość? Ciiii….tego Wam nie zdradzę.

(…) Hej, Mazury, jak wy cudne!…” – Fragment tekstu piosenki żeglarskiej „Mazury”

Faktycznie, Mazury opisane piórem Małgorzaty Manelskiej są naprawdę piękne. Czytając kolejne strony powieści prawie widziałam leśne runo w mazurskich lasach, słuchałam ryków jeleni w okresie godowym, patrzyłam na lazur jezior. Oczami wyobraźni widziałam topografię wsi Barwiny, ze szczególną czcią przyglądałam się zagrodzie Gertrudy. Bohaterki są dwie. Jest Julka, której życie toczy się współcześnie. Tak naprawdę, nie wiemy kiedy. Autorka tego nie zdradza. Dzięki użytemu sformułowaniu w stosunku do czasoprzestrzeni wojny „siedemdziesiąt lat” domniemuję, że teraźniejszość to lata po dwutysięcznym piętnastym roku. Nic w życiu Julki nie jest takie samo po poznaniu Gertrudy. Najpierw traci mieszkanie, o które upomniał się jej były mąż (Dlaczego!? Dlaczego o nie nie walczyła, tylko oddała je bez walki?!), potem rozpoczyna życie na nowo w zapomnianej mazurskiej wsi, wśród jej mieszkańców. Drugą bohaterką jest Gertruda. Silna, niezmordowana, wytrwała następczyni mieszkańców Prus Wschodnich, Niemka, która snując swą opowieść przenosi nas w lata wojennej zawieruchy. Przenosi nas do czasów, gdy za swastykę ginęli Niemcy, w tym jej bracia. Przenosi nas do czasów, gdy na polskich i niemieckich wsiach zostawały zwykle kobiety. Przenosi nas do czasów, gdzie Niemcom na roli pomagali polscy przymusowi robotnicy. Przenosi nas do czasów, gdzie rosyjskojęzyczni wyzwoleńcy przechodzili przez Polskę jak szarańcza, niszcząc wszystko i wszystkich, których spotkali po drodze. Przenosi nas do czasów, gdzie ojciec wolał zabić swoją rodzinę, niż zostawić ją na pastwę wyzwalających nas Rosjan. Przenosi nas wreszcie do czasów, gdzie kobiety młode i stare, kilkuletnie dziewczynki uciekając przed gwałtami i bezsensowną śmiercią przebywały w lasach, ziemiankach wydrążonych na polach lub w jeziorach po pas zanurzone w wodzie. Przenosi nas wreszcie do czasów, w których przeżyła, w których inni też przeżyli tworząc nową historię, powojenną historię. Czasem równie skomplikowaną. Nieraz słyszałam „Ruscy byli gorsi od Niemców”. Nie mogłam tego zrozumieć, tak samo jak i autorka wychowana na „Czterech pancernych i psie”. Z relacji wszystkich, którzy przeżyli czy na Mazurach, czy na Mazowszu, czy na Śląsku przemarsz Armii Czerwonej, jawił się tylko jeden obraz. Obraz bezlitosnych, zapijaczonych, agresywnych, grabiących wszystko Rosjan, przed którymi trzeba było się uchronić. Przed którymi trzeba było uciekać. I o tych też jest ta książka. O tych, który byli źli – najeźdźcach i o tych, którzy byli jeszcze gorsi – naszych wyzwoleńcach. Niezwykle podoba mi się więź Gertrudy i Julki. Nie wnuczki, przecież Julka rozwiodła się z jej wnukiem dawno temu, ale kobiety, z którą przypadkiem zetknął ją los. Taka sama więź została przez autorkę opisana pomiędzy Gertrudą a jej przyjaciółką z młodości Elzą. To przyjaźń na całe życie. Przyjaźń zrodzona w czasach pokoju, która przeszła niezwykłą próbę w czasie wojny i przetrwała siedemdziesiąt lat po niej. Przyjaźń, którą nie spotykamy na co dzień. Przyjaźń, którą trzeba wyszarpywać z naszej codzienności pazurami, poświęcając jej jak najwięcej czasu. Bo przyjaźń sama o siebie nie zadba. I o tym też jest ta książka. Spodziewałam się większych emocji w relacji Julki z jej aktualnym adoratorem. Mężczyzną honorowym, delikatnym, oddanym i pracowitym. Wydawało mi się, że dodanie większego romantyzmu do tej rodzącej się relacji, ubogaci i rozhuśta fabułę wpuszczając w nią więcej promieni słonecznych. Fabułę momentami smutną i przygnębiającą, jednak bardzo dojrzałą.  Tego mi tylko brakowało.

Nie znalazłam w powieści luk, niedociągnięć, niedopowiedzeń. Każdy wątek został należycie opisany i rozwinięty. Każdy zapach kompleksowo opisany. Dzięki temu ta książka jest taka prawdziwa. Dzięki temu ta historia jest taka prawdziwa. Dzięki temu bohaterowie dają się lubić. Nawet ci wiejscy pijaczkowie, przystający przy sklepie wiejskim. A to jest ogromna wartość prozy!

Na marginesie, mam nieodparte wrażenie, że ostatnimi czasy poznaję tylko zdolne polskie autorki. Skąd one się biorą? Matka, żona, pracująca z niepełnosprawnymi dziećmi a przede wszystkim kobieta. Bardzo zdolna i nowo poznana przeze mnie kobieta, pisarka – Małgorzata Manelska. Proszę pozwolić się przywitać. To wielki zaszczyt. Dzień dobry Pani Małgorzato!

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU WasPos.

„Zabójcza przyjaźń” Alice Feeney

ZABÓJCZA PRZYJAŹŃ

  • Autor:ALICE FEENEY
  • Wydawnictwo: W.A.B.
  • Liczba stron: 384
  • Data premiery:10.03.2021r.
  • Moja ocena:8/10

Cisza to moja ulubiona symfonia; kiedy życie robi się za głośne, nie mogę myśleć.”

„Zabójcza przyjaźń” Alice Feeney

Dzisiaj chciałam Wam przybliżyć Alice Feeney i jej brytyjski bestseller! Na okładce jej najnowszej powieści „Zabójcza przyjaźń” przeczytałam opinię „Przy tej historii blednie nawet Zaginiona dziewczyna”. Zaintrygowało mnie to. Bądź co bądź „Zaginiona dziewczyna” to świetna książka. Wiedząc, że Alice Feeney zanim została autorką poczytnych książek była przez kilkanaście lat producentem i dziennikarzem BBC, nie zdziwił mnie wątek dziennikarski w książce.

On, Ona i…. Ono

On – Jack Harpernadkomisarz policji w Blackdown, do którego przeniósł się po rozwodzie z Nią. Idylliczna okolica zamieniła się w sceny zbrodni, jak z najlepszego serialu kryminalnego. Wśród schludnych ogródków, ładnych, zadbanych wiktoriańskich domków otoczonych porośniętym mchem kamiennymi murkami, czai się wyrafinowany morderca, który realizuje swój morderczy plan. Pierwszą jego ofiarą staje się Rachel Hopkins, z którą Jack miał trwający kilka miesięcy niezobowiązujący romans. Notabene widział się z nią w nocy, w której została zamordowana. On znał pierwszą ofiarę.

Ona – Anna Andrews, Jego była żona. Aktualnie reporterka, do niedawna lubiana prezenterka wiadomości BBC zastępująca gwiazdę na urlopie macierzyńskim. Wracająca do miasteczka rodzinnego Blackdown z powodu morderstwa. Przyjaźniła się z pierwszą ofiarą, Rachel w miejscowej szkole średniej. Cztery nastoletnie muszkieterki: Ona, Rachel Hopkins, Helen Wang, Zoe Harper i czasem jak  D’Artagnan zapraszana do grupy Cahterine Kelly. Ona znała pierwszą ofiarę.

Ono – Charlotte, taka „malutka i doskonała”. Pojawiła się w życiu Jego i Jej na chwilę. Zostawiając ogromną wyrwę w ich sercach. Ono nie znało pierwszej ofiary.

Po pierwszym morderstwie Jack rozpoczyna śledztwo, w którym jest jak dziecko we mgle. Majtki ofiary w jego schowku w samochodzie, obcięte ofierze paznokcie w jego opakowaniu miętówek, telefon i buty zabrane z miejsca zbrodni w jego samochodzie. On może być mordercą.  On jest wodzony za nos. On nie potrafi przeciwdziałać kolejnemu morderstwu. W tym czasie Ona odsunięta od prowadzenia wiadomości z powodu powrotu zastępowanej prezenterki, wraca do pracy w terenie. Pech chce, że już w pierwszym reportażu musi pracować ze swoim byłym mężem, Jackiem. Dziwnym trafem pojawia się wszędzie, gdzie dochodzi do morderstwa. Sama ma na sobie bransoletkę przyjaźni, która znajdowana jest w ustach każdej kolejnej ofiary. Odbiera anonimowe telefony z informacją o kolejnych zwłokach. Jest pierwsza na miejscu zbrodni, co wykorzystuje w swoich kolejnych reportażach. Ona może być mordercą. Ona nie czuje się zagrożona. Czy miejscowa policja poradzi sobie ze śledztwem, w którym giną kolejne kobiety? Jedna po drugiej: prezeska charytatywnej fundacji, dyrektorka miejscowego liceum, żyjąca z rękodzieła matka wychowująca samotnie córkę. Morderca zdaje się być nie o krok a o trzy kroki do przodu.

Jednym słowem rewelacyjna!

Ogromnym plusem książki jest narracja. Prowadzona w pierwszej osobie liczby pojedynczej, z perspektywy Jej i Jego.  Tak też nazwane są rozdziały. Te same wydarzenia, okoliczności, widoki widziane oczami Anny i Jacka. Te same wspomnienia, emocje i uczucia tłumaczone z perspektywy kobiety i mężczyzny. Ciekawy zabieg powodujący, że książkę czyta się szybko i z pasją. Rozdziały poprzeplatane są wyznaniami mordercy, który jakby się tłumaczył ze swoich motywacji pisząc list do czytelnika. Ani wyznania, ani kolejne odkrycia w śledztwie nie przybliżyły mnie do wykrycia sprawcy. Momentami wybór wydawał mi się oczywisty, tylko po to, by po chwili dowiedzieć się, że się myliłam.  Autorka dotknęła w swojej powieści ważnych zagadnień. Mimo, że jest to thriller z rozbudowanym wątkiem kryminalnym, to Alice Feeney podjęła ważne wątki społeczne. Po pierwsze alkoholizm z pozoru kontrolowany. Anna i nie tylko, to taka „inteligentna alkoholiczka”. Mająca zawsze przy sobie małpkę alkoholu, rzadko lub prawie nigdy zasypiająca trzeźwa. Anna dziennie efektywnie wykonuje swoje zawodowe obowiązki. Alkoholizm, który nie niszczy życia zawodowego, to jednak przede wszystkim alkoholizm. Feeney pokazuje, że mimo, iż pijący nie są jeszcze na dnie, mają duży problem. Problem, który powinien być rozwiązany. Po drugie żałoba po straconym dziecku. Żałoba, która nigdy się nie kończy. Autorka udowadnia, że jest to strata, z którą nie potrafią sobie poradzić rodzice. Rodzice popadający w nałogi, nic nieznaczące romanse, obwiniający się wzajemnie, rozwodzący się nie potrafiąc pogodzić się ze stratą, układający sobie życie z kolejnymi kobietami i kolejnymi dziećmi, niekoniecznie swoimi. Chapeau bas, że autorka nie pokusiła się o zaserwowanie nam recepty, jak poradzić sobie z takim bólem. To naprawdę dobrze, że nie uległa tej pokusie. W ten sposób zostawiła temat niezamknięty, nieprzegadany. To jest zdecydowanie lepsze podejście. Po trzecie przemoc wśród nastolatków. Przemoc, która naznacza życie do końca. Alice Feeney opisała mechanizm przemocowy stosowany przez wielu chłopców, i wiele dziewcząt. Mechanizm doprowadzający do uzależnienia ofiary od sprawcy przemocy. Ofiara ciągle próbuje, ciągle wierzy, że jej oprawca nie jest to końca zły, że wszystko co się wydarza jest pomyłką i tak naprawdę miało inny wydźwięk. Ofiara ciągle tłumaczy oprawcę. Ofiara ciągle wierzy, że oprawca chce dla niej dobrze, chce się z nią przyjaźnić, żywi do niej prawdziwe uczucia. Ofiara ciągle ufa oprawcy, który ten to zaufanie wykorzystuje zadając kolejne ciosy. To ważny temat. Najważniejsze, by był on zawsze dla nas przestrogą. Ostrzeżeniem, że na takie zachowanie nie powinno być nigdy zgody. Bo potem może być tylko za późno, o wiele za późno…

 Zapałałam prawie miłością do postaci drugoplanowej jaką jest wydawca BBC, szef Anny, nazywany przez pracowników Chudym Zawiadowcą jak z bajki „Tomek i przyjaciele”, którą uwielbiałam oglądać z dziećmi. Jak sama autorka pisze to „(…) mały człowiek uwięziony w wysokim ciele. Ponadto ma wadę wymowy – nie jest w stanie wymówić „r” i przez to nikt w redakcji nie traktuje go serio”. . Serio, serio. Sama go nie traktowałam poważnie. Jak traktować kogoś poważnie, kto mówi „Czy choć łaz ktoś inny mógłby odebłać ten cholełny telefon” To napławdę nie jest takie tłudne, i nikt tu nie łobi tego na tyle często, żeby nabawić się ułazu”. Czytając tę i podobne kwestie podśmiewałam się pod nosem, bo jak tu nie zrobić, czy raczej złobić: hihihi.

Do samego końca nie byłam pewna kto jest sprawcą. Momentami, dla mnie wszyscy wydawali się podejrzani. „Zabójcza przyjaźń” przyniosła mi wiele wrażeń, mimo, że nie przekonała mnie do siebie współpracowniczka Jacka. To według mnie była jedyna słaba postać opisana przez Feeney. Książka miała w sobie wszystkie cechy thrillera, które cenię w tym gatunku; fabuła jest logiczna i przemyślana, akcja zajmująca, postaci świeże. Dlatego z czystym sumieniem polecam Wam po nią sięgnąć. Jeśli tego nie zrobicie, ominie Was naprawdę dobra proza.

 Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU W.A.B.

„Nie spadłam z nieba” Weronika Wierzchowska

NIE SPADŁAM Z NIEBA

  • Autor: WERONIKA WIERZCHOWSKA
  • Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
  • Liczba stron:384
  • Data premiery:23.03.2021r.
  • Moja ocena:7/10

 Chciałam Wam dzisiaj pokazać kolejną książkę z gatunku obyczajowych, która zwróciła moją uwagę cudowną, nastrojową okładką i opisem. Nie znałam wcześniej autorki. „Nie spadłam z nieba” to zatem moja pierwsza książka autorki, ale już teraz mogę powiedzieć, że na pewno nie ostatnia. Weronika Wierzchowska urodziła się i mieszkała w mieście, gdy pracowała w wielkiej korporacji jako chemiczka. Przerwała karierę i wyprowadziła się na wieś, gdzie wymyśla żele, kremy i serum odmładzające, poświęca czas córce, gotowaniu i książkom. Tworzy opowieści o kobietach, i tych żyjących w dawnych czasach, i tych współczesnych.

Iza młoda dentystka żyje podporządkowana rodzicom i mężowi, w pewnym momencie jednak postanawia zmienić swoje życie. Ucieka przed wielkomiejskim zgiełkiem, byłym mężem i próbującym sterować jej życiem rodzicami i wyprowadza się do odziedziczonego po babci domu w prowincjonalnym miasteczku.. Planuje założyć tam przychodnię stomatologiczną. Jednak małe miasteczko wcale nie jest tak ospałe, jak się Izie wydawało, a jego włodarze mają swoje plany, a obecność kobiety najwyraźniej nie jest komuś na rękę i za wszelką cenę próbuje ją stąd wykurzyć. Ktoś kradnie jej na przykład fotel dentystyczny z całym oprzyrządowaniem. Na dodatek nagle w domu pojawia się jej ekscentryczny dziadek, który zniknął przed kilkunastu laty i został uznany za zmarłego. Na skutek zbiegu okoliczności Iza poznaje członków miejscowej trupy teatralnej, przyłącza się do nich i z ich pomocą postanawia rozprawić się z miejscowymi układami, a także rozwiązaniem zagadki komu i dlaczego zależy na pozbyciu się stąd Izy i jej dziadka?

Książkę czyta się rewelacyjnie, lekki, przyjemny styl sprawia, że błyskawicznie czytamy stronę za stroną. Muszę powiedzieć, że powieść ta była dla mnie sporym zaskoczeniem. Nie jest to typowa opowieść obyczajowa o zaczynaniu życia na nowo w nowym miejscu. Oczywiście ten motyw pełni tu ważną rolę, ale został znacznie ubogacony. Mamy więc sporo elementów humorystycznych, błyskotliwe dialogi, sam tytuł i jego nawiązanie do akcji również jest wyrazem poczucia humoru autorki, a wprowadzone przez nią dodatkowe wątki są śmieszne i zapewniają czytelnikowi rozrywkę i pozwalają oderwać się od rzeczywistości. Sam pomysł miejscowej trupy teatralnej, które przygotowuje przedstawienia dla dzieci jest ciekawy, a jeszcze ich przerysowane kostiumy i fantastyczne opisy autorki sprawiają, że uśmiech praktycznie nie schodzi czytelnikowi z twarzy. Także wykreowani bohaterowie są bardzo ciekawi. Mamy tu cała plejadę oryginalnych postaci. Szalony staruszek, dentysta maminsynek, jego ojciec szczwany lis, matka rządząca twardą ręką, wróżka o puszystych kształtach, miejscowy kombinator-biznesmen, szemrany rzezimieszek Czesio, jego chłopcy od brudnej roboty, przedszkolanka Asia o zaskakująco szerokich horyzontach, kumple marynarze. Postaci jest sporo i wszyscy są niezwykle barwi i w fantastyczny sposób opisani. Z tą książką nie sposób się nudzić. Gwarantuję, że zapewni Wam szereg niezapomnianych chwil, a po jej zakończeniu będziecie wprost tryskać dobrym humorem. Ja sama z niecierpliwością czekam na kolejną książkę autorki.

 Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU PRÓSZYŃSKI I S-KA.

„Afekt” Remigiusz Mróz

AFEKT

  • Autor: REMIGIUSZ MRÓZ
  • Seria: JOANNA CHYŁKA (TOM 13)
  • Wydawnictwo: CZWARTA STRONA
  • Liczba stron: 544
  • Data premiery:23.03.2021r.
  • Moja ocena: 8/10

(…) kiedy wybrałam sobie partnera na resztę życia. Było trochę jak z otwieraniem lodówki co godzinę. Wiesz, o czym mówię? Nikt nie sprawdza, czy aby nie pojawiło się w niej nic nowego, tylko czy nasze wymagania spadły już na tyle, żeby wybrać coś, co już w niej jest”.

„Afekt” Remigiusz Mróz

Niech nie zmyli Was Chyłka z zaproponowanego przeze mnie cytatu. Nie dajcie się nabrać. To nie ona. Nawet jeżeli wypowiedziała taką kwestię to tak naprawdę, nigdy wielokrotnie nie próbowała licząc, że wreszcie obniży swoje wymagania. Chyłkę znam już od 13 książek. Można powiedzieć, prawie rodzina. Wierzcie mi, to ktoś, kto nie godzi się na bylejakość. To ktoś, kto musi mieć wszystko co najlepsze. To ktoś, kto musi być najlepszy. I za to ją uwielbiam. Serię o Chyłce recenzowałam już niejeden raz. Gdybyście chcieli porównać moje poprzednie recenzje wystarczy kliknąć: PrecedensEkstradycjaWyrokUmorzenie, czy Testament. Muszę przyznać, że jestem stała w swoich uczuciach. Zwykle 8/10. Nie ukrywam, że za każdym razem gdy sięgam po nowy ton serii zastanawia mnie, czy ten tom będzie ostatni oraz skąd ten @RemigiuszMróz bierze pomysły na fabułę dla niej. Dla Chyłki. Przecież to postać nietuzinkowa, ciekawa, wyjątkowa. Kobieta stal, o wysokiej inteligencji, wygórowanym poczuciu własnej wartości oraz mistrzostwie w ripoście. Jak autor ciągle za nią nadąża?  Jak radzi sobie z jej przesadzonymi ambicjami? Jeśli bohaterka jest tak wyjątkowa, to jaki musi być jej stwórca? Ciągle mnie to zastanawia.

Co tym razem?

Tym razem Remigiusz Mróz dotknął w serii o Chyłce tematu pedofilii. Po rozpoczęciu pracy u dotychczasowego konkurenta, kancelarii KMK Joanna Chyłka wraz z Kordianem Orlińskim, zwanym Zordonem, zostaje poproszona o bronienie Mirosława Halskiego, brata kandydata na prezydenta. Halski oskarżony jest o obcowanie z nieletnią. Dziewczyną poniżej piętnastego roku życia. Klient przedstawia jednak dowody na to, że oskarżenie jest próbą wyłudzenia 300 tysięcy złotych. Potencjalna ofiara próbowała podobnego manewru wiele lat wcześniej, oskarżając znanego polityka, późniejszego premiera o ten sam czyn. Okazało się, że oskarżenie było wyssane z palca. Do oskarżenia, a tym bardziej skazania nie doszło. Chyłce temat wydaje się wygrany. Liczy na szybkie zakończenie sprawy i łatwo zarobione pieniądze. Dlatego się godzi na reprezentację oskarżonego o pedofilię. Niestety temat komplikuje się, gdy okazuje się, że domniemana ofiara nie żyje od ponad dziesięciu lat. Na domiar wszystkiego była najlepszą przyjaciółką byłej dziewczyny Zordona, z którą los styka go przy okazji tej sprawy. W sposób nieprzewidywalny. Sprawa dodatkowo się wikła, gdy okazuje się, że przeciwnikiem Chyłki będzie jej były Szef – Żelazny. Żelazny, który po wielu latach wspólnej współpracy zna jej wszystkie chwyty i taktyki wykorzystywane w obronie klientów. Sprawa nie wydaje się już taka prosta, a taktyka bez wad. Tym bardziej, że para prawników niespodziewanie dostaje zaproszenie do Belwederu, na herbatkę w towarzystwie prezydent kraju Mileny Hauer. Jaka jest motywacja oskarżycielki Mirosława Halskiego? Co tak naprawdę się działo w wilii w Józefowie? Czy dzieje się to nadal, czy to tylko kolejna polityczna prowokacja? Chyłka nie poddaje się. Podejmuje rękawicę. Mimo, że jak sama mówi, doskwiera jej „(…) subtelne, ale uporczywe i ustawiczne poczucie, że jestem nie na swoim miejscu”. Uczucie, że coś jest nie tak. Że tak naprawdę wszystko się toczy gdzieś indziej w sieci „(…) pewnych… zależności między ludźmi, którzy w tym kraju mają coś do powiedzenia”. I jeszcze coś. Komu zależy na Chyłce i Kordianie? Kto ma tyle odwagi zwracając się w anonimach do Chyłki „Asiu”!!! Anonimach sugerujących, że Chyłka i Kordian mają do czynienia w kancelarii Krat, Messer i Kosmowski z szefem organizacji „ludzi trzymających władzę”. Co ważne, to wszystko dzieje się na pierwszych sześćdziesięciu stronach książki. Później jest jeszcze bardziej ciekawie. Pamiętajcie, książka ma 544 stron. Wszystko przed Wami.

Należy się ósemka  

Dlaczego? Z wielu powodów. Po pierwsze w książce Mróz wplótł wątki ze swej innej serii, tj. serii książek z gatunku political fiction „W kręgach władzy”. Czytaliście ten cykl? Jeśli tak, to gratuluję dobrego wyboru. Jeśli nie, koniecznie musicie nadrobić. Dla nieczytających tego cyklu powiązanie jest niemożliwe do wyłapania. To są właśnie nowe wątki. Wątki o mechanizmach władzy istniejących w polskiej polityce nie tylko fikcyjnej, lecz także – czego jestem prawie pewna – rzeczywistej. Autor już wcześniej łączył bohaterów różnych serii w swoich publikacjach. Wystarczy wspomnieć chociażby jedną z moich ostatnich recenzji jak „Osiedle RZNiW” (Osiedle RZNiW), gdzie to właśnie Chyłka pojawia się w zakończeniu. Jest to inteligentny zabieg dla fanów Remigiusza Mroza. Cóż to za wielka przyjemność czytać o powiązanych w fabule jednej książki swoich ulubionych bohaterach.

Po drugie Mróz podjął temat bardzo ważny. Temat pedofilii. Temat nakłaniania młodych niepełnoletnich dziewcząt do uczestnictwa w tak zwanych imprezach, gdzie za kilkaset złotych mają być towarzyszkami bogatych, znanych, wpływowych. Znacie ten temat zapewne z relacji dziennikarskich. Głośno było wiele lat temu o imprezach organizowanych w podwarszawskich rezydencjach, na które były zapraszane polskie licealistki czy gimnazjalistki. Może te wydarzenia stały się inspiracją dla Mroza do wykreowania tej fabuły? Nigdy się nie dowiem. Ważne, że temat został tak inteligentnie opisany we współczesnej prozie. Temat, który zwykle ukrywamy. Staramy się uciszyć. Kto chce czytać lub słuchać o naiwnych dziewczętach, które „rzekomo” nie były świadome po co jadą do podwarszawskich willi? „Rzekomo” to słowo klucz. Zawsze się pojawia przy okazji takich wątków. Zawsze znajdzie się ktoś, kto to słowo wypowie. Zwykle jest to ktoś nieświadomy wpływu tych wydarzeń na przyszłe życie młodych dziewczyn.

 Po trzecie konsekwentny styl. Takiej bohaterki jak Chyłka nie znam w żadnej serii polskiej literatury. Mróz ciągle musi nadganiać i dostosowywać się do zresztą własnych z poprzednich serii wyobrażeń o głównej bohaterce. Styl Chyłki, która uparcie wypowiada cięte riposty jest nie do podrobienia. Dowody, przykłady? Proszę bardzo:

·         „Zabawmy się w grę pod tytułem „wypierdalanie”. Ty zaczynasz”.

·         „(…) gdzieś rośnie drzewo produkujące tlen, dzięki któremu tych trzech kretynów może oddychać. Powinni je przeprosić”.

·         „Ponieważ gdyby znalazł pan lepszą prawniczkę, dostałby pan Nobla z chemii za odkrycie dotychczas nieznanego pierwiastka…”

·         „Nie przerywa się Chyłce, kiedy milczy”.

Itede, itepe. W książce jak zwykle roi się od specyficznych mądrości Chyłki i jej wysublimowanego poczucia humoru. Jest to styl, który do tej pory nie został podrobiony w żadnej książce, którą czytałam, a czytałam ich sporo.

 Po czwarte tak jak Mróz wspominał w poprzednich książkach serii, kancelaria, w której ostatecznie wylądowali Chyłka i Zordon jest typową korporacją. Autor jak mówił, tak też uczynił. W książce roi się od korpogadki. Mamy tu liczne zapożyczenia jak „czekamy na ciebie w conference roomie”, „idzieś or what?”, „sfokusuj się na chwilę”, zbriefuj mi, co się dzieje”, „kolnęłaś już do niego?, „większego fakapu tutaj nigdy nie było”, czy znany korposzczurom w całej Polsce „asap” oraz taką korpopaplaninę jak: „wiadomka”. Ta konsekwencja sprawia, że książka jest faktyczną częścią jednej całości. Całości rzeczywistości Chyłki. Rzeczywistości tak zakorzenionej w świecie czytelniczym postaci, że można się pomylić i uznać, że… ta Chyłka istnieje naprawdę. A może o to tu chodzi? Może chodzi o pokazanie istniejącej w rzeczywistości Chyłki? Znacie jakąś? Znacie kobietę podobną do niej? Wiele bym dała, by uścisnąć jej dłoń …

 Po piąte zakończenie. Jak zwykle nieoczywiste. Wszystko się zmienia w ułamku sekundy, w kolejnych pięciuset słowach. To duża umiejętność konstruować tak nietypowe zakończenia, które są zaskoczeniem dla czytelnika.

Mróz tworzy różne książki, różne fabuły, różne postaci. To nie tak, że autor jest przewidywalny. Autor jest wszechstronny. Nie wymagam w serii o Chyłce takich wrażeń, czy hipsterskich opisów, dialogów jak np. w „Osiedlu RZNiW”, czy sekretów i tajemnic jak w serii z Burzą i Sewerynem, która zaczyna się od „Listów zza grobu”. W serii o Chyłce wymagam 100% Chyłki. Nawet jeśli Chyłka i Zordon dojrzewają. Dojrzewa ich relacja. To nadal są 100% oni. Jedyni w swoim rodzaju. A dodatkowe zabiegi literackie jak wprowadzenie nowej postaci, aplikantki Zawady, czy bohaterów serii „W kręgach władzy” tylko czyni kolejną książkę serii jeszcze ciekawszą.

Powieść czytało się lekko i szybko. Pochłaniałam stronę za stronę. Trudno uwierzyć, przeczytałam ją w jeden dzień.  To dzięki szybkiej akcji i ciekawym dialogom. Najgorsze jest to ☹, że dopiero co skończyłam „Afekt”, a już jestem ciekawa kolejnego tomu i tego co się zadzieje z Chyłką i Zordonem.

Za możliwość recenzji książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

„Idealny detektyw” Kristen Ashley

IDEALNY DETEKTYW

  • Autor:KRISTEN ASHLEY
  • Seria: ROCK CHICK. TOM 5
  • Wydawnictwo:AKURAT
  • Liczba stron:575
  • Data premiery:17.03.2021r.
  • Moja ocena: 7/10

„Idealny detektyw” to piąty już tom cyklu „Roch Chick”. Przeczytałam każdy poprzedni tom, w związku z tym wiedziałam czego się spodziewać. Każdy z nich opiera się na tym samym schemacie – zwariowana, piękna dziewczyna, która pakuje się w tarapaty i seksowny, władczy mężczyzna, który pomaga jej się nich wydostać. Oprócz wątku miłosnego, niesłychanie gorących scen, niesamowitego humoru, w książce jest też watek sensacyjny, pościgi, wątki mafijne, zagadki do rozwiązania.

Ava Barlow postanowiła sobie, że będzie żyć bez mężczyzn, ma bowiem jak najbardziej powody by ich nienawidzić. Gdy więc jej przyjaciółka przyłapuje męża na zdradzie Ava postanawia dostarczyć jej dowody przeciwko niemu, by jak najszybciej mogła się rozwieść. Postanawia zwrócić się do detektywa Luke’a, swojej miłości z lat dziecinnych. W ostatnim momencie zmienia zdania, ale machina została już wprawiona w ruch. Luke się nią zainteresował, a gdy przystojniak z Nightingale Investigations postanawia uratować jakąś ślicznotką, ona sama nie ma zbyt wiele do powiedzenia:)

Jest to zwariowana opowieść o miłości, przyjaźni, odwadze, radości życia. Jest gorąca historia miłosna, zapierające w dech piersiach sceny erotyczne, pościgi, porwania, intrygujące śledztwa. A przede wszystkim jest cała gromadka zwariowanych bohaterów, dziewczyn wprost mających talent do pakowania się w kłopoty oraz przystojnych mężczyzn, którzy chcę je uratować. Do tego jest optymizm, poczucie humoru, błyskotliwe dialogi, zwroty akcji. Jednym słowem, czegóż chcieć więcej?;) O ile pierwsze tomy serii nie bardzo mnie porwały, choć czytało się przyjemnie, a środkowe mnie zachwyciły, o tyle w „Idealnym detektywie” mimo że czytało mi się go bardzo szybko i przyjemnie były momenty, kiedy te znane schematy już mnie trochę męczyły. Przede wszystkim postawa Avy – kocha się w Luke’u od dzieciństwa, dla niego staje się super laską, udaje się do jego biura, ale gdy już tam jest postanawia przed nim uciekać i przez cała książkę zachowuje się w taki sposób, wprost ślini się na jego widok, ale gdy tylko akcja posuwa się odrobinę do przodu w panice postawia uciekać na egzotyczną wyspę. Jej zachowanie było więc dla mnie niespójne i momentami dość irytujące. Jednak Luke jest tak gorący, przystojny i męski, a chemia między bohaterami powoduje, że dosłownie iskrzy tak mocno, że odwraca to naszą uwagę od wszelkich nieścisłości. Jeśli lubicie zwariowane przygody i równie szalonych bohaterów i nie ma macie wymagań dotyczących tego by akcja była mocno oryginalna to „Idealny detektyw” na pewno Wam się spodoba i dostarczy Wam wielu niezapomnianych wrażeń.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU AKURAT.

„Trzydziestka” Tomasz Żak

TRZYDZIESTKA

  • Autor:TOMASZ ŻAK
  • Wydawnictwo:W.A.B
  • Liczba stron:352
  • Data premiery: 24.03.2021r.
  • Moja ocena: 8/10

„(…) To właśnie należy robić z demonami – wywlekać, kurwa, za gardło, prosto na słońce i niech skurwysyny zdychają w mękach”.

„Trzydziestka” Tomasz Żak

Niewiele się spóźniłam z recenzją debiutu literackiego Tomasza Żaka. Tylko jeden dzień. Wczoraj, tj. 24.03.2021r miała premierę książka, którą mam przyjemność dziś Wam zaprezentować. Każdy debiutant to jedna wielka niewiadoma. Kim jest Tomasz Żak? Nie miałam pojęcia☹Z notki biograficznej dowiedziałam się, że to człowiek orkiestra: „był dziennikarzem telewizyjnym, zarządcą nieruchomości, handlowcem, customer happiness managerem, wokalistą w kapeli hardcore punk oraz radnym miejskim. Jak sam o sobie mówi, posiada doktorat z memów i habilitację z polskiego rapu” (źródło: https://lubimyczytac.pl/autor/203775/tomasz-zak. Szerokie spektrum zainteresowań i działalności autora pozwala mu czerpać z własnego doświadczenia pełnymi garściami. Może dlatego ten debiut jest tak udany?

Krótko o fabule

Akcja umiejscowiona została w małomiasteczkowej społeczności. Mamy tu i burmistrza, Króla miasta, Andrzeja Pałeckiego, który ma świadomość, że wyborcy kochają „(…) religijne wstawki w przemowach…”. Głęboko przekonanego o swej nieomylności, wyjątkowości. Przesuwającego odpowiedzialność na wszystkich innych, swych współpracowników, oponentów politycznych, członków rodziny. Jak sam twierdzi: „(…) To ktoś inny wprawił w ruch tryby maszyny. To zawsze był ktoś inny.” Inspektor policji wojewódzkiej Iwonę Steg. Ofiarę swego byłego partnera, również policjanta Igora, który umiłował sobie przemoc domową. Stróża prawa, który kiedyś na patrolu „(…) omal nie przejechał babci z wnuczką”.  Uzależnioną od opioidów, tramalu, który – parafrazując – kochała i nie potrafiła bez niego żyć. Niespełnionego pisarza, Kubę chałturzącego w lokalnym dziennikarstwie, sfrustrowanego, nie potrafiącego napisać upragnionej powieści. Uzależnionego od alkoholu, porzuconego przez dziewczynę Kasię. Komendanta miejskiej policji Czempiona, będącego chłopcem na posyłki burmistrza miasta. Zawsze wiernego, oddanego, wspólnie ustalającego reguły gry rządzące w lokalnym światku i….półświatku, jak się okazuje. Miejscowego gangstera, Banana, syna bogatego dewelopera rozwijającego swój interes w komitywie z burmistrzem oraz właściciela popularnej restauracji. Restauracji, w której wszystko się dzieje, która wydaje się być centrum dystrybucyjnym, centrum dowodzenia. Banan dystrybuuje szczęście, a dowodzi ludzkimi losami. Kajetana, uwielbiającego sterydy trenera osobistego i rozwoziciela pizzy. Kajetana współpracującego z Bananem. Więc Kajetana, rozwożącego nie tylko pizzę. Mamy i oponentów politycznych rządzącego burmistrza. Barneja – wiceburmistrza chcącego wyrwać się z tygla zła, Piotrowicza i Zylewicza – radnego, ukrywającego swoją orientację seksualną, nieszczęśliwego w lokalnym społeczeństwie.

Wątek kryminalny zaczyna się w chwili, gdy w dniu swoich trzydziestych urodzin zostaje zamordowany Tomek Pałecki, pseudo Pała, syn burmistrza. Tomek, kolega i Banana, i Iwony, i Kuby. Przecież każdy z kimś kiedyś chodził do szkoły. Tomka, który pod przykrywką macho ukrywa swój homoseksualizm, swoje prawdziwe ja. Tomka, którego zawód to „syn”. Syn swego ojca. Tomka mającego problem z narkotykami. Lubiącego zażyć i chcącego na nich zarobić. Tomka, który przysparza tylko same problemy, szczególnie własnemu ojcu, ambitnemu, nieskalanemu we własnym mniemaniu lokalnemu politykowi.

Uwielbiam ten styl

Styl Tomasza Żaka od razu przypadł mi do gustu. Autor puścił w moim kierunku kilkukrotnie oko. Po pierwsze twierdząc, że jeden z moich ulubionych polskich pisarzy kryminałów, tak naprawdę nie istnieje☹. Prawie wpadłam w żałobę, czytając „(…) Mróz nie istnieje. (…) Ja nie przyjmuję do wiadomości, że jeden człowiek może tyle książek nakurwiać rocznie. To jest jakieś AI, cyborg (…), tak się nie da”.  Co Pan na to Panie Remigiuszu;?;) Po drugie wplatając w książkę jeden z najlepszych tekstów w scenie przedłóżkowej, jaki kiedykolwiek przeczytałam. A brzmi to tak: „Myślałeś kiedyś, że ten świat to film? Albo książka? A my jesteśmy tylko wytworami chorej wyobraźni jakiegoś grafomana? I ten ktoś ma opisać scenę seksu? Czytałeś kiedyś opis seksu, który nie był żenujący?”. Myśleliście kiedyś o tym z tej perspektywy? Prawda, że uroczy dialog zamiast gry wstępnej. Po trzecie wspominając o słoikach z warszawskiego Mordoru. Mordoru, w którym pełno korporacji, a tym samym masę korposzczurów. Mordoru, który znam z własnego zawodowego życia. Jedyne pocieszenie jest takie, że autor potwierdził z całą pewnością, że bycie „słoikiem z warszawskiego Mordoru” to nie powód do „wyprucia bebechów”. Po czwarte tworząc lokalny political fiction. Nie dziw, że opis relacji panujących w samorządach tak się udał autorowi. Sam przecież był radnym. Widział z bliska na własne oczy te ustawianie stołków, poświęcanie wszystkiego na rzecz lokalnej władzy, przekupywanie oponentów za „(…)może którąś spółkę gminną? (…) Budownictwo społeczne? (…) Gospodarka komunalna? (…) A może miejski sport?”. Z każdym można się dogadać, to tylko kwestia ceny. Za jakie stanowisko można kogoś przekupić. Jakim stanowiskiem temu, który wspiera w kampanii lokalnych polityków trzeba się odwdzięczyć. Oj, co wynik wyborów samorządowych to widzę to na własne oczy.

 Bardzo podoba mi się opisanie przez autora dwóch jakże różnych postaci żon. Z jednej strony mamy całkowicie poporządkowaną mężowi i jego aspiracjom politycznym Ewelinę Pałecką. Uzależnioną od drogiego wina i antydepresantów, utrzymankę męża. Z drugiej pociągającą za sznurki żonę Barneja, miejscową farmaceutkę. Niestety na którą również Pałecki senior ma haka. Nikt w kręgu miejscowej władzy nie może czuć się bezpieczny. Nikt tak naprawdę nie może sam o sobie decydować. Otoczenie Andrzeja Pałeckiego wydaje się być pociągane za sznurki, za sznurki przez zaburzonego lalkarza, którym tak naprawdę okazuje się jeden z morderców syna.

Zgadzam się całkowicie z opinią Marcina Mellera na okładce książki, który podsumował książkę słowami: „Czysta radość czytelnicza!”. To dzięki niemu sięgnęłam do publikacji. Wszak Meller jest czytelnikiem wymagającym. W dwadzieścia dwa rozdziały i epilog Tomasz Żak zawarł samą esencję teraźniejszego życia. Poszukiwanie podniety, pogoń za władzą i pieniędzmi, nałogi i niespełnione marzenia. Tylko żal, że niewinni ponoszą konsekwencje, a prawdziwym sprawcom wszystko uchodzi na sucho. Jak się okazuje na końcu, nie zawsze da się wygrać ze swoimi demonami. Demonami żyjącymi wokół nas. Będącymi naszymi zwierzchnikami, współpracownikami, wrogami i przyjaciółmi. Częściej pozostajemy nadal w ich szponach.

 Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU W.A.B.

„Revenge” Agnieszka Lingas-Łoniewska

REVENGE

  • Autor:AGNIESZKA LINGAS-ŁONIEWSKA
  • Seria: BEZLITOSNA SIŁA. TOM 5
  • Wydawnictwo:BURDA KSIĄŻKI
  • Liczba stron:287
  • Data premiery:10.03.2021r.
  • Moja ocena:7/10

Książki Agnieszka Lingas-Łoniewskiej lubię, dostarczają mi rozrywki i są gwarancją mile spędzonego czasu. Pamiętam, jak wydawało by się, nie tak dawno temu brałam udział w spotkaniu z autorką z okazji premiery pierwszego tomu serii „Bezlitosna siła”. Tymczasem 10 marca premierę miał już jej piąty tom. Przeczytałam wszystkie i bardzo je lubię, dlatego nie zawahałam się też przed sięgnięciem po najnowszy tom.

Jego bohaterowie pojawili się już epizodycznie w poprzednich częściach. Wiktor Brudzyński / Revenge pojawił się w „Saturnie”, gdzie walczył w klatce ze swoim byłym przyjacielem Konradem. Wiktor zawsze był niepokornym typem, pełnym złości, z trudną przeszłością. Teraz jednak próbuje ułożyć swoje życie na nowo, przeprowadza się do Wrocławia, by zaopiekować się nastoletnim bratem. Chce odnowić znajomość z Konradem, ale nie wie czy to jest jeszcze możliwe. Laura Marczyk pojawiła się w „Marsie”, jest siostrą doktor Liwii i chce z jej pomocą uwolnić się od przemocowego męża. Jednak jak to często w przypadku ofiar przemocy bywa daje się zmanipulować oprawcy i do niego wraca, doświadczając z jego strony jeszcze gorszych rzeczy. Akcja „Revenge” rozgrywa się kilka lat później, gdy Laura już rozwiodła się z mężem i razem z małym synkiem próbuje we Wrocławiu zacząć życie na nowo. Bardzo chce pojednać się z siostrą, z która przez te lata nie utrzymywała kontaktu. Zanim jednak się na to odważy poznaje Wiktora. Czy dwoje tak różnych ludzi może stworzyć związek. Czy Laura po takich ciężkich przeżyciach będzie potrafiła jeszcze komuś zaufać, a tym bardziej Wiktorowi, który zdecydowanie nie ma nieposzlakowanej opinii, a w przeszłości zrobił wiele głupich rzeczy. I czy ona sam będzie rzeczywiście potrafił zacząć od nowa, czy może przeszłość go dopadnie i zwycięży?

Książkę, jak pozostałe tomy serii czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Oczywiście można czytać tą powieść bez znajomości poprzednich, ale powiedziałabym, że czytanie po kolei jest pełniejsze, gdyż po kolei poznajemy bohaterów i ich losy i bardzo przyjemnie czyta się o postaciach drugoplanowych, które już znamy. Powieść zwraca naszą uwagę na problem przemocy domowej, ukazuje jak trudno Laurze byłu uwolnić się od męża i jak wielką krzywdę wyrządził on jej, także psychicznie. Z drugiej strony opowieść ta niesie nadzieję, że nigdy nie jest za późno, by zacząć od nowa i obojętnie ile złego w naszym życiu nie doświadczyliśmy, jeżeli znajdziemy w sobie odwagę, bo otworzyć się na pozytywne uczucia, przyjaźń i miłość, to nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Z ogromną przyjemnością czytałam sceny, mówiąc on tym, jak Wiktor i Laura zostali przyjęcia do grona Panta Rhei, gdzie bardzo szybko mimo trudnej przeszłości poczuli się jak w domu.

Generalnie powieść ta pozostawiła mnie z bardzo optymistycznym wydźwiękiem. Mówi o sile uczucie, o odwadze do zaczynania życia na nowo, o sile przyjaźni i miłości. Jeżeli jeszcze nie znacie tej serii bardzo zachęcam Was do zapoznania się z tym cyklem o silnych mężczyznach i kobietach, które są ich silą napędową w życiu.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU BURDA KSIĄŻKI.

Premiera – „Wierny czytelnik” Max Seeck

WIERNY CZYTELNIK

  • Autor:MAX SEECK
  • Wydawnictwo:SONIA DRAGA
  • Liczba stron: 433
  • Data premiery:24.03.2021r.
  • Moja ocena:8/10

Nietypowy wstęp

Dzięki wydawnictwu https://soniadraga.pl/ mam niezwykłą przyjemność zaprezentować Wam moją recenzję dzisiejszej premiery, najnowszej książki Maxa Seecka „Wierny czytelnik”. Ci co obserwują mój blog zauważą, że to nietypowy wstęp do mojej recenzji. Zwykle wspominam o wydawnictwie na samym końcu. Tym razem musiałam zrobić inaczej. Po pierwsze dlatego, że premiery tego katowickiego wydawnictwa śledzę z wielką uwagą. Parę książek zdobi moje półki. Po drugie jest to wydawnictwo, dzięki któremu trafiłam do Księgarnio-Kawiarni Dopełniacz na chorzowskim rynku https://www.facebook.com/KsiegarniaDopelniacz/ , księgarnio-kawiarni wydawniczej. Czyż nie cudowna inicjatywa? Wypiłam tam przepyszną kawę, zjadłam ulubione ciastko, a co ważniejsze, zostałam profesjonalnie obsłużona przez pracujące tam Dziewczyny (jeszcze w roku 2019). Po wysłuchaniu moich preferencji zaproponowały pozycje, które trafiły w mój gust. Poświęciły mi duuuuużo czasu, nie sprawiając w ogóle wrażenia znudzonych. Taki profesjonalnych i oddanych książkom ludzi szukać jak „wiatru w polu”. Tęsknię do kawy i ciastka w chorzowskim Dopełniaczu☹. Wiele śląskich autorek, które uwielbiam jak @Marta Matyszczak i @Monika Kassner również zagląda pod ten adres. Uwielbiam to miejsce, a katowicki Miejscownik Tygiel Kulturalny śledzę na facebooku (https://www.facebook.com/Miejscownik-Tygiel-Kulturalny-2087477541505048/). Śledzę wszystkie wydarzenia, ciekawe spotkania, interesujące i rozwijające rozmowy. Przyznaję, do warszawskiej Księgarni Korekty jeszcze się nie wybrałam:☹. Wiadomo, aura nie sprzyja. Nic straconego zobaczcie jakie to jest magiczne miejsce https://www.facebook.comKsiegarniaKorekty/ . Pojawię się tam wcześniej czy później. Sami rozumiecie, że recenzji nie mogłam zacząć standardowo.

A gdzie cytat?

Będzie i tym razem. Niekoniecznie na początku recenzji, ale jednak. Trudno mi było wybrać, bo w książce roi się od ciekawych przemyśleń, twierdzeń i objaśnień. Co Wy na taki cytat?

(…) muzycy i pisarze wykonują bardzo podobną pracę – to samo gówno w innym opakowaniu – ale tylko pierwsi sprawiają, że kobiety w średnim wieku rzucają majtki na scenę”.

Przyznaję, cytat z 10 strony idealnie komponujący się w fabułę książki do jej ostatniej strony. Postać pisarza okazuje się być w fabule istotnym wątkiem.

O fabule w taki sposób, by nie zdradzić szczegółów

To jest zawsze najtrudniejsze zadanie recenzenta. Wprowadzić potencjalnego czytelnika w fabułę, zaciekawić, jednocześnie nie zdradzając istotnych detali. Książka rozpoczyna się od morderstwa Marii, żony popularnego pisarza Rogera Koponena. Autora serii Polowanie na czarownice. Na miejscu zdarzenia „Widok urodziwej twarzy nasuwa skojarzenie z Jokerem w wykonaniu Jacka Nicholsona”. Fińscy śledczy rozpoczynają poszukiwanie mordercy. W trakcie czynności na miejscu zbrodni w domu Koponena aspirant Jessica Niemi uświadamia sobie, „(…) że morderca ucieka właśnie piechotą z miejsca zbrodni”. Kto był tak bezczelnie blisko śledczych szukających wskazówek na miejscu zbrodni? Czy to jeden z nich? Niestety, tego długo śledczy nie potrafią się dowiedzieć. Śledztwo zaczyna się bardziej komplikować, gdy Roger Koponen informuje, że policja ma szukać kolejnego ciała. Ciała kobiety, ukrytego w lodzie. Tak jak w książce samego Koponena, którego słuchacz na wieczorze autorskim zapytał: „Boisz się tego, o czym piszesz?”. Policjanci zaczynają czytać powieści autora szukając kolejnych wskazówek dla morderstw opisanych w trzech tomach serii, kobiet utopionych, otrutych, ukamien owanych, zabitych sztyletem, spalonych oraz zmiażdżonych. Niestety, ofiary zostają kolejno odkryte. Tylko jedna przeżyła, Laura Helminen – kobieta zmiażdżona (stopniowo ciężarem kamieni). Laura, która boi się Jessici. Laura, która boi się piwnicy. Śledztwo prowadzi kryminalnych do ośrodka psychiatrycznego Lepsze jutro, gdzie dr Daniel Luoma wraz z żoną informuje policjantów o skradzionych lekach anestezjologicznych. Dr Daniel Luoma i jego żona, którzy….już dawno nie żyją…

Fiński nordic noir

Gdy przeczytałam na obwolucie „To mrożący krew w żyłach thriller, który zadowoli fanów Lisbeth Salander i trylogii Millenium Stiega Larssona” pomyślałam: Akurat! Jako fanka serii Millenium nie mogłam uwierzyć, że inna powieść zadowoli mnie w równym stopniu. I….lekko się zdziwiłam. „Wierny czytelnik” to kryminał w duchu prawdziwego nordic noir. Rozbudowany, niejednoznaczny wątek kryminalny, mroczne sekrety, złożone postaci skrywające tajemnice. To cechy tej powieści. Ogromny ukłon w stronę autora za rozbudowany wątek aspirantki Jessici Niemi. Jej osobista historia przeplata się z całym wątkiem kryminalnym. Poznajemy Jessicę tu i teraz w trakcie toczącego się śledztwa, ale również odkrywamy ją dużo wcześniej. Odkrywamy, co ją tak naprawdę ukształtowało. Czy to samotność po śmierci rodziców i młodszego brata? Czy to krzywdy otrzymane z rąk oprawcy – uroczego Colombana w trakcie romantycznej wycieczki do Wenecji? Colombana, poetyckiego skrzypka, muzyka, który na pożegnanie mówi: „(…) Pamiętaj, co powiedziałem. Twoja historia nikogo nie poruszy, więc najlepiej jej nie opowiadać”. Czy relacja ze swoim szefem Erne? Wybawicielem, przyjacielem, zwierzchnikiem, jedynym, który tak naprawdę zna jej historię. Poznajemy Jessicę jako córkę swojej matki, nieprzypadkowo znajdującą się w środku całej historii. Nieprzypadkowo związaną z wydarzeniami. Jednym słowem, jak w prawdziwym nordic noir okazuje się, że cała historia zaczęła się dużo, dużo wcześniej. Wszystkie wątki są dobrze rozbudowane, przepracowane przez autora. Nie ma żadnej luki, niedopowiedzeń, niewykorzystanych szans. Max Seeck bawi się nami wprawiając nas ciągle w konsternację dodając nowe motywy. Niezwykłym zaskoczeniem była dla mnie rola pierwszej ofiary Marii Koponen. Po co Maria zamówiła pięć, tych samych czarnych sukien wieczorowych w różnym rozmiarze, w które ubierane są kolejno ofiary? Nie mogłam doczekać się wyjaśnienia. Okazało się, że nie było wcale takie proste i oczywiste.

Spodziewając się kolejnego skandynawskiego kryminału otrzymałam powieść trzymającą w napięciu do samego końca, z ciekawymi wątkami pobocznymi. Przemocy w relacjach damsko – męskich i syndromu sztokholmskiego. Okultyzmu. Wykorzystywania słabszych, poranionych, chorych psychicznie osób dla własnych celów. Śmierci tych, którzy się nie potrafią przyporządkować, dostosować do oczekiwań. Schizofreników z rozdwojoną jaźnią, którzy potrafią sprawnie i efektywnie funkcjonować w społeczeństwie. Rodzinnych tajemnic, które długo nie zostają odkryte. Zakończeń, które są zaskakujące.

Jeśli lubicie w kryminałach odkrywać, jednocześnie nie zbliżając się nawet do rozwiązania zagadki – jak się okazuje na końcu –  to nie możecie pominąć tej książki. Zaproście ją na swoją półkę, koniecznie!

 Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU SONIA DRAGA.

Recenzja przedpremierowa – „Ukochany wróg” Kristen Callihan

UKOCHANY WRÓG

  • Autor:KRISTEN CALLIHAN
  • Wydawnictwo:MUZA
  • Liczba stron:448
  • Data premiery: 24.03.2021r.
  • Moja ocena: 8/10

Książki Kristen Callihan bardzo lubię. Jej cykl „VIP” to jeden z moich ulubionych. Są błyskotliwe, z poczuciem humoru, optymistyczne, zawierają świetne historię i zapewniają niesamowitą rozrywkę. Kiedy więc dowiedziałam się o jej najnowszej powieści „Ukochany wróg” wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Czy mnie nie zawiodła?

Macon Saint to gwiazda filmowa, jest bogaty, seksowny i potwornie irytujący. Przynajmniej zdaniem Delilah Baker, szefowej kuchni dobrze prosperującej firmy cateringowej. Tych dwoje zna się z czasów, gdy on był najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, a ona niepozorną dziewczyną o bystrym umyśle i ciętym języku. Od zawsze wyzwalali w sobie to co najgorsze, dokuczali sobie i się nie lubili. Łączyła ich osoba Samanthy, siostry Delilah, która w przeciwieństwie do niej samej była typem seksownej, lekkomyślnej i niegrzecznej dziewczyny. Przez całe liceum była też dziewczyną Macona. Po zakończeniu szkoły Macon znika z życia sióstr Baker na 10 lat. Delilah jest pewna, że nigdy więcej nie będą mieli już ze sobą nic wspólnego. Nieoczekiwania jednak pojawia się on w jej życiu, na skutek działań Sam, która podstępem została jego asystentką, narobiła kłopotów, a potem zniknęła wraz z zegarkiem jego matki, cennym kilkaset tysięcy dolarów. Delilah nie widząc innego wyjścia proponuje, że będzie spłacać dług siostry do jej powrotu, byle tylko mężczyzna nie zawiadamiał policji, co bez wątpienia byłoby ogromnym ciosem matki sióstr. Kiedy nieoczekiwania Macon proponuje by kobieta w ramach spłacania ługu została jego asystentką i szefową kuchni, wprowadzając się do jego posiadłości, Delilah nie wie czy będzie potrafił to zrobić? Czy dawno wrogowie mogą mieszkać pod jednym dachem i się nie pozabijać?

„Ukochany wróg” to powieść typu „love – hate” i chociaż często tego typu lektury mnie irytują, tą czytało się świetnie. Może i opowieść jest trochę naciągana i można by się przyczepić do prawdopodobieństwa niektórych faktów i decyzji bohaterów, to przecież nie o prawdopodobieństwo najbardziej chodzi w tego typu powieściach, prawa? A cała reszta jest bez zarzutu. Świetny błyskotliwy styl, cięte, zgrabne dialogi, świetni bohaterowie i porywająca akcja. Choć autorka sięga po dość już wyeksploatowany w literaturze motyw „od wrogów do kochanków” przestawia go z porywającą świeżością, poruszając taki istotne kwestia jak więzi rodzinne, poczucie odpowiedzialności, poczucie własnej wartości, przemoc i to jak przeszłość może wpływać na nasze życie. Główni bohaterowie to silnie postacie, osiągające sukcesy, realizujące swoje plany, jednak gdzieś tam pod powierzchnią wciąż tkwią w nich traumy z przeszłości. Czy będą potrafili je przepracować i pójść dalej bez tego bagażu. Czy dawni wrogowie mogą sobie pomóc w poradzeniu sobie z przeszłością?

Czytając nie potrafiłam się od lektury oderwać i ta powieść utwierdziła mnie tylko w tym, że Kristen Callihan należy do grona moich ulubionych autorek, której każdą kolejną powieść biorę w ciemno.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję WYDAWNICTWU MUZA.